Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
Idaho popatrzył na niego i rzekł:
- Nie pojmuję twoich rządów, twojego Imperium, niczego. Im więcej się dowiaduję, tym bardziej uświadamiam sobie, że nie wiem, co się tutaj dzieje.
- Jakie to szczęście, że odkryłeś drogę do mądrości - powiedział Leto.
- Co? - Rozniecony gniew Idaho sprawił, że zabrzmiało to jak okrzyk wojenny, wypełniający małą salę pogłosem.
Leto uśmiechnął się.
- Duncanie, czyż ci nie powiedziałem, że kiedy myślisz, że coś wiesz, to jest to najdoskonalsza obrona przeciw dowiedzeniu się tego?
- Więc powiedz mi, co się tu dzieje.
- Mój przyjaciel Duncan Idaho nabiera nowego zwyczaju. Uczy się spoglądać poza to, co wydaje mu się, że wie.
- Dobrze, dobrze. - Idaho powoli kiwał głową w rytm słów. - Zatem, co stało za udzielonym mi pozwoleniem wzięcia udziału w tym całym Siajnoku?
- Chęć przywiązania Mówiących-do-Ryb do ich Dowódcy Straży.
- A ja muszę je hamować! Eskorta, która zabrała mnie do Twierdzy, chciała koniecznie zatrzymać mnie na orgię. A te, które wzięły mnie tu z powrotem, kiedy ty...
- Wiedzą, jaką przyjemnością jest dla mnie widok dzieci Duncana Idaho.
- Do diabła z tobą! Nie jestem twoim ogierem!
- Nie ma potrzeby, byś krzyczał, Duncanie.
Idaho kilkakrotnie wciągnął głęboko powietrze i po chwili powiedział:
- Kiedy mówię im "nie", najpierw zachowują się tak, jakbym je skrzywdził, a później traktują mnie jak jakiegoś przeklętego... - potrząsnął głową - ...przeklętego świętego lub coś w tym rodzaju.
- Czy nie są ci posłuszne?
- Niczego nie kwestionują... dopóki to nie jest sprzeczne z twoimi rozkazami. Nie chciałem tu wracać.
- A mimo to sprowadziły cię.
- Wiesz aż za dobrze, że nie sprzeciwiłyby się tobie.
- Cieszę się, że tu jesteś, Duncanie.
- Och, widzÄ™ to!
- Mówiące-do-Ryb wiedzą, jak bardzo jesteś wyjątkowy, jak cię lubię, jak wiele ci jestem winien. Jeżeli chodzi o ciebie i mnie, to nigdy nie pojawia się kwestia posłuszeństwa czy nieposłuszeństwa.
- Więc czego?
- Lojalności.
Leto zamyślił się.
- Czułeś siłę Siajnoku?
- Oddawanie czci bożkom.
- Zatem dlaczego cię to zaniepokoiło?
- Twoje Mówiące-do-Ryb to nie armia, to siła policyjna.
- Na moje imię, zapewniam cię, że tak nie jest. Policje są w sposób nieunikniony skorumpowane.
- Kupiłeś mnie władzą - rzucił oskarżycielsko Idaho.
- To próba, Duncanie.
- Nie ufasz mi?
- Bezwarunkowo ufam twojej wierności Atrydom.
- Dlaczego więc mówisz o korupcji i próbie?
- To ty oskarżyłeś mnie o utrzymywanie policji. Policje zawsze dbają, aby przestępcom się wiodło. Trzeba zupełnie tępego policjanta, żeby przegapił fakt, iż stanowisko we władzach to najkorzystniejsza pozycja dla przestępcy.
Idaho zwilżył językiem usta i wpatrzył się w Leto z wyraźnym zaskoczeniem.
- Ale szkolenie moralne... to znaczy prawne... więzienia...
- Jakiemu dobru służą przepisy i więzienia, gdy złamanie prawa nie jest grzechem?
Idaho lekko przekrzywił głowę w prawo.
- Chcesz mi powiedzieć, że twoja przeklęta religia jest...
