Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
..
- Biologia zawsze robi to, co musi. Nie wie, dlaczego to robi, i nic jej
to nie obchodzi. Nie ma żadnego wyboru i w przeciwieństwie do nas nie szuka
przyczyn.
- Zajmuje się pan bardzo poważnymi problemami - stwierdziłem dwuznacznie.
- Chciałabym, żeby dał sobie w końcu spokój - powiedziała jego żona.
- To cała moja przyjemność. - Na twarzy Teemera pojawiło się coś, co
mogło uchodzić za uśmiech. - Naświetlanie, zabiegi i chemioterapia to moja
praca. Ale nie praca wpędza mnie w depresję. W depresję wpędza mnie
depresja.
- Chciałabym, żeby wrócił do domu - westchnęła pani Teemer.
Jej mąż czuł się mile zaszczycony faktem, że koledzy z psychiatrii
traktowali go serio: uważali, że jest szalony, ale nie przywiązywali do
tego większej wagi.
Spotkanie z Yossarianem przywołało z powrotem falę starych wojennych
wspomnień, nawet tych, które były okropne i dotyczyły niebezpiecznych i
ohydnych wydarzeń - jak choćby obraz konającego z zimna rannego Snowdena i
rzygającego na własne spodnie, odrętwiałego Yossariana. Pamiętałem, jak
kręciło mi się wtedy w głowie i mdlałem za każdym razem, gdy odzyskiwałem
przytomność i widziałem kolejną rzecz, do której oglądania nie mogłem się
zmusić: Yossariana tnącego bandaż, zgarniającego ciało do środka rany na
udzie, zginajÄ…cego siÄ™ w kolejnym ataku torsji i okrywajÄ…cego jedwabnÄ…
płachtą spadochronu Snowdena - najpierw, żeby tak nie marzł, a potem w
charakterze całunu. Przypomniałem sobie również wodowanie z Orrem i
brakujące cylindry z dwutlenkiem węgla, wykorzystane do produkcji napojów
gazowanych z lodami, które oficerowie w stołówkach Mila dostawali
codziennie, a my tylko w niedziele. Podczas śledztwa wyszło na jaw, że
logistycznie rzecz biorąc, możemy mieć albo kamizelki ratunkowe, albo
napoje gazowane, w żadnym wypadku jedno i drugie. Głosowano za napojami,
ponieważ więcej było takich, którzy chcieli pić napoje z lodami, niż tych,
którzy mogli potrzebować kamizelek. Pamiętałem także tamto awaryjne
lądowanie z Joem Głodomorem. Dostał medal za to, że przyprowadził samolot z
powrotem i niepotrzebnie go rozbił. Medal dostał również Yossarian za
powtórne podejście nad most w Ferrarze z McWattem, który siedząc za sterami
powtarzał swoje: "Niech tam, do diabła!" Widząc, że skrzyżowane nitki w
celowniku rozchodzą się i że nie trafi w cel, Yossarian nie zwolnił bomb.
Tylko nasze samoloty miały szansę wykonać zadanie i na nas skoncentrował
się cały ogień artylerii przeciwlotniczej.
- Chyba będziemy musieli nalatywać ponownie? - usłyszałem głos McWatta w
telefonie pokładowym, kiedy most pozostał nie naruszony.
- Chyba tak - odparł Yossarian.
- Wracamy? - zapytał McWatt.
- Tak.
- A niech tam, do diabła - zamruczał McWatt.
Zawróciliśmy i rozwaliliśmy ten most, a potem zobaczyłem, jak Kraft,
który był naszym drugim pilotem w Stanach, ginie w lecącym obok samolocie.
Przypomniałem sobie również podskakującego na zakotwiczonej przy plaży
tratwie Kida Sampsona, którego przeciął na pół samolot pilotowany przez
McWatta.
- A niech tam, do diabła - zamruczał McWatt do wieży kontrolnej, a potem
zakołysał leniwie skrzydłami i rozbił się o górę.
Najczęściej jednak miałem przed oczyma Howiego Snowdena, marznącego i
wykrwawiającego się na śmierć zaledwie kilka stóp ode mnie.
- Zaczyna mnie boleć! - krzyknął wtedy nagle i zobaczyłem, że cierpi. Aż
do tego momentu nie wiedziałem o istnieniu bólu. A potem zobaczyłem śmierć.
I od czasu tej misji modliłem się zawsze po wejściu do samolotu, chociaż
nie wierzyłem w Boga i nie wierzyłem w modlitwę.
W domu nikt nigdy nie interesował się zbytnio wojną, moją wojną, z
wyjątkiem Michaela, który i tak nie potrafił dłużej skupić na niczym uwagi.
Dla dziewczynek były to po prostu napuszone ględy. Michael słuchał przez
minutę albo dwie, a potem zmieniał temat na bardziej osobisty. Jako tylny
strzelec klęczałem odwrócony tyłem do kierunku lotu albo siedziałem na
czymś w rodzaju rowerowego siodełka i Michael potrafił to sobie znakomicie
wyobrazić - zapewniał mnie szybko - ponieważ miał rower z siodełkiem i
jeździł nim na plażę, żeby przyglądać się falom i kąpiącym się ludziom. Czy
siedząc odwrócony do tyłu mogłem patrzeć do przodu? To nie było wcale
śmieszne, strofowały go dziewczynki. Michael uśmiechał się, tak jakby udał
mu się żart. Nie, odpowiadałem, mogłem patrzeć tylko do tyłu, ale siedzący
w wieżyczce górny strzelec, na przykład Bill Knight, mógł obracać swoje
karabiny we wszystkie strony.
- Ja też mogę - oznajmiał Michael. - Założę się, że ja też mogę obracać
kierownicÄ… we wszystkie strony. Wiecie, dlaczego wszyscy chowamy o pewnej
porze roku kostiumy kąpielowe do szafy... i obracamy się na pięcie?
Dziewczynki podnosiły w górę ręce. Glenda też. Michael moim zdaniem nie
zawsze starał się być zabawny, chociaż skwapliwie przyznawał się, kiedy go
o to oskarżano. Nazywaliśmy go Sherlockiem Holmesem, ponieważ przywiązywał
znaczenie do szczegółów i dźwięków, które my ignorowaliśmy, i odgrywał rolę
detektywa z tym samym teatralnym komizmem. Miał kłopoty z przysłowiami,
kłopoty, których sam nigdy nie potrafiłbym sobie wyobrazić. Rozumiał, że
gdzie idzie igła, tam i nić iść musi, ale nie miał pojęcia, dlaczego
miałoby się to odnosić do czegoś innego niż szycie. Któregoś razu
kompletnie zgłupiał, gdy Glenda, rozmawiając z nim na zupełnie inny temat,
zauważyła, że zawsze lepiej jest spojrzeć do przodu, zanim się skoczy, nie
miał bowiem akurat najmniejszego zamiaru nigdzie skakać. Podobnie jak jego matka, w dzieciństwie wszystkich się słuchał. Kiedy prosiliśmy, żeby
pozmywał naczynia, zmywał. Kiedy koledzy ze szkoły kazali mu brać