Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
white
— Jak to widzisz? — zapytał Marqueza.
— Musielibyśmy mieć pecha.
Poczekali na kolejny wybuch pocisku. Czterdzieści dwie sekundy. To życie
nie było takie złe, pomyślał Barlés. Jak to szło? „Widziałem rzeczy, których wy nie zobaczycie nigdy. . . Widziałem statki płonące za Orionem i zachód słońca nad Tannhäuserem. . . ”. Muszę zmienić baterię w magnetofonie, przypomniał sobie. I w hotelu trzeba będzie uprać dwie brudne koszule. Spojrzał na Marqueza, zastanawiając się, o czym też może myśleć, kiedy przygotowuje się do biegu pod ostrzałem. Może przypominał sobie twarze córek albo żałował, że nie przeleciał
tych dziewczyn, na które miał ochotę. Może myślał o tych dwustu pięćdziesięciu tysiącach peset, które zarabiał na miesiąc, a może nie myślał o niczym.
Eksplodował kolejny pocisk: czterdzieści dziewięć sekund. W powietrzu jesz-
cze latały ostatnie odłamki, kiedy Barlés położył rękę na ramieniu Marqueza.
— Tam się widzimy — powiedział
— Tam, znaczy gdzie?
— Nie wiem. Tam.
Márquez zarechotał tym swoim śmiechem brzmiącym jak stara kołatka. Szyb-
ko wstali i rzucili się biegiem przez drogę.
Sarajewo, sierpień 1993
Mostar, luty 1994