Strona startowa Ludzie pragnÄ… czasami siÄ™ rozstawać, żeby móc tÄ™sknić, czekać i cieszyć siÄ™ z powrotem.Lecz nie otworzyÅ‚ przytomnych oczu i kiedy Å›wit wszedÅ‚ miÄ™dzy nas kÅ‚Ä™bami drobno roziskrzonego Å›niegu od okien, którymi w zadymce górskiej wyÅ‚ caÅ‚y dom,...Dwaj strażnicy podeszli do drzwi, po jednym do każdego skrzydÅ‚a, silnie je pchnÄ™li i otworzyli...- PotrafiÄ™ jÄ… zamknąć - oznajmiÅ‚ Haman - tak, że nie bÄ™dzie można jej otworzyć bez Talizmanu Wzrostu...ParÄ™ razy otworzyÅ‚a i zamknęła usta, ale nie padÅ‚o z nich ani jedno sÅ‚owo...na, który otworzy³ mi drzwi, sta³ nadal w progu i patrzy³ na mnienieufnie...CHCĘ SIĘ NIM NACIESZYĆ! MAM SWOJE Å»YCIE! Oczy mamy otworzyÅ‚y siÄ™...25 Karla zatrzepotaÅ‚a powiekami i otworzyÅ‚a oczy...Powoli otworzyÅ‚em usta i przemówiÅ‚em...  IX  Bankier otworzyÅ‚ oczy...mój ojciec kupuje dewizy, które wymieniam po aryjskiej stro­nie, nasze zyski rosnÄ…, a oÅ›rodek wysiedlonych i sierociniec doktora Korczaka otrzymujÄ… regularnie...
 

Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.

Eunice zauważyła, że nie wzięli narzędzi. Może najpierw chcieli obejrzeć uszkodzenie, a dopiero potem przywlec sprzęt do domu. Przyjrzała im się baczniej, kiedy szli w stronę drzwi. Wyglądali na całkiem zdrowych. Dlaczego nie służą w wojsku? Co chwila zerkali przez ramię, jakby nie chcieli, by ktoś ich dostrzegł. Pani Wright nagle pożałowała, że nie ma tu Leonarda.
Stukanie wcale nie było uprzejme. Wyobrażała sobie, że właśnie w ten sposób walą do drzwi policjanci, gdy się spodziewają zastać po drugiej stronie kryminalistę. Kolejne łomotanie, tak mocne, że zadźwięczały szyby w salonie.
Na górze partyjka warcabów nagle przycichła.
Eunice podeszÅ‚a do drzwi. PowtarzaÅ‚a sobie, że nie ma siÄ™ czego bać, po prostu tej dwójce brak dobrego wychowania, typo­wego dla wiÄ™kszoÅ›ci angielskich fachowców. Jest wojna. Do­Å›wiadczeni rzemieÅ›lnicy sÅ‚użą przy naprawie sprzÄ™tu wojskowego. SÅ‚abi — tacy jak ta parka u jej drzwi — obsÅ‚ugujÄ… cywili.
Wolno uchyliÅ‚a drzwi. ChciaÅ‚a poprosić, by zachowali ciszÄ™ i nie pobudzili dziewczÄ…t. Ale nawet nie dobyÅ‚a z siebie sÅ‚owa. Duży — ten bez karku — ramieniem pchnÄ…Å‚ drzwi i Å‚apÄ… zatkaÅ‚ jej usta. Eunice próbowaÅ‚a krzyknąć, lecz gÅ‚os nagle ugrzÄ…zÅ‚ jej w gardle.
Drobniejszy przysunął usta do jej ucha i szepnął ze spokojem, który jeszcze bardziej ją przeraził:
— Tylko nam daj to, czego chcemy, kochaniutka, a nikomu nic siÄ™ nie stanie.
A potem minął ją i popędził na górę.
 
 
Sierżant Meadows uważaÅ‚ siÄ™ za swego rodzaju autorytet od gangu Pope'a. WiedziaÅ‚, jak zarabiajÄ… — legalnie i nielegalnie — z imienia i twarzy znaÅ‚ wiÄ™kszość czÅ‚onków grupy. Dlatego kiedy usÅ‚yszaÅ‚ rysopis dwóch mężczyzn, którzy wÅ‚aÅ›nie najechali pen­sjonat w Islington, zwinÄ…Å‚ interes na miejscu zabójstwa i ruszyÅ‚ osobiÅ›cie zbadać sprawÄ™. Opis jednego mężczyzny pasowaÅ‚ do Richarda „Dicky'ego" Dobbsa, pierwszego ochroniarza i faceta od mokrej roboty Pope'a. Opis drugiego zaÅ› do samego Roberta Pope'a.
Meadows, jak to miał w zwyczaju, krążył po salonie, podczas gdy Eunice Wright, sztywno wyprostowana w krześle, cierpliwie po raz kolejny relacjonowała przebieg wydarzeń, choć robiła to już dwukrotnie. Filiżankę herbaty zastąpił kieliszeczek słabej sherry. Na twarzy kobiety został odcisk dłoni napastnika, miała też guza po pchnięciu na podłogę. Poza tym nie odniosła większych obrażeń.
— I nie powiedzieli pani, kogo albo czego szukajÄ…? — dopy­tywaÅ‚ siÄ™ Meadows, zatrzymujÄ…c siÄ™ na moment.
— Nie.
— W rozmowie miÄ™dzy sobÄ… rzucali jakieÅ› imiona?
— Nie, chyba nie.
— Może przypadkowo zauważyÅ‚a pani numer rejestracyjny furgonetki?
— Nie, ale opisaÅ‚am samochód jednemu z policjantów.
— To bardzo popularny model, pani Wright. Niestety, sam opis wozu nie na wiele nam siÄ™ zda. Jeden z moich ludzi popyta sÄ…siadów.
— Przykro mi — powiedziaÅ‚a, masujÄ…c gÅ‚owÄ™.
— Dobrze siÄ™ pani czuje?
— NabiÅ‚ mi wielkiego guza, bandyta!
— Może powinna pani pójść do lekarza. Każę któremuÅ› z poli­cjantów, by paniÄ… podwiózÅ‚, kiedy już skoÅ„czymy.
— DziÄ™kujÄ™. To bardzo miÅ‚o z pana strony. Meadows wÅ‚ożyÅ‚ pÅ‚aszcz przeciwdeszczowy.
— Może przypomina sobie pani coÅ›, co jeszcze im siÄ™ wymknęło?
— Cóż, byÅ‚o jeszcze coÅ›. — Eunice Wright zawahaÅ‚a siÄ™ i pokraÅ›niaÅ‚a. — Przykro mi, ale użyli dość nieprzyzwoitego jÄ™zyka.
— Zapewniam, że nie poczujÄ™ siÄ™ urażony.
— Ten mniejszy powiedziaÅ‚: „Jak dopadnÄ™..." — zawahaÅ‚a siÄ™, zniżajÄ…c gÅ‚os, zażenowana. — „Jak dopadnÄ™ tÄ™ pieprzonÄ… sukÄ™, osobiÅ›cie jÄ… zabijÄ™".
Meadows zmarszczył brwi.
— Jest pani pewna?
— O tak. CzÅ‚owiekowi nieprzywykÅ‚emu do takiego sÅ‚ownictwa trudno to zapomnieć.
— RzeczywiÅ›cie. — PodaÅ‚ jej wizytówkÄ™. — Gdyby przyszÅ‚o pani jeszcze coÅ› do gÅ‚owy, proszÄ™ koniecznie zadzwonić. MiÅ‚ego dnia, pani Wright.
— MiÅ‚ego dnia, inspektorze.