Strona startowa Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.Bohaterka ballady była niemoralną kobietą, która wolała spać pod gołym niebem niż na puchowym posłaniu...chłop jechać, boć te pawie grzebienie w kościele zaprzysiągł...4 private int mojNum ; 5 6 static { 7 k...It was all very awful...– Poza pewnymi przywarami osobistymi niczym się nie różnię od pozostałych ludzi...Sam drgnął, jakby ostatnie zdania mocno go uraziło...Dwudziestego Trzeciego Dnia spostrzegł coś dziwnego — oto kombinezon, który otrzymał od Strażników ciasno opinał jego ciało, a przecież z początku był...z powrotem do piekarnika...weźmie barkę desantową numer jeden i dokona próby abordażu...odchylenia odzasady nieokreśloności są “w zasadzie" możliwe...
 

Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.


Widząc jak wstrząśnięta jest Melissa, Gada zatrzymała się.
- Ja też wolałabym, żebyś jechała ze mną. Uwierz mi, proszę, ale muszę jechać do Centrum, a to może być niebezpieczne.
- Nie boję się żadnych szaleńców. A poza tym jak będę razem z panią, możemy trzymać straż.
Gada zapomniała o szaleficu. Wspomnienie o nim wywołało w niej ponownie niepokój.
- Tak, szaleniec to jeden problem. Ale nadchodzą burze, jest prawie zima. Nie wiem, czy dam radę wrócić z Miasta. I lepiej będzie, jeśli zadomowisz się w ośrodku, zanim wrócę z wyprawy. Gdyby miało się to nie udać albo gdybym musiała opuścić ośrodek, mogłabyś lam zostać.
- Nie obchodzą mnie burze - powiedziała Melissa - nie boję się.
- Wiem, że się nie boisz. Chodzi o to, że nie ma powodu narażać cię na niebezpieczeństwo.
Melissa nie odpowiedziała. Gada przyklękła i odwróciła dziecko do siebie.
- Czy myślisz, że teraz próbuję cię unikać ? Po chwili Melissa powiedziała:
- Nie wiem, co mam myśleć, pani Gado. Pani powiedziała, że gdybym nie żyła tutaj, to byłabym odpowiedzialna za siebie i robiła to, co bym myślała, że jest dobrze. A ja myślę, że niedobrze jest, żebym zostawiła panią samą z tym szaleńcem i z burzami.
Gada przysiadła na piętach.
- Dokładnie tak powiedziałam. I tak też uważam.Spojrzała na swoje pobliźnione ręce, westchnęła i znów popatrzyła na Melissę.
- Lepiej ci powiem, dlaczego tak naprawdę chcę, żebyś pojechała do domu. Powinnam była powiedzieć to przedtem.
- Co to jest ? - Glos Melissy był ściśnięty, iecz opanowany; Gada wzięła ją za rękę.
- Większość uzdrowicieli ma po trzy węże. Ja mam tylko dwa. Zrobiłam coś głupiego i ten trzeci został zabity.
Opowiedziała Melissie o ludziach Arevina, o Stavinie, jego młodszym ojcu i Mchu.
- Nie ma zbyt wielu węży snu - ciągnęła Gada. - Bardzo trudno je rozmnażać. Właściwie to nigdy nie udało się nam osiągnąć tego, żeby zaczęły się rozmnażać. Po prostu czekamy z nadzieją, że kiedyś będzie ich więcej. Sposób, w jaki je zdobywamy, jest podobny do tego, w jaki zrobiłam Liska.
- Tym specjalnym lekarstwem? - spytała Melissa.
- Coś takiego. Inna biologia pozaziemska węży nie poddawała się ani transdukcji wirusowej, ani mikrochirurgii. Ziemskie wirusy nie wchodziły w reakcje z substancjami chemicznymi, jakie węże snu miały w miejscu DNA, a uzdrowicielom nie udało się wyizolować niczego, co można by porównać z wirusem u pozaziemskich węży. Nie mogli więc przeszczepić genów jadowych węży snu innym wężom i jak dotąd nikomu nieu dało się zsyntetyzować wszystkich, spośród setek komponentów jadu. Zrobiłam Mcha i cztery inne węże snu, ale więcej już nie mogę. Za bardzo drżą mi ręce. Stało się z nimi to samo, co wczoraj działo się z moim kolanem.
