Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
Ami
i Teresa przyniosły dwa duże dzbany wina z jeżyn, słodkiego i wzmocnionego brandy,
tak więc dyskusja była bardziej ożywiona niż zwykle.
— Obaj nie doceniacie ludzkości — stwierdziła Cat. — Najbardziej prawdopodobne
jest to, że Człowiek i Taurańczycy ulegną stagnacji, podczas gdy ludzka rasa będzie się
rozwijać dalej. Kiedy wrócimy, być może Człowiek pozostanie jedynym znajomym dla
nas stworzeniem, podczas gdy nasi potomkowie mogą zmienić się w istoty, których nie
zdołamy zrozumieć.
— Co za optymizm — powiedziała Marygay. — Czy możemy wrócić do wykresu?
53
W oparciu o notatki Marygay i moje, Sara sporządziła przejrzysty harmonogram nie-
zbędnych czynności, od chwili obecnej do startu, przedstawiając je na jednym dużym
arkuszu papieru — przynajmniej na początku był przejrzysty. Przez pierwszą godzinę
wszyscy studiowali go i dopisywali swoje uwagi. Potem Larsonowie przyszli z dzbana-
mi i spotkanie stało się mniej oficjalne, a bardziej ożywione. Mimo to powinniśmy do-
pracować harmonogram, żeby maksymalnie wykorzystać kursy promu.
Można było spojrzeć na rezultat jak na dwa połączone ze sobą harmonogramy i rze-
czywiście, pionowa linia oddzielała uzgodnione i nie uzgodnione punkty. Przez dzie-
więć następnych miesięcy byliśmy ograniczeni do dwóch lotów tygodniowo, przy czym
jeden z nich był zarezerwowany na transport paliwa — tony wody i dwóch kilogramów
antymaterii (która wraz z aparaturą jej zasobnika zajmowała połowę ładowni promu).
Kiedy Ziemia zaaprobuje plan, będziemy mogli korzystać z obu promów — podczas
gdy jeden będzie załadowywany na planecie, drugi będzie rozładowywany na orbicie.
Z pewnością moglibyśmy postawić na nogi ekosystem statku jeszcze przed uzyskaniem
tej aprobaty, ale nie było sensu przedwcześnie wysyłać na orbitę ludzi wraz z ich baga-
żem. Wystarczała niewielka załoga, która zajmowała się poletkami i rybami, oraz trzej
technicy, którzy sprawdzali wszystkie systemy od dziobu po rufę (na przykład toalety
i klamki do drzwi), dokonując niezbędnych napraw, dopóki można było jeszcze stosun-
kowo łatwo zdobyć lub też dorobić części.
Tankowanie statku przed uzyskaniem zgody Ziemi uzasadniano tym, że gdyby Całe
Drzewo zabroniło nam lecieć, wielki statek odbyłby kilka lotów na Ziemię, przywożąc
różne artykuły, zarówno luksusowe, jak i pierwszej potrzeby. (Również na Marsa, gdzie
Człowiek i ludzie byli obecni już od wieków, tak że — jeśli ktoś się postarał — mógł
wyjść na zewnątrz bez skafandra i oddychać powietrzem z niewielką zawartością tlenu.
Tamtejsi mieszkańcy mieli już własne tradycje artystyczne, a nawet zabytki). Wielu lu-
dzi na Middle Finger, nie mówiąc już o Człowieku, wolałoby wykorzystać „Time Warp”
właśnie w tym celu. Przywieźć obrazy, fortepiany, orzeszki pistacjowe...
Może nawet na pocieszenie zabraliby nas ze sobą.
Jednakże zakładając, że nie będzie problemów z uzyskaniem zgody, przystąpiliśmy
do planowania drugiej fazy operacji. Będziemy mieli tylko piętnaście dni na przewie-
zienie wszystkich ludzi i ich rzeczy osobistych — po sto kilogramów na osobę. Ponad-
to każdy mógł złożyć wniosek o pozwolenie na zabranie dodatkowych stu lub więcej
kilogramów bagażu. Masa nie była istotna, w przeciwieństwie do objętości. Nie chcieli-
śmy zagracić statku.
