Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
Tak jak z sumieniem - nagle, wśród zamyślenia albo w nocy, kiedy
przestraszony budziłem się ze złych snów - napadało mnie to cięŜkie wspomnienie z taką
dokładnością, jakby to przed chwilą było. To się nie da zamazać nawet wesołą myślą - zostaje
na zawsze, jak grzech wobec matki albo coś jeszcze gorszego. Miałem go zabić, jeszcze w
jesieni miałem go zabić. Serce zawsze jest sędzią najdokładniejszym: daje wyrok, i koniec.
Daje wyrok, w sekundzie, na podstawie jakiegoś małego ruchu, często spojrzenia albo jednej
myśli. Krok Trypki, jego stukanie do drzwi - wszystko to było cięŜsze od kłody na piersi.
Przyszła do głowy niedorzeczna myśl: zabić... A ja, jak koń w ciemności, nastawiłem uszy,
Ŝeby się nie potknąć i nie upaść. - Tak sobie, jakoś się Ŝyje - powiedziałem.
- Uuuhu - jak z dna bardzo namulonego. Ksawera usiadła koło mnie. - Lisów, dajmy na to,
duÅœo jest tej zimy?
- Dość - powiadam.
- Mniej więcej, tak na oko?
- To zaleŜy. Gdzie więcej, to więcej; gdzie mniej, to mniej. Wyczuwałem treść tej zaczepki,
noc nie zamykała nas w kręgu własnych myśli i przeŜyć - jedno pochłaniało drugie, drugie
ustępowało jeszcze trzeciemu, coraz Ŝywiej i Ŝywiej, jak ptaki z podpalanych gniazd. - Teraj
rujka u nich. Dobrze podchodzić.
- śeby tylko było z czym.
223
- Ta, to tak, pewnie. Bida piszczy, jak w kieszeni świszczy. - Coś by się znalazło - powiadam.
- Tak mniej więcej?
- Pogadamy.
- No?
- Co to jest?
- Biksflinta - rzekł Trypka i zaczął kaszlać. Tak samo kaszlał wówczas. MŜył drobny deszcz,
było ciemno. Chuny szedł pierwszy i psy rzuciły się na niego, on skoczył za płot. Do szyby w
oknie przylgnęła jego twarz. - Nic z tego - powiadam. - Do biksflinty patronów teraz nie ma. -
Co się pan na tym zna. MoŜna z niej, dajmy na to, haratać z kuli karabinowej, bo to jest
dwudziestka dwójka. Rozedmie gilzę, ale bić bije - sto metrów. - I harbuza nie przebije.
- Szkoda mówić.
- Pewnie.
- To znaczy nie?
- Po co mi taki grat?
- A co?
- Coś takiego, czym moŜna by zabić z daleka. Jakiś sztucer z patronami gdyby był, to co
innego. Odwróciłem twarz, zdawało mi się, Ŝe Trypka szuka moich oczu. Strach mój był
głupi i śmieszny, ale nie mogłem się opanować. Było za ciemno, Ŝeby się mógł dobrać do
wszystkich moich tajemnic. - Z daleka. To nie tylko od lufy zaleÅœy. Ta sama, dajmy na to,
lufa inaczej bije w mróz, inaczej w parnocie - mówił Trypka pukając w blat stołu. - Inny ładunek na nietoperza, znowuŜ co innego kaczka.
- Po co nietoperza?
- Czasem ciągnie nietoperza zabić, bo jest w nim coś ukrytego. 224
Milcząc czułem się jak szukający czegoś, co jeszcze nie zostało zgubione, ale juŜ się
wysmykiwało z garści. - Jest tak, Ŝe to, co zabije ptaka, nie zabije suki. Musi być ładunek do
tego inny i do tego znowuŜ inny. - Ja wiem o tym.
- Teraz znowuŜ oko. Jak się, dajmy na to, nie ma oka, to szkoda zadawać bólu. Strzeli się,
dajmy na to, do kaczki. Leci ona jeszcze z opuszczonymi nogami i zapadnie daleko w Å‚ozy.
Znaczy, śrutek ją czerknął w brzuch i szukaj. Ona zanurtuje w łozę i zdycha. To znowuŜ
trzepie się, zrywa i leci zabarczona, ucieka piechotą jak łasica. Taka raniona zwierzyna ginie z oczu, zaszyje się w błoto. Trawa i niebo. - O to chodzi. Z tej biksflinty same takie kawałki i
zabarczenia być mogą. I człowiek wraca z lasu ze zwieszoną głową i bardzo zmęczony. Jest
nawet taka pieśń: sikorka powiada, Ŝe boi się szulaka, ale jeszcze gorzej boi się człowieka z
jednorurką. - To tak, to tak. Flinta flintą, oko okiem. Ono, to oko, wszystko robi. Jak kiedyś z ojcem poszliśmy na borsuka. Pies zobaczył czarną jamę i nie chciał dalej iść. Ja widziałem
swoim młodym okiem, Ŝe borsuk z wyjścia wącha powietrze. Pokazuję ojcu - on podnosi do
oka - a włosów był nie wycinał w nosie i taki jeden czarny włos załaskotał go i kichaniu nie
było końca. - Co to ma do rzeczy?