Strona startowa Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.Tak mówił Piris - i długo jeszcze wyjaśniał, jakim gatunkiem drzewa jest on sam, jakim jest Chlo, a jakim gatunkiem młodych pędów są ich synowie...— Być może, że nie… chociaż pańskie nagłe pojawienie się…— W kinematografie robią jeszcze lepsze sztuki…— Więc niech mi pan...Ale Kaśka nie chce tej prawdy zrozumieć, żyje jeszcze sama za krótko i choć od dziecka widzi nędzę i ból, przez jakie podobne jej istoty przechodzą, wobec...oznaki słabości i uległości będą wywoływać współczucie i skłaniać do "fair play", a w jakich warunkach będą one po prostu pobudzać do jeszcze... Tego samego jeszcze miesiąca, w którym objął rządy Pomorza, dnia 26-go Lipca 1295 roku, koronował się Przemysław w Gnieźnie na króla polskiego, za...— Idź więc, i to szybko! Coś mi zaczyna świtać we łbie! Pruski oficer w cywilnym ubraniu, szpieg Juareza i jeszcze dwaj inni, o których nic nie wiemy! To by był...– Czyż nie mówiłam przed chwilą, że masz być moim bohaterem? Nie widział jej twarzy, ale czuł dobrze, że żartuje, rzekł więc jeszcze poważniej...Widoczny z daleka, zbudowany bez jednolitego planu dom na farmie wciąż jeszcze zdawał się mały, kiedy Tam ściągnął wodze i zamachał do Aielów, by przyłączyli...- Ale - przerwał mu Michael - zrozumieliście, że Adam będzie pierwszą ofiarą, jeżeli oprócz tych dwóch śledzi go jeszcze jakiś inny gestapowiec, i że nigdy nie...– No, na pewno – burknęła jeszcze inna starucha...
 

Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.


Fred poparł mój wniosek.
- Obrzydliwa lura - zawołałem stawiając pusty kieliszek na ladzie! Fred był
również zdania, że powinniśmy skosztować czegoś uczciwego. Zaproponował
wiśniówkę, ja powiedziałem, że rum lepszy. Nie chcąc się spierać o takie głupstwa, piliśmy na zmianę to jedno, to drugie. Ażeby oszczędzić Fredowi roboty z nalewaniem, wzięliśmy największe kieliszki. Wpadliśmy w bajeczny humor. Od czasu do czasu wyglądaliśmy, czy się błyska. Strasznie chcieliśmy zobaczyć te błyskawice, ale mieliśmy pecha: błyskało się akurat wtedy, kiedy byliśmy w środku.
Fred powiedział, że ma narzeczoną, córkę właściciela restauracji-automatu. Chciał
czekać z żeniaczką, aż stary wyciągnie kopyta, bo wtedy mógł być pewny, że dostanie z dziewczyną restaurację. Więc ja mu na to powiedziałem, że jest zanadto
ostrożny, ale on udowodnił mi, że stary jest nieobliczalnym draniem i gotów na łożu śmierci zapisać knajpę gminie metodystów. Ustąpiłem wobec takiego argumentu.
Poza tym Fred był nastrojony bardzo optymistycznie. Papa zaziębił się podobno, więc Fred przypuszczał, że to może grypa, a więc coś poważnego. Musiałem go niestety rozczarować, że grypa nie ima się alkoholików, przeciwnie, niejeden zapity moczymorda rozkwita pod wpływem grypy, a nawet przybywa mu na wadze. Fred powiedział, że to wszystko jedno i może papa wpadnie pod jakieś auto. Przyznałem, że szczególnie duże szanse istnieją przy mokrym asfalcie. Fred uczepił się mojego proroctwa, jak pijany płotu i zaraz poszedł sprawdzić, czy już pada. Niestety, ulica była jeszcze sucha. Grzmiało za to coraz mocniej. Wcisnąłem mu w ręce szklankę z sokiem cytrynowym, a sam podszedłem do telefonu. W ostatniej chwili przypomniałem sobie, że nie chciałem przecież telefonować. Dałem znak aparatowi, żeby na mnie nie czekał, i chciałem mu się ukłonić. W tej chwili spostrzegłem, że nie mam w ogóle kapelusza na głowie.
Gdy wróciłem z wyprawy do telefonu, ujrzałem w lokalu Köstera i Lenza.
- Chuchnij, trutniu - powiedział Gotfryd.
Chuchnąłem.
- Rum. wiśniówka i absynt - odrzekł tonem znawcy. - Pijesz absynt, ty świnio.
- Jeżeli myślisz, że jestem zalany, to się grubo mylisz. Skąd wracacie, rodacy?
- Z zebrania politycznego. Ale dla Ottona było za nudne. Co Fred pije?
- Soczek cytrynowy.
- Radzę ci także wypić szklaneczkę.
- Jutro. Teraz muszę coś zjeść.
Przez cały czas Köster obserwował mnie z zatroskaną miną.
- Nie gap się tak na mnie, Otto. Upiłem się z nadmiaru radości, a nie z rozpaczy.
- No, to dobrze. Mimo to chodź coś przekąsić.
O godzinie jedenastej byłem już zupełnie trzeźwy. Köster zaproponował, żeby zobaczyć, co się dzieje z Fredem. Znaleźliśmy go za barem. Leżał na podłodze jak trup.
- Weźcie go do pokoiku obok - zakomenderował Lenz - a ja tymczasem będę obsługiwał gości.
Do spółki z Kösterem przyprowadziliśmy Freda do przytomności. Wlaliśmy mu do gardła gorącego mleka. Skutek był natychmiastowy. Po tym zabiegu
posadziliśmy go na krześle i powiedzieliśmy, żeby sobie odpoczął z pół godziny, Lenz go doskonale zastąpi.
Istotnie Gotfryd był idealnym zastępcą. Znał na pamięć wszystkie ceny i wszelkie możliwe recepty na przyrządzanie cocktailów. Potrząsał szekerem z taką wprawą, jakby nic innego nie robił przez całe życie.
Po godzinie Fred zjawił się na posterunku. Żołądek miał zahartowany i przyszedł do siebie bardzo szybko.
- Bardzo mi przykro, Fred - powiedziałem. - Powinniśmy byli przetrącić coś przedtem.
- Czuję się doskonale - uspokoił mnie. - Od czasu do czasu to dobrze robi.
- Na pewno.
Poszedłem do telefonu i zadzwoniłem do Pat. Machnąłem ręką na wszystkie postanowienia. W aparacie odezwał się jej głos.