Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
ŁECHCIŃSKA (ironicznie) Hrabia jest w swoim żywiole.
ZUZIA (do Kotwicza) A nas pan nie poczęstuje cukierkami?
KOTWICZ O! Jeszcze ja cię będę pasł słodyczami… nie masz na to swojego adonisa?
ZUZIA Co to jest adonis?
KOTWICZ No, kochanek.
ZUZIA (figlarnie) A któż to taki ma być?
KOTWICZ Twój Michał.
ZUZIA Piu! Co mi za… trafił pan jak kulą w płot.
KOTWICZ Idziesz przecie za niego.
ZUZIA Tak sobie na męża, to ulizie, ale na kochanka… Boże!
KOTWICZ Ale fe! Zuzia zaczyna być dowcipną.
ZUZIA Kazali, to i idę, zawsze lepiej niż tak zostać… Za jakim takim chłopcem to tak samo
jak za płotem… bezpieczniej.
ŁECHCIŃSKA (na stronie) Jak matkę kocham, skąd ona ma taki rozum!
KOTWICZ Niby że jest parawan… brawo, Zuzieczko. Brawo!… Ale widać, że ci się gust
zmienił w Warszawie, bo dawniej Miszel podobał ci się.
ŁECHCIŃSKA (zniecierpliwiona) Nie psuj jej też hrabia w głowie, do czego to podobne…
(do Zuzi) Idź no do magazynu i dowiedz się, czy zarzutka już gotowa (Zuzia idzie) Tylko
czy ty trafisz?
ZUZIA Olaboga! (wybiega głębią)
KOTWICZ (patrząc za nią) Jak się to wytresowało w krótkim czasie, to nie do uwierzenia…
(po chwili) Uważała pani Łechcińska, z jakim to ona akcentem powiedziała, że kazali jej?
ŁECHCIŃSKA No to cóż?
KOTWICZ Oczywiście stosowała to do Strasza… F i n e s dziewczyna!
ŁECHCIŃSKA Nie wmawiajcie też w nią niestworzonych rzeczy, bo jej się do reszty w gło-
wie przewróci. Wielkie historie, że pan młody wyposaża pokojówkę żony i wydaje ją za
swojego fagasa.
168
KOTWICZ Którego umyślnie dlatego odmówił Dzieńdzierzyńskiemu.
ŁECHCIŃSKA A chociażby i tak było, myśli hrabia, że się tego zlękniemy? Oj oj, dla nas to
jeszcze lepiej. Nie ma jak tacy na mężów… będzie pantofel.
KOTWICZ Ale fe!
ŁECHCIŃSKA Jak matkę kocham, święta prawda. Jak tylko ma co na sumieniu, to prochy
zmiata przed żoną i daje jej wolność robienia, co się podoba.
KOTWICZ Więc jakże pani Łechcińska wróży temu małżeństwu?
ŁECHCIŃSKA Zuzi z Michałkiem?
KOTWICZ E, to już ma swoje przeznaczenie. Mówię o naszej młodej parze… co też to z tego
wyniknie?
ŁECHCIŃSKA Co ma wyniknąć?… To, co we wszystkich małżeństwach.
KOTWICZ Piekło.
ŁECHCIŃSKA Tego piekła nikt się nie boi i każdy do niego lezie.
KOTWICZ Szczególniej kobiety.
ŁECHCIŃSKA Cóż mają robić? My bo jesteśmy prawdziwe ofiary… każda czeka czyjego
zmiłowania… to już świat taki. Mężczyzna stary kawaler to sobie pan, słowo daję… Każ-
dy o nim powiada: nie ożenił się, bo mu się tak spodobało… A o starej pannie jak? Siedzi,
bo jej nikt nie chciał. I co się tu dziwić kobiecie, że gotowa nawet na piekło, byle być w
nim panią.
KOTWICZ (lekko) Już pani świata nie przerobisz… (po chwili) A jakże się pani Łechcińskiej
zdaje, kochają się oni czy nie?
ŁECHCIŃSKA A to po co? Żeby później łzy wylewać?… Gdzież to hrabia widział, żeby z
kochania było co dobrego?
KOTWICZ Ale fe!
ŁECHCIŃSKA Mężczyźni nie warci, żeby się do nich rozpływać; każdy żeby się zaklinał
świętymi słowami, że kocha, to mu nie można wierzyć. Póki sięga, to przysięga… a póź-
niej lata za innymi, a ty, żono, wstydź się przed ludźmi, udawaj, że o to nie dbasz, żeby się
nie wyśmiewali z pokrzywdzonej. Nie lepiej to od razu powiedzieć sobie, że mi to wszyst-
ko jedno? Nasza panna Gabriela ma święty rozum, jak matkę kocham… Niech tam mąż
będzie sobie, jaki chce, dosyć że ona będzie panią całą gębą… To jest grunt… a to, co hra-
bia mówi o tym… tam… niby o Zuzi… o Jezus! I owszem!… To jest klucz do jego kasy.
KOTWICZ A jak go nie puści z rąk?
169
ŁECHCIŃSKA Co?… To już nasza rzecz. Mój hrabio, każda z nas sprzedałaby was wszyst-
kich mężczyzn dziesięć razy… My słyszemy, jak trawa rośnie. On to robi niby w sekrecie,
tymczasem i panna wie, i starsza pani wie, ale patrzą przez szpary… o tak, (przykłada pal-
ce do oczu) właśnie dlatego! I jak będzie na to czas, to ta sprawa przyjdzie na stół, nie bój
się hrabia…
KOTWICZ Więc pani Łechcińska powiada, że ona weźmie górę?
ŁECHCIŃSKA Nie mam o nią kłopotu.
KOTWICZ A ja, co prawda, o niego.