Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
Ma jasnobrązowe włosy i jest bardzo
wysportowany. Przestraszony patrzy na Annie.
– Co się stało? Zapomniałaś klucza? – pyta z wyraźnie
amerykańskim akcentem, czym natychmiast budzi moją sympatię.
Rodak! Hip, hip, hurra!
Annie unosi pęk kluczy i dzwoni mu nimi przed nosem.
– Coś ty, kluczy się nie zapomina.
Zaskoczony chłopak unosi brwi.
– A nie mogłaś sobie otworzyć drzwi, bo…?
– …bo to by było bez sensu. Bez ciebie. Jesteś nam potrzebny.
Sytuacja podbramkowa. – Odwraca się i wskazuje na mnie dłonią. –
Marcus, pozwól, że ci przedstawię. Grace Lawson z Chicago. Grace, to
jest Marcus. Przyjechał do nas z Maine na dwa semestry. Grace jest
naszą nową praktykantką w firmie i przez przypadek również osobą
bezdomną. Długa historia, na pewno nie nadaje się do opowiadania na
schodach. W każdym razie Grace dzisiejszą noc spędzi u nas, w
wolnym pokoju.
Marcus chyba dopiero teraz mnie dostrzega. Przygląda mi się z
takim samym zainteresowaniem, z jakim ja przed chwilą przyglądałam
się jemu. W końcu zauważa walizkę.
– Aaa, rozumiem… Marcus, boj hotelowy, tak? – pyta z
uśmiechem. Chyba tak samo jak ja nie potrafi się gniewać na Annie.
Zwinnie zeskakuje z kilku schodków prowadzących na klatkę
schodową, podchodzi i podaje mi rękę.
– Cześć, jestem Marcus.
Siła jego uścisku zaskakuje mnie.
– To jak, zapraszam w nasze skromne progi. – Uśmiecha się i
puszcza oko. – My, Amerykanie, musimy się trzymać razem.
Annie przewraca oczyma, a Marcus chwyta walizkę, unosi ją,
wbiega po schodkach i po chwili znika w budynku.
– Dzięki, to bardzo miłe – krzyczę za nim. – Naprawdę dziękuję!
– Wydaje mi się, że my oddajemy mu większą przysługę.
Chłopak musi codziennie trenować – wyjaśnia Annie, a kiedy
spoglądam na nią zaskoczona, dodaje: – Marcus jest sportowcem, a w
tym sezonie ma przed sobą kilka startów. Trenuje lekkoatletykę.
– Podnoszenie ciężarów miałoby mu w tym pomóc? – Jestem
nieco sceptyczna.
– Uwierz mi, to dla niego przyjemność. Bardzo pomocny chłopak
– uspokaja mnie Annie w drodze na ostatnie piętro.
– Pytanie tylko, jak długo, jeśli będziesz go tak wykorzystywać –
odparowuję, bo wciąż jeszcze czuję się trochę głupio, że zmusiłyśmy
go do pomocy.
Marcus czeka już na nas przed otwartymi drzwiami do
mieszkania. Nigdzie dookoła nie widzę mojej walizki, więc domyślam
się, że wstawił ją do środka i wrócił, by na nas poczekać. Pewnie mnie
teraz nienawidzi. No cóż, to nie było moje wymarzone pierwsze
spotkanie z ludźmi, u których miałam przenocować.
– Dzięki – powtarzam nieśmiało. – To było naprawdę miłe.
– Nie ma o czym mówić. – Uśmiecha się i odsuwa, żebym mogła
wejść do środka. Korytarz jest długi, po obu stronach widać stare,
drewniane drzwi. Na ścianach wiszą liczne obrazy i plakaty, a na
wąskich regałach między kolejnymi pomieszczeniami stoją książki. To
wszystko sprawia, że czuć tutaj domową atmosferę. Nad jednym z
pokoi wisi pomarańczowa chusta, a w całym mieszkaniu unosi się
zapach orientalnych przypraw, który natychmiast pobudza mój pusty
żołądek. Nie powinnam się temu dziwić, bo przez cały dzień nie
zjadłam nic konkretnego – tylko kilka ciasteczek w czasie spotkania w
firmie.
– Wygląda na to, że dzisiaj wszyscy faceci w Londynie chcą być
dla ciebie mili – Annie szepcze mi do ucha, kiedy wieszamy marynarki
za drzwiami; wieszak jest już tak obciążony, że wygląda, jakby zaraz
miał się połamać. Annie żartem puszcza do mnie oko, a kiedy w końcu
rozumiem, że pije do mojego spotkania z Jonathanem Huntingtonem,
robię się czerwona jak burak. Nie mam jednak szans na ciętą ripostę,
bo Annie stoi już przy drzwiach na końcu korytarza.
– Idę pomóc Ianowi w kuchni. Marcus, pokażesz Grace jej
pokój?
Nieco zawstydzona zostaję sama z wysportowanym
współlokatorem. Na moje oko jest w moim wieku, być może
minimalnie starszy. Ma na sobie dżinsy i biały T-shirt, pod którym
odznaczają się pokaźnych rozmiarów mięśnie. Kiedy się uśmiecha,
stwierdzam, że jest bardzo atrakcyjny. Jeśli jednak miałabym wybierać,
który londyńczyk powinien zacząć okazywać mi względy, bez wahania
wskazałabym na Jonathana Huntingtona…
– Dobra, to zapraszam – mówi Marcus i wyrywa mnie z
zamyślenia. Prowadzi mnie trochę dalej i wskazuje na drzwi obok
wejścia, nad którym wisi pomarańczowa chusta. Zaglądam do środka.
Pokój jest dość przestronny, ma dwa okna, łóżko, biurko i pusty regał
na książki. Jest bardzo czysty i widać, że nikt tu od jakiegoś czasu nie mieszka. Pośrodku, na wyłożonej dywanem podłodze, stoi moja
walizka.
– To będzie dzisiaj twój pokój – wyjaśnia, choć już wcześniej się
tego domyśliłam.
Z wahaniem wchodzę do środka i rozglądam się po pustych
ścianach. Mam wrażenie, że są nagie i brakuje w nich życia, jakie
zauważyłam na korytarzu. Nie ma się co dziwić, skoro nikt tu nie
mieszka.
– Od jak dawna stoi pusty? – pytam.
– Prawie od miesiąca – odpowiada Marcus. – Wcześniej
zajmowała go Claire, ale wróciła do Edynburga. Też pracowała w
Huntington Ventures, ale w dziale prasowym. Fajna robota, lecz