Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
38
39
No i treść dokumentów, które przywiozła dla niego gospodyni. Jedyną naprawdę
miłą wiadomością było to, że Honor otrzymała przydział do ósmej Floty. Informacje
i analizy wywiadu były już znacznie mniej przyjemne, a miał świadomość, że musi
o nich jak najszybciej powiadomić admirała Matthewsa i resztę dowództwa graysoń-
skiego. Spokój panujący w bibliotece pozwalał na przemyślenie nowin i poustawia-
nie wszystkiego we właściwej kolejności. Pozwalał także na podjęcie decyzji w ostat-
niej kwestii, czyli rekomendacji dotyczÄ…cych zmian zalecanych przez KomisjÄ™ Rozwoju
Uzbrojenia. A to właśnie, jak uczciwie przyznawał, najbardziej psuło mu humor.
Już sam pomysł dalekosiężnych i fundamentalnych zmian w uzbrojeniu, a co za
tym idzie — w taktyce floty, w samym Å›rodku wojny, od której zależaÅ‚o dalsze istnie-
nie Gwiezdnego Królestwa Manticore, był w jego opinii średnio inteligentny i wysoce
problematyczny. Od lat toczył zaciętą walkę ze zwolennikami radosnych zmian, upie-
rającymi się stosować nie w pełni sprawdzone systemy uzbrojenia tylko dlatego, że są
one nowe i mogą okazać się przełomowe. Zwolenniczką i przywódczynią grupy wy-
znającej ten pogląd i zwanej jeune ecole była Sonja Hemphill zwana potocznie Upiorną
Hemphill. Wałka ta zmieniła się z czasem w złośliwe wycieczki osobiste, powodując głę-
bokie rozdźwięki między pewnymi oficerami RMN, czego szczerze żałował, ale na co
nie miał wpływu. A nie mógł sobie pozwolić, by wpłynęło to na jego postawę, gdyż cena
pomyłek byłaby zbyt wysoka. Zwolennicy Hemphill uważali, że każda nowa broń daje
przewagę pomimo niedopracowania czy braku taktyki i należy ją natychmiast wyko-
rzystać. I nic, co zaobserwował ostatnimi czasy, nie wskazywało na to, by nauczyli się
czegokolwiek przez te osiem lat zmagań, a to oznaczało...
Rozmyślania przerwał mu odgłos kroków na drewnianej podłodze. Damskich kro-
ków. Pospiesznie zdjął nogi z biurka i wyprostował się wraz z fotelem, obracając go
równocześnie tak, by móc spojrzeć ku drzwiom. I zamarł. Był zbyt doświadczonym by-
walcem salonów, by okazać coś takiego jak konsternacja, ale przyszło mu to z najwięk-
szym trudem, jako że nigdy wcześniej nie dał się złapać gospodyni (czy gospodarzowi)
na ukrywaniu się w trakcie balu czy przyjęcia.
A w bibliotece stała właśnie lady Harrington w biało-zielonej sukni, która była jej
cywilnym uniformem na Graysonie. Jak zwykle krok z tyłu stał Andrew LaFollet z ka-
mienną twarzą. Długie włosy Honor spływały na plecy, a na jej piersiach lśniły złoty
klucz patronki i złota Gwiazda Graysona. Wyglądała naprawdę imponująco...
White Haven wstał z szacunkiem.
Honor zaś uśmiechnęła się, widząc jego zaskoczenie. Skąd mógł biedak wiedzieć,
że wewnętrzny system bezpieczeństwa mógł śledzić każdego, a ona poleciła jednemu
z operatorów, by na bieżąco informował ją, gdzie przebywa i co porabia admirał White
Haven. Podeszła do niego, wyciągając prawą dłoń, którą ujął i ucałował niczym uro-
dzony na Graysonie. Następnie wyprostował się i spojrzał jej w oczy. Poczuła pełne za-
ciekawienia zainteresowanie Nimitza, który obejrzał sobie przy tej okazji admirała do-
kładnie.
38
39
— WidzÄ™, że znalazÅ‚ pan mojÄ… ulubionÄ… kryjówkÄ™, milordzie — powiedziaÅ‚a.
— KryjówkÄ™?
— OczywiÅ›cie — spojrzaÅ‚a wymownie na LaFolleta.
Ten wzruszyÅ‚ leciutko ramionami — nadal nie lubiÅ‚ zostawiać jej z kimÅ› samej, ale
musiał przyznać, że w tym towarzystwie i pomieszczeniu jest rzeczywiście bezpieczna.
Dlatego skinął głową i wyszedł bez słowa, zamykając za sobą drzwi. Honor zaś podeszła
do biurka z główną konsolą komputera i umieściła Nimitza na specjalnej grzędzie zain-