Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
Może rosnąć i zmieniać się w sposób dużo bardziej ciągły i naturalny niż dawne systemy analogowe. Gdy kupujemy telewizor, zwykle wyrzucamy stary. Jednakże posiadacze komputera dodają zazwyczaj nowe cechy sprzętowi i oprogramowaniu, zamiast zmieniać wszystko przy każdym, nawet najdrobniejszym uaktualnianiu (upgrade). Zresztą słowo „uaktualnianie” ma w sobie coś cyfrowego. Coraz bardziej oswajamy się z myślą o skalowaniu systemu komputerowego: dodawaniu lepszego monitora, lepszej karty dźwiękowej, oraz oczekujemy, że nasze oprogramowanie będzie działać coraz lepiej, zamiast nie działać wcale. Dlaczego telewizor nie ma tych właściwości?
Będzie miał. Obecnie korzystamy z trzech standardów telewizji analogowej. W Stanach Zjednoczonych i Japonii korzysta się z NTSC (co oznacza National Television Standard Committee, chociaż złośliwi Europejczycy mówią: „Never The Same Color” - nigdy ten sam kolor). PAL (Phase Alternating Line) dominuje w Europie; za nim postępuje SECAM (SEquential Couleur Avec Memoire). Amerykanie twierdzą, że faktycznie znaczy to „Something Essentialy Contrary to America” (coś zasadniczo przeciwnego Ameryce). Reszta świata chcąc nie chcąc korzysta z jednego z tych trzech standardów w czystej lub zmodyfikowanej postaci, wybranego bez żadnej wyraźnej logiki.
Postać cyfrowa pozwala na uniezależnienie się od tych ograniczających standardów. Jeżeli nasz telewizor nie rozumie pewnego dialektu, to wystarczy odwiedzić lokalny sklep komputerowy i kupić właściwy dekoder, podobnie jak obecnie kupuje się oprogramowanie dla PC.
Jeżeli ważnym czynnikiem jest rozdzielczość, to jedynym rozwiązaniem jest budowa systemu skalowalnego, nie przywiązanego do liczby linii obrazu, jak zdarza się to obecnie. Gdy słyszy się, jak ludzie mówią o 1125 lub 1250 liniach obrazu, to nie ma w tych wartościach nic magicznego. Są one zbliżone do wartości maksymalnych, które możemy wyświetlić na współczesnych lampach obrazowych. Naprawdę zaś to, co inżynierowie od telewizji wymyślili na temat linii obrazu, nie ma już zastosowania.
Dawniej, gdy telewizor stale się powiększał, widz oddalał się od niego razem z kanapą. Średnio zaś liczba linii na milimetr obrazu pozostawała w oku widza mniej lub bardziej stała.
Około 1980 roku nastąpił przełom i ludzi zmuszono do przejścia z kanapy do komputera i posługiwania się monitorem o przekątnej kilkunastu cali. Zmiana ta doprowadziła także do zmiany sposobu myślenia. Zamiast rozważać, ile linii ma obraz (jak w telewizorze), zaczynamy liczyć liczbę linii na centymetr obrazu, jak w druku czy monitorze komputerowym. Pierwszy ideę wyrażania rozdzielczości monitora w liniach na centymetr wprowadził Ośrodek Badawczy firmy Xerox w Palo Alto (Palo Alto Research Center - PARC). Większe monitory wymagają więcej linii. W końcu może dojdziemy do połączenia wielu płaskich wskaźników i prezentowania obrazu mającego dziesięć tysięcy linii. Krótkowzroczne wydaje się ograniczenie do tysiąca linii, możliwych do wyświetlenia obecnie.
Jedyna metoda osiągnięcia wysokiej rozdzielczości jutro polega na doprowadzeniu do tego, by systemy były już dzisiaj skalowalne, czego akurat nie robi żaden z obecnych zwolenników telewizji cyfrowej. Dziwne.
Telewizor jako bramka płatnicza
Wszyscy producenci sprzętu i oprogramowania komputerowego dążą do zbliżenia z operatorami telewizji kablowej; nie ma w tym nic dziwnego, jeśli weźmie się pod uwagę, że wielu z nich ma miliony abonentów. Microsoft, Silicon Graphics, Intel, IBM, Apple, DEC i Hewlett-Packard zawarli poważne umowy z operatorami telewizji kablowej.
Obiektem tego fermentu jest przystawka do telewizora (set-top box), znacząca obecnie niewiele więcej niż tuner, ale o znacznie większych możliwościach. Przy takiej szybkości zmian, jaką obecnie obserwujemy, wkrótce będziemy mieli wiele takich przystawek, tak jak obecnie mamy wiele urządzeń z kontrolą na podczerwień (jedna przystawka do kabla, jedna do odbioru satelitarnego, jedna do kabla telefonicznego itp.). Już sama myśl o zestawie niezgodnych ze sobą przystawek jest niepokojąca. Zainteresowanie produkcją przystawek wynika z ich możliwości; jedna z nich polega na tworzeniu bramki, przez którą każdy dostawca przystawki i jej interfejsu staje się swoistym „bramkarzem”, żądającym opłaty za każdą informację przechodzącą przez bramkę do naszego domu. Jest to więc dobry biznes, ale nie wiadomo, czy korzystny z punktu widzenia interesu społecznego. Co gorsza, ten pomysł przystawki jest technicznie błędny, gdyż próbuje się rozwiązać niewłaściwy problem. Powinniśmy poszerzyć nasze horyzonty i zająć się produktem bardziej uniwersalnym, opartym na komputerze.