Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
Tu, takie diablątka, jak Ożarczyk i starosta,
łatwo za nogi uchwycić i... w święconą wodę – chlup! Spłucz się wisielcu, bo Chrystus naka-
zał budować i goić, nie zaś rozwalać i zabijać. W Warszawie są straszniejsze diabły, ale to
nic. Uszy do góry! Jeśli już nie my, to dzieci nasze ich zwalczą do reszty, ale rozumnie, nie
nową partyjnością, jeno Chrystusową ideą. Wierz mi bracie!
27
Pan Jacek lubił i szanował obywatela. Przypominał mu żywo archaiczny typ Polaka, trochę
hałaśliwego, ale filozofa, znającego świat i ludzi. Pobłażliwość dla ludzkich złości i wad, któ-
rej obywatel dawał dowody, pan Jacek zaliczał do objawów rzadkich u ludzi nawet najro-
zumniejszych, i uważał, że w sferze ducha wstrzemięźliwość w sądach jest ważnym czynni-
kiem sprawiedliwości i umiaru.
Zdanie obywatela o Warszawie nie stropiło pana Jacka, jął się tym bardziej rwać do stoli-
cy. Obywatel jednak nie chciał o tym słuchać i namawiał:
– Już przebądź święto Zmartwychwstania na Podlasiu, panie Jacku, jak Bóg przykazał. A
że obaj z Jerzejskim nie macie swojej niewiasty, więc zapraszam was całym sercem do nas na
święcone. Niech ci się, bracie, przypomną młode lata, kiedy cię niewiasta kusiła. Wiem jaka,
aleś wybrał cytadelę...
Pan Jacek pobladł i ze smutkiem pochylił głowę na pierś. Obywatel chwycił go serdecznie
w ramiona.
– No, no, Sybiraku kochany... stare dzieje i za stary wróbel. Co było to wasza rzecz, jeno
woli Bożej nie było i dlatego zmarnowałeś się... Niewiasta to grunt, bez niej i błogosławień-
stwa nie ma. A że to bestie wabne, nie nowina – Adam o tym wiedział. Poty kusi, aż skusi.
Trzeba je tylko krótko trzymać, wtedy jest porządek. Pamiętaj, panie Jacku, Chrystus przyka-
zanie boskie kazał spełniać, niewiastę pojąć, ale trzymać ją krótko, bo pryśnie.
– Myślałby kto, że Jacuś w związki małżeńskie wstępuje, tak mu pan radzi – śmiał się
obecny Ezop.
– Na wszelki wypadek, na wszelki wypadek – odparł obywatel. Po czym nagle zapytał:
– A jakże tam pani Halina Strzemska, nie wraca zza morza?
Pan Jacek spojrzał na niego zdumiony, ale ten zawołał:
– Dziwisz się, bracie, skąd ja wiem, że ty ją znasz? A to zapomniałeś, że Polska cała, więc
i Podlasie, posiada wyjątkową akustykę. No, widzisz, spotkałeś się z nią gdzieś w Afryce...
Prysła, bo nie była krótko trzymana. Toż sąsiadka moja! Lubiliśmy się, choć często przeko-
marzali. Niosło ją, niosło w świat aż i poniosło. Ha, są różne natury i różne przeznaczenia...
No, bracie, więc przyjeżdżajcie do mnie razem z Jerzejskim na święcone. Poznacie u mnie
wiele osób z szerokiego świata, bo w domu moim różni ludzie bywają.
Pan Jacek łatwo uległ namowom. Chciał poznać ten świat, w którym będzie się wkrótce obracać.
Gdy nadeszły święta, został zaraz po rezurekcji zabrany z Ezopem do domu obywatela.
Była tu istotnie staropolska gościnność i rozszerzała ściany. Na tle różnych poglądów i
ścierających się zdań, mniej lub więcej szczytnych, dominował duch patriotyczny i niezatarta
patyna „szlacheckiego uczciwego gniazda”, jak swój dom i rodzinę nazywał obywatel. Mimo
to pan Jacek stwierdził z żalem, że wśród reprezentowanej tam sfery ziemiańskiej optymizm
na rzecz kraju wprawdzie nie wygasł jeszcze, ale tlił się słabym płomykiem, trochę niecier-
pliwie i chwiejnie, jakby w obawie zupełnego zaniku.
Goście, bawiący u obywatela, nie imponowali panu Jackowi. Przeciwnie, rozmowy ich,
prowadzone przeważnie na tematy polityczne i finansowe oraz okazywane przy byle jakiej spo-
sobności zacietrzewienie wywarło na nim wrażenie ujemne. Widział w nich ludzi bardziej inte-
ligentnych niż codzienne jego otoczenie, umiejących trafnymi i nieraz dosadnymi argumentami
zwalczać przeciwników, ale razem wzięci nie stanowili oni tego materiału, na którym można by
wynieść nawę państwową Polski i spoić ją, niby cementem, na wiecznych czasów trwanie.
Cóż w takim razie dzieje się w centrum państwa, w stolicy, jeśli tu tak? – pytał w duchu
pan Jacek, usuwając się dyskretnie od ogólnej dyskusji i obserwując pilnie. – Czy ten chaos,
to zwichrzenie i plątanina różnych poglądów, koterii, interesów wyłoni z siebie nowe słońce i
nową uzdrowczą atmosferę? Czy w takim wirze myśli ludzkich, czy w takim odmęcie osobi-
stych ambicji zabrzmi potężny głos Stwórcy: „Wstań, Polsko?...”
Rozmyślał nad tym długo i obliczał swoje siły, czy starczy mu ich do oparcia się fali zu-
pełnej rezygnacji.
28
IV
Rozprężyło się łono ziemi i zadrżało twórczym dreszczem. Buchnęły z piersi gleby tchnie-
nia pełne żaru, słodkiej tęsknoty i pożądania. W spazmie rozkoszy ziemia oddawała się słoń-