Strona startowa Ludzie pragnÄ… czasami siÄ™ rozstawać, ĹĽeby mĂłc tÄ™sknić, czekać i cieszyć siÄ™ z powrotem.Wyćwiczonymi ruchami odrzucajÄ…c miecze ogarniÄ™tych szaĹ‚em ludzi, Folko chcÄ…c nie chcÄ…c przypomniaĹ‚ sobie polnÄ… miedzÄ™ w Amorze i spokojnÄ… jesieĹ„, kiedy on,...Z caĹ‚Ä… stanowczoĹ›ciÄ… twierdzÄ™, ĹĽe z owego organu wywodzÄ… siÄ™ wszystkie czynnoĹ›ci kobiety i wszystkie jej zachowania, ktĂłre mogÄ… przypominać uczucia u...– Gardzili tobÄ… – przypomniaĹ‚ mu Gumble...— UratowaĹ‚aĹ› nas, pani, od najgorszego — zaprzeczyĹ‚a dziewczyna przypomniawszy sobie noc spÄ™dzonÄ… w jaskini...Przypomnijmy rĂłwnieĹĽ zapiski w dzienniku wybitnego twĂłrcy pochodzenia ĹĽydowskiego pisarza Marian Brandysa: Ĺ»ydzi, ktĂłrzy pozostali, weszli niemal w caĹ‚oĹ›ci...jaką jasnością rozwiązał ów święty ojciec problem potrzeby rozkoszowania się modlitwą? Akurat przypomniała mi sięniedawno przeczytana opinia pewnego duchownego...Tym, ktĂłrzy lubiÄ… ziemniaki przypominam, ĹĽe obierajÄ…c je ze skĂłry, pozbawiajÄ… je PaĹ„stwo praktycznie 99% cennych zwiÄ…z­kĂłw...Przypomnijmy sobie, ĹĽe u osĂłb nie cierpiÄ…cych na depresjÄ™, u ktĂłrych w laboratorium wytworzono poczucie bezradnoĹ›ci, wystÄ™puje ten sam zespół objawĂłw,...PrzypomniaĹ‚ sobie wydarzenia ubiegĹ‚ej nocy, wyraĹşnie i dokĹ‚adnie w kaĹĽdymszczegĂłle...Jeszcze raz przypominam, jak waĹĽne jest uĹ›wiadomienie sobie, ĹĽe alkoholizm jest chorobÄ…...
 

Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.

Aby się bronić przed
naciskami, mieszka, jak powiedział, "ukryty przed władzą, w mieście
prowincjonalnym, jakim jest teraz Florencja".
I było słuszne, że spotkaliśmy się tam, w jego małej pracowni przy via
Cernaia. Mówił o sobie, iż jest agnostykiem, wyznawcą radykalnego
agnostycyzmu ("Podejmowanie tego ryzyka znaczy dla mnie pozostawienie
wszystkich możliwości otwartych"), graniczącego może z ateizmem:
- Nie udaje mi się oderwać od mojego przekonania o nicości po śmierci.
Potrafię posunąć się do myślenia o jakiejś formie dalszego trwania, ale nie
indywidualnego, raczej kosmicznego, poza naszą świadomością. Ponieważ -
dodaje - jeżeli Bóg istnieje, mógłby istnieć jako pamięć - wieczna i
powszechna - ludzkości i jej historii.
- Pewnego rodzaju komputer, w którym wszystko zostaje zarejestrowane? -
zapytałem.
- Tak, coś w tym rodzaju.
Zdawało mi się, iż zauważyłem tutaj potwierdzenie tej trudności w przyjęciu
chrześcijańskiego zgorszenia zbawienia indywidualnego, "materialnego", bo
zbawienia również ciała, która wydaje się typowa dla intelektualistów
wszystkich czasów: od owej elity kulturalnej, jaką w czasach Jezusa
stanowili saduceusze, zaprzeczający zmartwychwstaniu, do "filozofów
epikurejskich i stoickich" z Aten, o których mówią Dzieje Apostolskie, że
słuchali Pawła z Tarsu tak długo, jak pozostawał na płaszczyźnie pojęć
abstrakcyjnych, ale odeszli, wyśmiewając go, kiedy wspomniał o
zmartwychwstaniu ciał. Czy jest tak dlatego, że karmiąc się ideami,
intelektualiści skłaniają się do pojmowania wszystkiego, łącznie z Bogiem,
jako "czystej idei" i dlatego nie potrafią ugiąć się przed perspektywą
Boga, który staje się również "materią", ciałem i krwią, w cieśli z
Galilei? Czy tutaj może kryje się tajemnica, dla której rybacy i wieśniacy,
przyzwyczajeni do konkretności, do "materialności" rozpoznali w Jezusie
Chrystusa, gdy tymczasem nie potrafili go dostrzec "nauczyciele w Izraelu"?
