Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
Sala miała trzydzieści metrów długości i dwadzieścia szerokości. Podobnie jak w holu, i tu na ścianach wisiały dzieła sztuki, a do schodków prowadzących na podwyższenie w drugim końcu sali wiódł długi czerwony dywan. W sali nie było mebli, jeżeli nie liczyć rozłożystego fotela na podwyższeniu – tak ogromnego, że zdaniem Zannah powinno się go nazywać tronem.
Siedział na nim mężczyzna, którego strzegło dwóch ochroniarzy w czerwonych płaszczach, po jednym z każdej strony. Mógł to być tylko sam Hetton. Był niższy i starszy, niż Zannah przypuszczała; wyglądał na pięćdziesiąt kilka lat. Uczennica Bane’a myślała, że Hetton będzie ubrany w strój w barwach swojego rodu, ale mężczyzna nosił czarne spodnie, czarną koszulę, czarne buty i czarne rękawice. Na to wszystko narzucił równie czarną pelerynę z kapturem. Strój był ozdobiony czerwonymi lamówkami. Zdjęty kaptur nie zasłaniał twarzy.
Hetton miał cienkie, siwe, krótko przystrzyżone włosy, długi, spiczasty nos i małe
bladobłękitne oczy, osadzone zbyt blisko siebie. Cienkie, zaciśnięte wargi znamionowały okrucieństwo. Hetton wyglądał, jakby cały czas szczerzył zęby w złośliwym uśmiechu. Na widok wchodzących pochylił się do przodu i ścisnął podłokietniki tronu. Wyglądał
złowieszczo, jakby przygotowywał się do ataku.
Hetton nie był wprawdzie przystojny w zwykłym rozumieniu tego słowa ani imponujący pod względem fizycznym, ale od razu można było się zorientować, że to ktoś ważny. Zannah uznała, że takie wrażenie wywołuje jego wrodzona pewność siebie, którą zawdzięczał
bogactwom i przywilejom, ale idąc po czerwonym dywanie w stronę podwyższenia, uświadomiła sobie, że chodzi o coś zupełnie innego: od Hettona promieniowała potęga Ciemnej Strony!
Na znak jednego ze stojących obok tronu ochroniarzy zatrzymali się na dziesięć metrów od schodków. Eskortujący ich strażnicy odeszli na bok, a Paak i Cyndra ze swoim więźniem stanęli sami u stóp podwyższenia przed Hettonem.
– A kim ty jesteś, moja droga? – zagadnął Hetton ostrym tonem. Jego głos odbił się echem od ścian wielkiej sali.
– Nazywam się Rainah – odparła Zannah. – Jestem... byłam... przyjaciółką Kela.
– Rozumiem – odparł Hetton z domyślnym uśmieszkiem. – Kelad’den miał wiele przyjaciółek.
– To ona wydała nas w łapy Republiki! – odezwała się gniewnie Cyndra, szarpiąc za łokieć zakutą w kajdanki Zannah.
– Nikogo nie wydałam! – zaprotestowała młoda kobieta. Chciała zyskać na czasie, żeby móc ocenić potęgę Hettona.
Podczas wojny między Bractwem Ciemności a Armią Światła obie strony chętnie werbowały osoby obdarzone taką potęgą. Dla rodu tak potężnego, zamożnego i wpływowego jak ród Hettona obronienie jednego ze swoich członków przed Jedi czy przed Sithami nie przedstawiało jednak poważnego problemu.
– Znałaś każdy szczegół naszego planu – stwierdziła Cyndra. – Kto inny mógł nas zdradzić?
– A dlaczego ty i Paak cudem uszliście z życiem? – przypomniała Zannah, pozwalając, żeby w powietrzu zawisło niewypowiedziane oskarżenie. Cały czas subtelnie badała Hettona swoimi myślami.
Jego potęga nie miała surowej, prymitywnej faktury osoby, która nigdy nie była szkolona.
Czy to możliwe, żeby Hetton miał kiedyś nauczyciela albo mentora? Czyżby ktoś wrażliwy na oddziaływanie Mocy nauczył go sposobów Ciemnej Strony, a później porzucił, żeby podążyć za Bractwem Kaana? A może istniało jeszcze inne wyjaśnienie?
– Nie jestem zdrajczynią! – zawołała rozwścieczona Chissanka.
– Uspokój się, Cyndro – odezwał się Hetton, rozbawiony jej wściekłością. – Kanclerzowi Valorumowi towarzyszył Rycerz Jedi. Wasza akcja tak czy owak była skazana na
niepowodzenie. A nawet gdyby zakończyła się sukcesem – dodał niskim, groźnym szeptem –
ściągnęlibyście na nas gniew Wielkich Rodów. – Co wyście sobie wyobrażali? – ryknął nagle tak głośno, że Paak i Cyndra aż podskoczyli. Zannah zauważyła, że kiedy Hetton posłużył się Mocą, żeby zgromadzić więcej energii Ciemnej Strony, powietrze aż zaskwierczało.