Strona startowa Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.Z drugiej jednak strony nie ulega wtpliwoci, e cnota moralna jako sprawno specyfikuje si, czyli nabiera treci gatunkowej jako cnoti moralna (a konsekwentnie...Twierdzenie o prawdopodobieDstwie logicznym zdania opiera si jednak nie tylko na owej konfrontacji zdaD, mwicej |e ze wzgldu na nie naszej hipotezie H przysBuguje prawdopodobieDstwo pDzisiaj jednak uniformizacja kultury w skali globalnej dokonuje się bardziej pokojowo, wzory kulturowe przenoszą się przede wszystkim za pośrednictwem mass...POKUTA22 Z modlitwą jednak łączyć się winna pokuta, to znaczy: duch pokuty i ćwiczenie się w chrześcijańskiej pokucie...Kiedy usunął ostatnie korytko, z wielkim szacunkiem dotknął papierów; był to cienki plik złożonych dokumentów, a jednak chodziło o skarb, albowiem uniknęły...Kiedyś miałem sposobność obserwować go przez cały wieczór podczas koncertu symfonicznego; ku memu zdziwieniu, siedział w pobliżu, wcale mnie jednak nie...opiekuna, w głębi duszy była jednak rada, że może ofiarować człowiekowi, który tak wysoko ją ocenił, fortunę co najmniej równą majątkowi, jaki...Musiał jednak wspiąć się na górę, a już miał duże opóźnienie w stosunku do planu, jedynym zaś pocieszeniem, jakie słyszał zewsząd, była wola Allaha...Teren i Talia opuścili izbę, dyskretnie zamykając za sobą drzwi, zostawiając obydwie kobiety same, by w odosobnieniu mogły dać upust wspólnej rozpaczy; jednak...— A niech pana cholera weźmie! — odparł Graczow, uśmiechając się jednak przyjaźnie...
 

Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.

Wyniesiono wysoki fotel, krzesła i ławki.
- Coś się szykuje - szepnął Wilmowski.
- To będzie sąd! Będą kogoś sądzić - krótko stwierdził Madżid.
- Jak to sądzić? - spytał zdumiony Wilmowski.
- Otóż to! - odparł Madżid. - Ich przywódca uważa się za praworządnego władcę.
- Ależ to szaleniec!. Madżid skinął głową.
- Na Allacha chyba tak!
Na pokładzie przygotowano prowizoryczną salę sądową z fotelem dla sędziego i stołkiem dla oskarżonego. W tle stanęli strażnicy i kilku murzyńskich niewolników, których wyprowadzono na tę okazję.
Kiedy wszystko było gotowe, ukazali się dwaj czarni strażnicy, ubrani w jednakowe, białe szarawary, takież same koszule i kamizelki. Na głowach mieli turbany, a w rękach trzymali zakrzywione szable. Za pasem tkwiły zatknięte po dwa srebrzyste pistolety.
- To osobista ochrona przywódcy. Są bezwzględni i bardzo niebezpieczni! - szepnął Madżid.
Za nimi dostojnym krokiem podążał człowiek ubrany w szaty do złudzenia przypominające strój faraona. Rzucały się w oczy skrzyżowane na piersiach atrybuty władzy: bicz i berło, przypominające pasterską laskę.
“Sally!” - przemknęła myśl. - Prawie jakbym był we śnie Sally... - zaczął mówić Nowicki, ale i on znieruchomiał, dostrzegłszy tuż za “faraonem” człowieka z korbaczem. Na końcu wprowadzono jeńca, którego tym razem mogli zobaczyć dokładnie w świetle białego dnia.
Nagły skurcz w gardle, sprawił, że marynarzowi wypadła z rąk lornetka. Wilmowski spazmatycznie chwycił ustami powietrze jakby chronił się przed uduszeniem i tak, z ustami rozwartymi jak do krzyku, znieruchomiał. Zapomnieli o Madżidzie i o jego wyjaśnieniach. Zapomnieli o całym bożym świecie. Przed sobą mieli bowiem Tomka. Tomka wynędzniałego, wychudzonego, ale przecież żywego! Żywego Tomka!
Niełatwo przychodziło im w to uwierzyć po tych wszystkich dniach i tygodniach poszukiwań, rozdarcia między rozpaczą a nadzieją. Ale w dzień widzieli z tej skały wszystko wyraźnie jak na dłoni. To był Tomek! W niezrozumiałej na razie i jak się wydawało niebezpiecznej sytuacji. Ale naprawdę Tomek zdrowy i cały.
- Jezus, Maria! - wyszeptał Nowicki. - Zostałem wysłuchany! Zostałem wysłuchany!
