Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
W przeciwieństwie do barwy i do dźwięku - słowo jest skazane na żywot pełen bole-
snego i tragicznego rozdwojenia, ma bowiem do spełnienia aż dwa biegunowo próżne
zadania! Z jednej strony na twórczych wyżynach . poezji ma być sobą - słowem dla
słowa - z drugiej strony na terenie życia bieżącego krąży w mowie potocznej jako utarte, bezbarwne, bezdźwięczne pojęcie.
- Najnowsi badacze języka dzielą go na dwa rodzaje, a mianowicie: na język indywi-
dualny i na język społeczny. My ten pierwszy przezywamy - słowem wyzwolonym,
ten drugi - słowem pojęciowym.
Zdarzają się wszakże takie okresy, kiedy zanika wiara w słowo twórcze. Wówczas owo przed chwilą jeszcze zawadiacko barwne i zuchwale rozpląsano słowo - przera-
żone własnym zbyt jawnym i zbyt śpiewnym wcieleniem, szuka schronu w bezpiecz-
nej szarzyźnie zdań powszechnie uznanych i co prędzej wdziewa dla niepoznaki słyn-
ną od wieków ze swych własności czarnoksięskich czapulę-niewidymkę, aby ukryć w
ten zaklęty sposób swój grzeszny kształt i barwę - swój nagi płomień i nagą rosę -
swoje ciało chciwe tysiąca istnień i tysiąca nie stłumionych niczym radości - i aby koniec końcem - uśmierzyć swoją niepodległość twórcza - swoją niezależność i samoist-
ność myślowa i duchową. Co wówczas pozostaje poetom? Chyba - cierpliwe lub nie-
cierpliwe przetrwanie tego nieprzychylnego dla słowa okresu i doczekanie się raz jeszcze tej nieprzytomnej wiosny, tej słonecznej bezrozumnej burzy, która swoim wonnym, swawolnym powiewie zdmuchnie z posłusznie zmalałego, wylękłego i od-barwionego w swym ukryciu słowa wspomnianą wyżej czapulę-niewidymkę, ażeby
znowu w całym zakazanym i występnym przepychu odsłonić jego kształt rzeczywisty.
Mamy więc przed sobą dwa rodzaje słów: słowa w czapce-niewidymce i słowa bez czapki-niewidymki.
99
A właśnie bywają takie okresy, kiedy sam poeta onieśmiela się do nowych zagadnień sztuki - kiedy sam twórca płochliwie omija zbyt urwiste otchłanie twórczości, kiedy sam śpiewak, zagłuszony zgiełkiem dookolnym, nie wierzy już w śpiew i w jego samodzielną, odrębną od reszty życia, a dla życia niezbędną wartość. To są okresy, kie-dy słowa wdziewają czapulę-niewidymkę. Zbyt indywidualne w takich okresach
skrzydła wychodzą nagle z mody - stają się rodzajem występnego, a w każdym razie
nieprzyzwoitego upiększenia.
W jednym z naszych prowincjonalnych ogrodów zoologicznych widziałem bociany, które chodziły na wolności nie zdradzając żadnej chęci odlotu. Zdawało mi się, że trzyma je w obrębie ogrodu instynktowne i trzeźwe przywiązanie do tego kawałka ziemi, gdzie mają swój dom - pokarm i opiekę - przywiązanie do wygód życia co-dziennego. Myliłem się jednak... Dozorca mi wytłumaczył, że w celu przykucia ich do miejsca podcina im nożycami owe lotki, których brak, niewidoczny dla oka, uniemoż-
liwia ptakom korzystanie ze skrzydeł. Przypominają sobie chwilami swoją wrodzoną
skrzydlatość i z nagłą wiarą w siebie zrywają się do upragnionego i należnego im lotu
- ale nadaremnie! Machają tylko na miejscu skrzydłami, lecz już odlecieć nie mogą.
Uwięziono je w ogrodzie w sposób tak na pozór skrzydlaty i pełen pozornej swobody,
że - trudno zgadnąć od pierwszego wejrzenia bolesną tajemnicę ich przyziemnego trwania - ich ruchliwego, a jednak więziennego zawieruszenia się w zaklętym kole ogrodu zoologicznego.
Albo się jest ptakiem - albo się nim nie jest! Nie ma ptaków połowicznych! Skrzydło niecałkowite przestaje być skrzydłem. Albo słowo się wyzwala z pęt pojęciowych. al-bo dobrowolnie wdziewa te pęta. Zjawia się właśnie - szkoła, która twierdzi, że należy pisać nie wyzwolonymi słowami, lecz ideowo skomponowanymi zdaniami tak, aby treść pojęciowa górowała w zdaniu nad nie usamodzielnionym słowem. Słowo chętnie
zanika w ideowej całości zdania, pozostawiając pierwszeństwo temu ostatniemu. Tego
rodzaju poezja pragnie nas czarować nie magią słów, lecz treścią zdań. Ma nawet po-
gardę dla magii słów. Uważa ją za przebrzmiały, raz na zawsze zużyty środek artystyczny - niezdatny do chwytania samego życia lub współżycia.
Toteż słowa w wierszach tych poetów zatracają swą rzeczową niezależność, swą uczuciową niepodległość, swą twórczą niespodzianość i nieprzewidzianość. Pozby-wają się swych twórczych kaprysów, swych cudów, dziwów i zaklęć - w tym niejako
przeświadczeniu, że pochłonięte ogólnymi, ideowo określonymi zdaniami nabiorą powagi.. doniosłości społecznej, staną się zawczasu oczekiwane, spodziewane i -
ułatwią sobie drogę do dusz i umysłów szerszej publiczności. Poeta tedy stara się nie tyle wyodrębnić, ile upodobnić do otoczenia. Zamiast dążyć do nowości, którą w sztuce jest tylko - niepowtarzalna indywidualność - dąży do współczesności. Współczesność wszakże dla nikogo nie jest tajemnicą, wymagającą odkrycia. Wiedzą o niej ci, którzy przy kawie czarnej - w zgiełku kawiarnianym - z nieodpartą stanowczością wy-rokują o tym, czym powinna być sztuka dnia dzisiejszego. I ci wiedzą o niej, którzy ze zwycięską brawurą patrzą w głąb naukowo spopularyzowanego wszechświata przez skwapliwie modną, świeżo wynalezioną lornetkę - w tym przekonaniu, że oglądają zbliżoną w ten sposób i zawczasu już udoskonaloną przyszłość.
Właściwie należałoby zbadać historycznie i psychologicznie to zawiłe, periodyczne zjawisko, jakim jest tak zwana współczesność w sztuce i w literaturze. Z czego jest utkana - z jakich treści i gestów? Może tylko - z gestów? Może by się okazało, że ton i postawa tej współczesności są zawsze te same bez względu na czas, w którym panują?
100
Może by się udało faktycznie stwierdzić taki nawet paradoks, że współczesność panująca sto lat temu miała zasadniczo tę samą treść i chodziła w tej samej młodzącej się ku ludzkości masce, którą się chlubi jako nowością współczesność bieżąca... Trudno