Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
W odróżnieniu od ciągnących się dokoła równin, zbocza gór były prawie nieuprawiane. Pokryte śniegiem szczyty tworzyły nieregularną, długą ścianę. Na stokach porozrzucane były pojedyncze domostwa, powiązane siecią wąskich błotnistych dróg, które łączyły je także z drogą numer 32, biegnącą równolegle do łańcucha górskiego, po jego wschodniej stronie.
- Dziesięć tysięcy lat temu - powiedziała April - lecielibyśmy nad wodą. Nad jeziorem Agassiz.
Na jej prośbę Max zakręcił i leciał wzdłuż pasma na południe. April spoglądała na góry, to znów na równinę, która ciągnęła się aż po horyzont.
- Gdzie był drugi koniec? - zainteresował się Max. - Wschodni brzeg?
- W pobliżu Jeziora Leśnego - odparła. - Daleko stąd.
Max próbował sobie wyobrazić, jak wyglądał wtedy świat. Nic prócz ciszy i wody. I kanadyjskich gęsi.
- To trwało tylko około tysiąca lat - kontynuowała April. - Co w dziejach świata stanowi zaledwie krótką chwilę, mgnienie oka. Ale jednak było tu. Równina pod nami to dno jeziora. Dlatego właśnie Tom może uprawiać najlepszą na świecie pszenicę.
- Co się z nim stało? - spytał Max.
- Lodowce, które utworzyły jezioro, zaczęły się cofać. Wreszcie dotarły do miejsca, gdzie odblokowały północny koniec. -Wzruszyła ramionami. - Woda po prostu wypłynęła.
Na szybie kokpitu pojawiły się pierwsze kropelki deszczu.
- Część nadal tam jest - ciągnęła. - Jezioro Leśne to pozostałość tamtej epoki. I jeziora Winnipeg i Manitoba. I spora część jezior w Minnesocie.
Wyobraźnia Maksa wypełniła prerię wodą, zatopiła Fort Moxie i Noyes na północy, Hallock przy drodze 75 i Grand Forks, wodospady Thief River i Fargo na południu.
- W ziemi można znaleźć mnóstwo pozostałości z tego okresu. Resztki krabów, planktonu, wszystko. - Znów odbiegła gdzieś myślami. - Przypuszczam, że to się jeszcze powtórzy. W czasie następnej epoki lodowcowej.
Nagle Max zrozumiał, do czego zmierza ta rozmowa.
Myślisz, że jacht związany jest z tym jeziorem, tak? Kobieta milczała.
April wróciła do laboratorium Colson późnym popołudniem. W drzwiach natknęła się na grupę pracowników, którzy wychodzili właśnie z budynku.
- Chodźmy - powiedział Jack Smith, biorąc ją pod ramię i obracając w miejscu. - Może cię podwieźć?
Podwieźć? Gdzie? Dopiero po dłuższej chwili przypomniała sobie o pożegnalnym przyjęciu Harveya Kecka.
Lubiła Harveya, ale nie chciała tam iść. W tej chwili obchodziły ją jedynie próbki. Mogła powiedzieć, że ma jakieś pilne zlecenie. Że nie czuje się najlepiej. Ale zawdzięczała Harveyowi tak wiele.
Do diabła.
Zamknęła próbki w szafie, wmawiając sobie, że równie dobrze może zająć się nimi rano, kiedy będzie wypoczęta, po czym zeszła do samochodu. Czterdzieści minut później zaparkowała przed „Pucharem”.
Wszystkie firmowe uroczystości i przyjęcia odbywały się w knajpie Colsona. Kiedy podpisano jakiś duży kontrakt, gdy ktoś zdobył ważną nagrodę, dokonał jakiegoś odkrycia, świętowali to właśnie tutaj. „Puchar”, niedroga restauracja rodzinna z dobrze zaopatrzonym barkiem, był tradycyjnym miejscem takich spotkań. Nazywali ją „Zachodnim Colsonem” i przy każdej ważniejszej okazji obwieszali firmowymi znaczkami i chorągiewkami, tym razem za pulpitem ustawiono transparent, na którym wielkimi literami wypisane zostało najważniejsze hasło filozofii zarządzania Kecka; odchodzący dyrektor twierdził zawsze, że należy w równym stopniu dbać o pracownika, jak i klienta. Salę ozdabiało także ulubione drzewko kauczukowe Kecka w glinianej doniczce i wieszak na kapelusze. Wisiał na nim wysłużony stetson, który dyrektor nosił na głowie o każdej porze roku przez ostatnie trzy dekady.
Większość pracowników była na miejscu, kiedy przybyła tam April, a spora ich część zdążyła już poprawić sobie humor szklaneczką dżinu czy brandy.
April zamówiła rum z colą i usiadła z grupką przyjaciół. Jednak typowe rozmowy o dzieciach, kłótniach z szefem, czy problemach z wyszukaniem podwykonawców, wydawały jej się tego wieczora wyjątkowo nużące. Stała u progu wielkiej tajemnicy, i tylko ona zajmowała teraz jej myśli.