Po twarzy Wilmowskiego powoli toczyły się łzy.
*
Fakt ponownego spotkania Tomka “faraon” uznał za niezwykłe zrządzenie losu. Wydał go wszak na pastwę pustyni. A oto pustynia oddała swego zakładnika. Przeznaczenie zaś z powrotem postawiło go na jego drodze. Nie mógł tego pojmować inaczej niż jako nadprzyrodzony znak, nieznany obowiązek nałożony nań przez Boga.
“Wola Allacha! Insz Allah” - myślał. “Skoro sam Bóg odmienił wydany przeze mnie wyrok, zapragnął w ten sposób do mnie przemówić”.
Najpierw w jego chorym umyśle zrodził się pomysł, by Tomasza... zatrudnić! Był przekonany, że to się to uda. Znał wielu Europejczyków i ich nieprawdopodobną chciwość. Zawsze czegoś pożądali: pieniędzy, sławy, znaczenia, władzy czy choćby antycznych przedmiotów i zwykłych, niewiele wartych pamiątek... Tomek odrzucał jednak wszystkie propozycje. Zdziwiło to “faraona”, a potem rozczarowało i zdenerwowało tak, że zawsze stawał się bliski załamania lub wybuchu gniewu w jego obecności.
Z czasem zaczął traktować opór Tomka jako jedyną przyczynę wszelkich swoich niepowodzeń, symbol fatum, jakie nad nim zawisło.
W panice musiał wszak opuścić Teby, a jego interesy na północy kraju należało uznać za całkowicie zawieszone. Postanowił przeciąć wewnętrzne rozdarcie, wywoływane “złą” obecnością tego więźnia. Ale jak, skoro miał do czynienia z zastanawiającym znakiem bożym? Wybrał... sąd.
Tomek zajął więc miejsce oskarżonego naprzeciw “tronu”. Obaj młodzi ludzie długo mierzyli się wzrokiem. W gorejących oczach sądzącego płonęła udręka i nienawiść. W oczach sądzonego nikt nie mógłby dostrzec niczego innego niż opanowanie i spokój. Tomek nie miał złudzeń. Uratować mógłby go jedynie cud. Nienawiści mógł przeciwstawić jedynie godność.
Rozpoczęła się rozprawa. Sędzia sam, nienaganną angielszczyzną, zadawał pytania.
Za każdym razem odpowiadało mu milczenie. Tomek zachowywał się tak, jakby to wszystko nie tylko go nie dotyczyło, ale i w ogóle do niego nie docierało. Patrzył ponad pokład statku, na otaczający go, jakże piękny świat. Uniósł głowę ku pobliskim skałom i uśmiechnął się do siebie.
Zapadła cisza. Tomasz, wciąż jeszcze z cieniem uśmiechu na ustach, spojrzał z ironią i pogardą w oczy “faraona”. Ten jednak choć zaskoczony postawą Tomka - na co dzień napotykał jedynie lęk swych podwładnych - poważnie traktował swoją rozprawę. Wprowadzono świadków. Najpierw dwu Arabów. Ich zeznania tłumaczono oskarżonemu. Wynikało z nich, że dowodząc daabiją, Tomek znęcał się nad arabską załogą, że pobił i wyrzucił na brzeg arabskich współpasażerów, aby przywłaszczyć sobie wynajęty stateczek.
- Wszystkich? - spytał sędzia.
- Nie - odrzekli świadkowie. - Niektórych zakuł w kajdany i chciał oddać do brytyjskiego więzienia.
Tomasz uśmiechnął się znowu. “Oto - pomyślał - jak łatwo można przeinaczać prawdę”. Ci, którym na prośbę Nowickiego ułatwiono ucieczkę, teraz zeznawali przeciw niemu. Wtedy było ich jednak pięciu, teraz jedynie dwóch. Gdzież mogła być reszta?
- Ilu was było? - sędzia zdawał się czytać w myślach Tomka.
- Pięciu. Ale trzech zostało zastrzelonych w czasie ucieczki odparli.
- Kto jest temu winien? - padło kolejne pytanie.
- Oskarżony - odparli.
“A więc to tak” - pomyślał Tomek. “Trzech pozostałych już zginęło, a ci są tutaj, w centrum Afryki. Próżno Nowicki łudził się nadzieją, że może czeka ich lepszy los”.
Na świadka został także powołany Harry, który oskarżył Tomka o okradanie grobowców. Ten fragment zeznań przetłumaczono nawet murzyńskim niewolnikom, którzy popatrzyli na Tomka przerażonym wzrokiem. Miejsca spoczynku ich zmarłych były bardzo szanowane, a sprofanowanie tych miejsc stanowiło największą winę żyjącego.