Jest pewne, że Geno Pampaloni mimo wszystko podobałby się Pascalowi (który,
jak mówi, należy razem z Augustynem do jego najbardziej cenionych lektur. -
Lubię w nich obu niechętnych wszelkiemu postępowi, także katolickiemu,
nieufność do człowieka i równoczesną ufność pokładaną w Łasce"), Pascalowi,
który lubił i szanował dwa rodzaje ludzi: "Tych, którzy znalazłszy Boga,
służą Mu ze wszystkich swoich sił; i tych, którzy nie znalazłszy Go,
szukają Go en gemissant, jęcząc". Pampaloni jest człowiekiem, który płakał
całą noc, kiedy umarł mu ojciec:
- Nie był wierzący i pozostawił rozporządzenie, iż nie chce kapłanów na
swoim pogrzebie. Umarł naturalnie bez sakramentów. Jako jedyny syn,
musiałem podjąć decyzję. Płakałem całą noc, a o świcie zadecydowałem o
pogrzebie cywilnym: smutnym, ogołoconym, bez odrobiny pociechy; przewóz
towaru. W tych godzinach uwierzyłem, że potrafię przyjąć rozstrzygnięcie:
nihil post mortem, nie ma niczego po śmierci.
Mówił cichym głosem, z pochyloną głową, jak gdyby wstydził się swojej
niemożności dokonania wyboru:
- Gdyby pan wiedział, ile razy stawiałem sobie ten problem, dochodząc do
wniosku, że po ludzku nie da się go rozwiązać! Mimo wszystko nie czuję
się na siłach, aby powiedzieć, że życie jest przypadkiem. Ale nie
potrafię również ważyć się wyznać, że jest ono darem. Otóż, jest ono może
obowiązkiem: trudnym "rzemiosłem życia", które, podoba się to nam lub nie,
musimy wykonywać i o którym mówił mój przyjaciel Cesare Pavese, którego
kryzysem, nawet jeżeli jakaś kultura starała się to ukryć, był kryzys sensu
życia, kryzys głęboko religijny.
A jednak ten agnostyk Pampaloni wiele razy był naciskany przez wierzących,
poczynając od arcybiskupów Florencji, do uczestniczenia w życiu świata
katolickiego. Nie uważał za stosowne zgodzić się, w imię uczciwości; ale
jest pewne, że jeszcze bardziej, niż jego przyjaciel dyrektor Montanelli,
jest reprezentantem naprawdę znaczącym "katolicyzmu niewierzących".
Antyklerykalizm o korzeniach oświeceniowych i idealistycznych, z którymi
się przecież identyfikuje, rozwiał się w nim do tego stopnia, że stał się
on swego rodzaju "apologetą" Kościoła. Na tyle, aby rozdrażnić - i nie jest
to ostatni paradoks naszych czasów - niektórych zakonników i świeckich
wierzących.
Zwłaszcza owym katolikom nie podoba się jego pochwała Jana Pawła II:
- Wielki papież Wojtyła! Akurat taki, jaki potrzebny jest na nasze czasy:
silny. Bardzo dobrze do mnie przemawia ta jego świadomość ważności wyraźnej
wiary w życiu ludzkości. Jest przekonany, że los następnych pokoleń rozegra
się w Europie wschodniej; i także w tym ma rację. Jeżeli tak zwany realny
socjalizm musiałby upaść - a to może zdarzyć się pod naporem tego fermentu
religijnego, który po siedemdziesięciu latach ateizmu państwowego jest żywy
jak nigdy, gdy tymczasem marksizm jest martwy - będziemy mieli przełom w
historii świata. Siła duchowości słowiańskiej spowodowałaby zbawienny
kryzys nadwątlonego chrześcijaństwa Zachodu. W każdym razie - papież Polak
wie o tym dobrze - upadek reżymu sowieckiego spełniłby zadanie
"higieniczne" dla całego świata, usuwając tę ciągłą infekcję kłamstw, jaka
przychodzi z Moskwy.
Ale dla pewnych przedstawicieli kontestacji katolickiej (która właśnie we
Florencji miała jedno ze swoich najbardziej znanych centrów) nie brzmią
dobrze nawet słowa, które Pampaloni wypowiada o roli Kościoła katolickiego
w historii świata:
- Nie tylko podziwiam, wręcz kocham Kościół, który otrzymał depozyt wiary
i spowodował jego owocowanie i który w dalszym ciągu ma decydującą
doniosłość dla wierzących i niewierzących.
- Ale - zapytałem go - czy to depositum fidei nie było dla niego,
niewierzącego, pewnego rodzaju mistyfikacją, choćby nawet wzniosłą?
- Nie mistyfikacją ani metaforą: to jest zupełnie co innego. Nawet jeżeli