Czasem zastanawiała się, czy jej artretyzm nie był zarówno psychologiczną, jak i fizyczną reakcja na wielogodzinne siedzenie w laboratorium, delikatne manipulowanie pokrętłami mikropipety i wysilanie wzroku, aby znaleźć każde z niezliczonych jąder w pojedynczej komórce węża snu. Była pierwszą uzdrowicielką od wielu lat, której udało się przeszczepić materiał genetyczny w niezapło-dnione jajo. Musiała wypreparować setki komórek, aby wreszcie uzyskać Mcha i czworo jego rodzeństwa. Był to efekt lepszy od uzyskanego przez kogokolwiek, komu udało się w ogóle zrealizować podobne zadanie.
Nikt nie zdołał stwierdzić, co powodowało dojrzewanie płciowe węży snu, więc uzdrowiciele przechowywali niewielką ilość zamrożonych, niezapłodnionych komórek jajowych wyjętych z ciał martwych węży. Jednak nikomu nie udało się ich sklonować. Mieli leż pewną ilość czegoś, co prawdopodobnie było spermą węży snu, jednak komórki - po miksowaniu w wirówce testowej - okazywały ; się zbyt niedojrzałe, by zapłodnić jaja.
Gada wiedziała, że jej sukces był zarówno kwestia, szczęścia, jak i techniki. Była pewna, że gdyby jej współpracownicy posiadali dostateczne możliwości, aby zbudować mikroskop elektronowy opisany w książkach, zdołaliby odnaleźć geny niezależnie od ciał jądrzastych; molekuły tak małe, że nie można ich było zobaczyć, zbyt małe, aby je przeszczepić, chyba że mikropipeta zassa je przez przypadek.
- Jadę do Centrum, żeby zawieźć wiadomość i poprosić tamtejszych ludzi, żeby pomogli nam zdobyć więcej węży snu. Obawiam się jednak, że odmówią. A jeśli wrócę do domu bez opiekuna snu po tym, jak straciłam swojego, to nie wiem, co się zdarzy. Może parę wykluło się od czasu, gdy wyjechałam, może kilka nawet sklonowa-no, ale jeśli nie, to mogą mi nie pozwolić, abym nadal byfa uzdrowicielką. Nie mogę być dobrą uzdrowicielką bez węża snu.
- Jeżeli nie ma innych, to powinni dać jednego z tych, które pani zrobiła - powiedziała Melissa. - Tylko takie wyjście będzie w porządku.
- Ale to nie będzie w porządku wobec młodszych uzdrowicieli, którym je dałam - powiedziała Gada. - Musiałabym pojechać do domu i powiedzieć siostrze albo bratu, że nie mogą być uzdrowicielami, dopóki nasze węże snu nie rozmnożą się powtórnie - powiedziała z długim westchnieniem. - Chcę, żebyś wiedziała to wszystko. Dlatego też pragnę, abyś pojechała do domu wcześniej, by wszyscy mieli szansę ciebie poznać. Musiałam zabrać cię od Rasa, ale jeśli pojedziesz ze mną, to nie jestem pewna,czy tak będzie lepiej.
- Gado! - Melissa była zła. - Dla mnie być z panią, to zawsze będzie lepsze niż... niż być w Podgórzu. Nie obchodzi mnie, co się stanie. Nawet, jeśli mnie uderzysz...
- Melisso! - powiedziała Gada, podobnie zaszokowana, jak przed chwilą dziewczynka.
Melissa zaśmiała się bezgłośnie, z prawym kącikiem ust wzniesionym lekko ku górze.
- Widzisz ? - powiedziała.
- Zgoda.