- Kara za grzechy może pozornie nie wyglądać na karę.
Idaho wskazał kciukiem na świat za drzwiami.
- Całe to gadanie o karze śmierci... ta chłosta i...
- Staram się obywać bez zbędnych praw i więzień tam, gdzie tylko jest to możliwe.
- Musisz mieć jakieś więzienia!
- Naprawdę? Więzienia są potrzebne tylko po to, by dostarczyć złudzenia, że sądy i policja działają skutecznie. To swego rodzaju ubezpieczenie socjalne.
Idaho odwrócił się bokiem do Leto i wymierzył wskazujący palec ku drzwiom, przez które wszedł do małej sali.
- Masz całe planety, które nie są niczym innym jak więzieniami.
- Myślę, że o wszystkim mógłbyś myśleć jak o więzieniu, gdyby ci tak nakazywały twoje złudzenia.
- Złudzenia! - Ręka Idaho opadła bezwładnie i ghola stał oniemiały.
- Tak. Mówisz o więzieniach, policji i systemach prawnych, o doskonałych złudzeniach, za którymi może działać doskonale prosperująca struktura władzy, bardzo pilnie bacząca, by sama była ponad prawem.
- A ty myślisz, że z przestępcami można sobie poradzić przez...
- Nie z przestępcami, Duncanie. Z grzesznikami.
- Więc myślisz, że twoja religia może...
- Zauważyłeś, jakie są w niej grzechy główne?
- Jakie?
- Próba skorumpowania kogoś, kto sprawuje władzę w moim imieniu i korupcja dokonywana przez niego.
- Jaka korupcja?
- W zasadzie chodzi o niedopełnienie obowiązku oddania czci Bogu Leto.
- Tobie?
- Mnie.
- Ale powiedziałeś na samym początku, że...
- Myślisz, że nie wierzę w swoją boskość? Bądź ostrożny, Duncanie.
Głos Idaho był pełen zduszonego gniewu:
- Powiedziałeś, że jednym z moich zadań jest pomóc ci zachować twoją tajemnicę, że ty...
- Nie poznałeś jej.
- Że jesteś tyranem? To nie...
- Bogowie mają więcej władzy niż tyrani, Duncanie.
- Nie podoba mi się to, co słyszę.
- Czy kiedykolwiek jakiś Atryda prosił cię, abyś polubił swoją robotę?
- Każesz mi dowodzić twoimi Mówiącymi-do-Ryb, które są sędzią, ławą przysięgłych, katem i... - Idaho urwał.
- I czym?
Idaho nie odpowiedział.
Leto spojrzał poprzez dzielący ich chłodny dystans, przestrzeń tak małą, a tak wielką. "To jak złapanie ryby na wędkę - pomyślał. - Trzeba domyślać się każdego punktu zwrotnego w tej potyczce." Problem z Idaho był taki, że chwytanie go w sieć zawsze przyspieszało koniec. Tym razem następowało to szczególnie szybko. Leto poczuł ogarniający go smutek.
- Nie będę cię czcił - rzekł Idaho.
- Mówiące-do-Ryb wiedzą, że masz szczególną dyspensę - powiedział Leto.
- Jak Moneo i Siona?
- Zupełnie inną.
- Zatem buntownicy to osobna sprawa.
Leto uśmiechnął się.
- Każdy z moich zaufanych urzędników był w swoim czasie buntownikiem.
- Nie byłem żad...
- Byłeś cudownym buntownikiem! Pomagałeś Atrydom wyrwać Imperium panującemu monarsze.
Spojrzenie Idaho stało się nieostre, gdy ghola zatopił się we wspomnieniach.
- Rzeczywiście. - Potrząsnął gwałtownie głową, jak gdyby strząsając coś z włosów. - I popatrz, coś zrobił z tym Imperium!
- Nadałem mu formę. Formę nad formami.
- To ty tak twierdzisz.
- Informacja jest na stałe zawarta w formie, Duncanie. Można użyć jednej, by znaleźć klucz do innej. Niestałe formy najtrudniej jest rozpoznać i zrozumieć.