Strona startowa Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.Majora Majora od początku prześladowały trzy nieszczęścia: jego matka, jego ojciec i Henry Fonda, do którego major Major był nieco podobny...oraz trzy aksamitne woreczki — jeden z suszonymi liśćmi laurowymi, drugi z kłującymi igłami cedrowymi oraz trzeci pełen ciężkiej soli...Tym sposobem podejście na wysokość sześciuset metrów zajęło nam ponad cztery godziny, a wątpię aby przebyty dystans na mapie wyniósł więcej niż trzy...Zrobiłem trzy kroki do dźwigni i już niemal sięgałem do niej ręką, gdy zza jej obudowy wyszedł don Pedro z pistoletem w dłoni...ROZDZIAŁ OSIEMNASTY Następne dwanaście lat - mówiła dalej pani Dean - po tym smutnym okresie były to najszczęśliwsze lata mojego życia...słownie trzy ostre krytyki fałszerstw „Upiornej dekady": prof...47Biblioteka Uniwersytecka KULtego roku co dwa lata Wykaz Zagranicznych Czasopism Biecych Znajdujcych si w Polskich Bibliotekach... S jeszcze Trzy Prawa Robotyki przypomnia Oser...tłumiły dźwięków, pod koniec lata będzie pewnie znała na pamięć nową rolę filmową Kat...212Kontynuacja wykazw za lata 1914 - 1920 ogaszanych przez tego autora w czasopimie Exlibris" (Z...
 

Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.


- Boże. Dziękuję ci. Nie zostało już zbyt wiele czasu.
Z cynicznego wyrazu twarzy męża Cordelia domyśliła się, iż Vor­kosigana nie przekonały słowa cesarza na temat jego słabnących mocy umysłowych.
Starzec ponownie odchrząknął.
- Od dawna zamierzałem spytać cię, co powiedzieliście sobie z Yurim dwa lata później, kiedy wreszcie dorwaliśmy go w tamtym starym zamku. Ostatnio bardzo interesują mnie ostatnie słowa cesa­rzy. Książę Vorhalas uważał, że się z nim bawiłeś.
Vorkosigan na moment przymknął oczy, jakby poczuł dawno zapomniany ból.
- Bynajmniej. Najpierw nie mogłem się doczekać zadania mu pierwszego ciosu, kiedy jednak rozebrano go i położono przede mną, poczułem nagłe pragnienie, by uderzyć prosto w gardło i skończyć z nim, szybko i czysto. Mieć to już za sobą.
Cesarz uśmiechnął się kwaśno nie otwierając oczu.
- Wywołałoby to niezłą awanturę.
- Mmm. Myślę, że dostrzegł w mojej twarzy gnębiący mnie strach, bo zaczął drwić: “Uderzaj, chłopczyku. Jeśli się ośmielisz - nosisz przecież mój mundur. Dziecko w moim mundurze.” Powie­dział tylko tyle. Ja zaś odparłem: “Zabiłeś wszystkie dzieci w tej komnacie”. To dość niemądre, ale nic lepszego nie przyszło mi do gło­wy. Następnie zadałem mu cios w brzuch. Później często żałowałem, że nie powiedziałem czegoś innego. Przede wszystkim żal mi było, że nie starczyło mi odwagi, by postąpić zgodnie z pierwotnym impulsem.
- Wyglądałeś wtedy dość niepewnie, stojąc na parapecie w de­szczu.
- Zaczął krzyczeć. Żałowałem, że wrócił mi słuch.
Cesarz westchnął.
- Tak, pamiętam.
- Sam to zorganizowałeś.
- Ktoś musiał to zrobić. - Urwał, zbierając resztkę sił, po czym dodał: - No cóż, nie wezwałem cię tutaj, aby gawędzić o dawnych czasach. Czy premier uprzedził, czego od ciebie chcę?
- Wspominał coś o jakimś stanowisku. Powiedziałem, że nie je­stem zainteresowany, ale odmówił przekazania ci tej wiadomości.
Vorbarra ze znużeniem przymknął powieki i przemówił, zwra­cając się do sufitu.
- Powiedz mi, mój lordzie Vorkosiganie, kto powinien zostać regentem Barrayaru?
Vorkosigan wyglądał, jakby właśnie ugryzł coś absolutnie wstręt­nego, lecz dobre wychowanie nie pozwala mu tego wypluć.
- Vortala.
- Jest za stary. Nie przeżyje szesnastu lat.
- A zatem księżniczka.
- Sztab generalny pożarłby ją żywcem.
- Vordarian?
Oczy cesarza otwarły się nagle.
- Na miłość boską! Chłopcze, myśl rozsądnie.
- Ma przecież trening wojskowy.
- Możemy omówić dokładnie wszystkie jego wady, jeżeli lekarz da mi jeszcze tydzień życia. Zostały ci jakieś zabawne pomysły, czy może zaczniemy rozmawiać serio?
- Quintillan z Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. To nie dowcip.
Cesarz uśmiechnął się, ukazując pożółkłe zęby.
- A zatem masz jednak coś dobrego do powiedzenia o moich ministrach. Słyszałem już wszystko; teraz mogę spokojnie umrzeć.
- Książęta nigdy nie zagłosują na kogoś bez słówka Vor przed nazwiskiem - wtrącił Vortala. - Nawet gdyby stąpał po wodzie.
- Więc zróbcie go Vorem. Dajcie mu tytuł wraz ze stanowi­skiem.
- Vorkosiganie! - zaprotestował oburzony Vortala. - Quintillan nie pochodzi z kasty wojowników!
- Tak samo jak wielu naszych najlepszych żołnierzy. Jesteśmy Vorami tylko dlatego, że jakiś nieżyjący cesarz mianował nimi na­szych przodków. Czemu nie wskrzesić tej tradycji jako nagrody za zasługi? Albo jeszcze lepiej mianować Vorami wszystkich i raz na za­wsze skończyć z tą bzdurą.
Cesarz wybuchnął śmiechem, po czym krztusząc się zaczął kasłać, rozpryskując ślinę.
- To dopiero byłby numer. Wykończyłby nerwowo Ligę Obroń­ców Ludu! Cóż za atrakcyjna kontrpropozycja względem ich pla­nów wymordowania całej arystokracji. Nie sądzę, aby nawet najbar­dziej oszalały fanatyk z ich grona zdołał wymyślić radykalniejsze rozwiązanie. Jesteś niebezpiecznym człowiekiem, mój lordzie Vorkosi­ganie.
- Prosiłeś mnie o opinię.
- Istotnie. A ty, jak zawsze, mi ją przedstawiasz. To dziwne - ce­sarz westchnął. - Skończ z tymi wykrętami, Aralu. Z tego nie uda ci się wywinąć.