Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
- Boże. Dziękuję ci. Nie zostało już zbyt wiele czasu.
Z cynicznego wyrazu twarzy męża Cordelia domyśliła się, iż Vorkosigana nie przekonały słowa cesarza na temat jego słabnących mocy umysłowych.
Starzec ponownie odchrząknął.
- Od dawna zamierzałem spytać cię, co powiedzieliście sobie z Yurim dwa lata później, kiedy wreszcie dorwaliśmy go w tamtym starym zamku. Ostatnio bardzo interesują mnie ostatnie słowa cesarzy. Książę Vorhalas uważał, że się z nim bawiłeś.
Vorkosigan na moment przymknął oczy, jakby poczuł dawno zapomniany ból.
- Bynajmniej. Najpierw nie mogłem się doczekać zadania mu pierwszego ciosu, kiedy jednak rozebrano go i położono przede mną, poczułem nagłe pragnienie, by uderzyć prosto w gardło i skończyć z nim, szybko i czysto. Mieć to już za sobą.
Cesarz uśmiechnął się kwaśno nie otwierając oczu.
- Wywołałoby to niezłą awanturę.
- Mmm. Myślę, że dostrzegł w mojej twarzy gnębiący mnie strach, bo zaczął drwić: “Uderzaj, chłopczyku. Jeśli się ośmielisz - nosisz przecież mój mundur. Dziecko w moim mundurze.” Powiedział tylko tyle. Ja zaś odparłem: “Zabiłeś wszystkie dzieci w tej komnacie”. To dość niemądre, ale nic lepszego nie przyszło mi do głowy. Następnie zadałem mu cios w brzuch. Później często żałowałem, że nie powiedziałem czegoś innego. Przede wszystkim żal mi było, że nie starczyło mi odwagi, by postąpić zgodnie z pierwotnym impulsem.
- Wyglądałeś wtedy dość niepewnie, stojąc na parapecie w deszczu.
- Zaczął krzyczeć. Żałowałem, że wrócił mi słuch.
Cesarz westchnął.
- Tak, pamiętam.
- Sam to zorganizowałeś.
- Ktoś musiał to zrobić. - Urwał, zbierając resztkę sił, po czym dodał: - No cóż, nie wezwałem cię tutaj, aby gawędzić o dawnych czasach. Czy premier uprzedził, czego od ciebie chcę?
- Wspominał coś o jakimś stanowisku. Powiedziałem, że nie jestem zainteresowany, ale odmówił przekazania ci tej wiadomości.
Vorbarra ze znużeniem przymknął powieki i przemówił, zwracając się do sufitu.
- Powiedz mi, mój lordzie Vorkosiganie, kto powinien zostać regentem Barrayaru?
Vorkosigan wyglądał, jakby właśnie ugryzł coś absolutnie wstrętnego, lecz dobre wychowanie nie pozwala mu tego wypluć.
- Vortala.
- Jest za stary. Nie przeżyje szesnastu lat.
- A zatem księżniczka.
- Sztab generalny pożarłby ją żywcem.
- Vordarian?
Oczy cesarza otwarły się nagle.
- Na miłość boską! Chłopcze, myśl rozsądnie.
- Ma przecież trening wojskowy.
- Możemy omówić dokładnie wszystkie jego wady, jeżeli lekarz da mi jeszcze tydzień życia. Zostały ci jakieś zabawne pomysły, czy może zaczniemy rozmawiać serio?
- Quintillan z Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. To nie dowcip.
Cesarz uśmiechnął się, ukazując pożółkłe zęby.
- A zatem masz jednak coś dobrego do powiedzenia o moich ministrach. Słyszałem już wszystko; teraz mogę spokojnie umrzeć.
- Książęta nigdy nie zagłosują na kogoś bez słówka Vor przed nazwiskiem - wtrącił Vortala. - Nawet gdyby stąpał po wodzie.
- Więc zróbcie go Vorem. Dajcie mu tytuł wraz ze stanowiskiem.
- Vorkosiganie! - zaprotestował oburzony Vortala. - Quintillan nie pochodzi z kasty wojowników!
- Tak samo jak wielu naszych najlepszych żołnierzy. Jesteśmy Vorami tylko dlatego, że jakiś nieżyjący cesarz mianował nimi naszych przodków. Czemu nie wskrzesić tej tradycji jako nagrody za zasługi? Albo jeszcze lepiej mianować Vorami wszystkich i raz na zawsze skończyć z tą bzdurą.
Cesarz wybuchnął śmiechem, po czym krztusząc się zaczął kasłać, rozpryskując ślinę.
- To dopiero byłby numer. Wykończyłby nerwowo Ligę Obrońców Ludu! Cóż za atrakcyjna kontrpropozycja względem ich planów wymordowania całej arystokracji. Nie sądzę, aby nawet najbardziej oszalały fanatyk z ich grona zdołał wymyślić radykalniejsze rozwiązanie. Jesteś niebezpiecznym człowiekiem, mój lordzie Vorkosiganie.
- Prosiłeś mnie o opinię.
- Istotnie. A ty, jak zawsze, mi ją przedstawiasz. To dziwne - cesarz westchnął. - Skończ z tymi wykrętami, Aralu. Z tego nie uda ci się wywinąć.