Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
Czując, że zyskała przewagę, Taiba przyłożyła dłonie do szyi, do skraju szorstkiej szarej sukni, którą podarowała jej Polgara.
- Mogę cię powstrzymać, Relgu - oznajmiła i zaczęła rozpinać suknię. - I tak cały czas mi się przyglądasz. Czułam na moim ciele twój gorący wzrok. Wyklinasz mnie i stwierdzasz, że jestem zepsuta, ale wciąż mnie obserwujesz. A więc patrz. Nie próbuj się z tym kryć. - Nadal rozpinała przód sukni. - Jeśli jesteś wolny od grzechu, moje ciało nie powinno cię niepokoić.
Oczy fanatyka niemal wychodziły z orbit.
- Mnie ono nie przeszkadza, ale tobie bardzo. Nieprawdaż? Ale czy wynika to z mojego zepsucia, czy raczej z twojego? Kiedy tylko zapragnę, mogę pogrążyć cię w grzechu. Muszę jedynie zrobić coś takiego. - Szeroko rozsunęła przód sukni.
Wydając zdławiony okrzyk Relg błyskawicznie obrócił się na pięcie.
- Nie chcesz przyjrzeć się bliżej, Relgu? - rzuciła Taiba drwiąco w ślad za umykającym fanatykiem.
- Masz tu naprawdę groźną broń, Taibo - pogratulował jej Silk.
- To była jedyna broń, jaką dysponowałam w zagrodach niewolników - poinformowała go. - Nauczyłam się odpowiednio ją wykorzystywać. - Zapięła suknię i wróciła do Podarka jak gdyby nigdy nic.
- Co to za krzyki? - wymamrotał Belgarath, lekko unosząc głowę.
Wszyscy natychmiast podeszli do niego.
- Relg i Taiba dyskutowali na tematy teologiczne - odparł beztrosko Silk. - Niektóre argumenty były bardzo interesujące. Jak się czujesz?
Starzec jednak zdążył już ponownie odpłynąć w sen.
- Przynajmniej zaczyna dochodzić do siebie - zauważył Durnik.
- Minie kilka dni, nim zupełnie odzyska siły - odparła Polgara przykładając dłoń do czoła Belgaratha. - Wciąż jest słaby jak dziecko.
Garion przespał większość dnia, leżąc na kamiennym podłożu spowity w koce. Gdy wreszcie połączone siły chłodu i szczególnie niewygodnego kamienia, na którym leżał, przebudziły go, było późne popołudnie. Silk pełnił straż w pobliżu wylotu jaru, spoglądając na czarny piasek i szare spłachetki soli, lecz reszta przyjaciół wciąż spała. Wstał i podszedł cicho do drobnego Drasanina. Zauważył, że ciocia Pol trzyma w ramionach Podarka i odepchnął od siebie kolejną falę zazdrości. Taiba mruknęła coś, kiedy ją mijał, lecz rzuciwszy okiem stwierdził, że się nie obudziła. Leżała nie opodal Relga, a we śnie jej ręka zdawała się sięgać ku uśpionemu Ulgosowi.
Sprytna twarz Silka była czujna jak zawsze. Drobny mężczyzna nie wykazywał żadnych oznak zmęczenia.
- Dzień dobry - mruknął - czy co tam...
- Czy ty nigdy się nie męczysz? - spytał Garion cicho, by nie zakłócać spokoju innym.
- Odrobinę się przespałem - poinformował go Silk. Spod płóciennego dachu wyłonił się Durnik i rozziewany dołączył do nich, przecierając dłońmi oczy.
- Zastąpię cię - powiedział, zwracając się do Drasanina. - Widziałeś coś? - Mrużąc oczy spojrzał ku zachodzącemu słońcu. Silk wzruszył ramionami.
- Paru Murgów. Przejeżdżali kilka mil na południe stąd. Nie wydaje mi się, aby ktokolwiek znalazł już nasz ślad. Możliwe, że będziemy musieli zostawić im nieco wyraźniejszy trop.