Potrzeba mnóstwa rzeczy, żeby sto pięćdziesiąt osób mogło spokojnie przeżyć dzie-
sięć lat, ale wiele z nich już znajdowało się na statku — na przykład sala gimnastyczna
i kinowa. Były nawet dwie salki muzyczne o dźwiękochłonnych ścianach, żeby nie pro-
wokować sąsiadów do aktów wandalizmu. (Skoro mowa o antykach, to próbowaliśmy
54
zdobyć prawdziwy fortepian, lecz ponieważ na Middle Finger były tylko trzy, musieli-
śmy zadowolić się elektronicznym. Osobiście nie potrafię rozróżnić ich dźwięku).
Niektóre wnioski musieliśmy odrzucić ze względu na ograniczone rozmiary naszego
ruchomego miasteczka. Eloi Casi chciał zabrać dwutonowy blok marmuru, żeby przez
dziesięć lat tworzyć ogromną płaskorzeźbę ukazującą kronikę naszej podróży. Bardzo
chciałbym zobaczyć rezultat, ale nie wytrzymałbym nieustannego postukiwania. Osta-
tecznie zgodził się wziąć tylko drewniany kloc pół metra na dwa i żadnych elektrycz-
nych narzędzi.
Marygay i ja byliśmy pierwszymi sędziami tych wniosków, zawsze pamiętając o tym,
że po uzyskaniu zgody Całego Drzewa na podróż, każdy taki przedmiot — od ogrom-
nego bloku marmuru Eloi po mosiężną tubę — może zostać zaakceptowany w drodze
powszechnego głosowania.
Wyjaśniłem Człowiekowi, że możemy potrzebować kilku dodatkowych kursów pro-
mu, aby przewieźć pozostałe „luksusowe” artykuły, które przejdą w głosowaniu. Okazał
pełne zrozumienie. Najwidoczniej zaraził się tym pomysłem, na swój własny powścią-
gliwy sposób. W końcu brał udział w przygotowaniach do eksperymentu mającego po-
trwać czterdzieści tysięcy lat.
(Posunęli się tak daleko, że nawet sporządzili opis podróży oraz jej celu w takiej fi-
zycznej i lingwistycznej postaci, która mogła przetrwać wszystkie te stulecia: osiem
stron tekstu i rysunków wyrytych na platynowych płytkach, a do tego jeszcze dwana-
ście stron nowoczesnej wersji kamienia z Rosetty, zawierającego podstawy fizyki i che-
mii, z których wywiedli logikę, później gramatykę, a w końcu, w oparciu o odrobinę
biologii, dostatecznie obszerny słownik, aby prostymi słowami opisać cały plan. Zamie-
rzali umieścić te płytki na ścianie sztucznej groty, na szczycie najwyższej góry planety,
a ich duplikaty na Mount Evereście na Ziemi i Olympus Mons na Marsie).
Było zarówno naturalne jak dziwne, że Marygay i ja zostaliśmy przywódcami na-
szej grupy. Oczywiście, to my wpadliśmy na ten pomysł, ale po naszych wojskowych
doświadczeniach wiedzieliśmy, że nie jesteśmy urodzonymi liderami. Dwadzieścia lat
wychowywania dzieci i życia w niewielkiej społeczności zmieniło nas — ten dwudzie-
stoletni okres, podczas którego byliśmy „najstarszymi” ludźmi na planecie. Wokół nie
brakowało osób, które miały więcej lat niż my, lecz nie było nikogo, kto pamiętałby jak
wyglądało życie przed Wieczną Wojną. Tak więc ludzie przychodzili do nas po poradę,
z powodu tej naszej w istocie symbolicznej dojrzałości.