Garion poczuł nagle osobliwy nacisk na karku. Z niepokojeni obejrzał się za siebie. Niespodzianie, bez żadnego ostrzeżenia poczuł ostre pchnięcie zagłębiające się, jak mu się zdawało, wprost w jego umysł. Zachłysnął się i natężył wolę, odpierając atak.
- Co się dzieje? - spytał Silk.
- Grolim - warknął Garion, skupiając wolę i szykując się do walki.
- Garionie! - To była ciocia Pol. W jej głosie zabrzmiała nagląca nuta. Odwrócił się i śmignął z powrotem w głąb jaru, z Silkiem i Durnikiem tuż za plecami.
Czarodziejka zerwała się z miejsca, obejmując Podarka.
- To był Grolim, prawda? - zapytał gwałtownie Garion.
- I to więcej niż jeden - odparła z napięciem. - Teraz, kiedy Ctuchik nie żyje, Grolimami kierują Hierarchowie. Połączyli swoje siły w próbie zabicia Podarka.
Pozostali, przebudzeni jej głośnym okrzykiem, zrywali się z miejsc i chwytali za broń.
- Czemu akurat chłopca? - zapytał Silk.
- Wiedzą, że tylko on może dotknąć Klejnotu. Uważają, że jeśli zginie, nie zdołamy wynieść kamienia z Cthol Murgos.
- Co mamy robić? - Garion rozejrzał się bezradnie.
- Muszę skupić się na ochronie dziecka - poinformowała go. - Odsuń się, Garionie.
- Co?
- Odejdź ode mnie. - Polgara nachyliła się i nakreśliła na piasku krąg wokół siebie i chłopca. - Posłuchajcie mnie wszyscy - oznajmiła. - Póki to się nie skończy, niech żadne z was nie podchodzi do mnie bliżej niż do tej linii. Nie chcę, żeby coś wam się stało. - Wyprostowała się i biały lok na jej czole zapłonął ostrym blaskiem.
- Zaczekaj! - wykrzyknął Garion.
- Nie odważę się czekać. W każdej chwili mogą ponowić atak. Ty będziesz musiał chronić swojego dziadka i pozostałych.
- Ja?
- Nikt inny nie potrafi tego zrobić. Masz moc. Użyj jej. - Podniosła dłoń.
- Z iloma będę musiał walczyć? - dopytywał się Garion, jednak w tej samej chwili poczuł nagły szum i szczególny grzmot w umyśle, gdy ciocia Pol skoncentrowała swoją wolę. Powietrze wokół niej zdawało się migotać, drżąc niczym fale gorąca w letnie południe. Garion wyczuwał, że między nim a ciotką wyrosła bariera.
- Ciociu Pol? - spytał, po czym, unosząc głos, krzyknął: - Ciociu Pol!
Czarodziejka potrząsnęła głową, wskazując na uszy. Zdawało się, że coś mówi, ale żaden dźwięk nie przeniknął wzniesionej przez nią migotliwej tarczy.
- Jak wielu? - Garion starannie wymówił te słowa. Podniosła obie ręce, chowając kciuk.
- Dziewięciu? - wyartykułował.
Skinęła głową, po czym owinęła płaszczem stojącego obok niej chłopca.
- I co, Garionie? - wtrącił Silk spoglądając na niego badawczo. - Co teraz zrobimy?
- Czemu mnie pytasz?
- Słyszałeś, co powiedziała. Belgarath wciąż jest nieprzytomny, a ona ma inne zajęcia. Teraz ty tu dowodzisz.
- Ja?
- Co mamy robić? - naciskał Silk. - Musisz nauczyć się podejmować decyzje.
- Nie wiem. - Garion bezradnie wzruszył ramionami.
- Nigdy nie przyznawaj tego głośno - upomniał go Silk. - Zachowuj się, jakbyś wiedział, nawet jeśli w istocie tak nie jest.
- My... no cóż... zaczekamy do zmroku, tak sądzę... po czym ruszymy w tym samym kierunku co przedtem.
- No proszę - uśmiechnął się Drasanin. - Widzisz, jakie to łatwe?
Rozdział III