Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
- Wnieść, dlaczego nie, nie ma sprawy. Tylko czy mi się uda ją wydłubać?
- Alternatywą jest zostawienie jej w twoim samochodzie do rana - wytknęła Justynka, popadając teraz w gniewne przygnębienie. - W rogu parkingu, przy naszym ogrodzeniu, żeby się w oczy nie rzucała. I to jeszcze na zapalonym silniku i włączonym ogrzewaniu, bo noce chłodne.
- Można by koce jakieś przynieść, ale i tak to nie jest najlepszy pomysł świata. Nie wiadomo, kiedy ona się obudzi. Chyba że i ja zostanę i w środku nocy zwolnię kumpla z dyżuru...
W tym momencie przypomniały mu się spodnie i urwał gwałtownie. Nie, tak nie szło, musiałaby mu Jolka jakieś spodnie z domu przywieźć, specjalnie po nie pojechać, bez sensu, kołomyja potworna i coraz więcej osób wtajemniczonych...
Justynka wyobraziła sobie ciotkę, oprzytomniałą, na przykład, o siódmej rano, wyłażącą na ciężkim kacu i na ludzkich oczach z cudzego samochodu, w którym, co gorsza, siedzi atrakcyjny młodzieniec... Bóg raczy wiedzieć w jakiej formie dotarłoby to do wuja i jakie byłyby skutki.
- Wyjście fizycznie najłatwiejsze, ale całkiem do kitu - oznajmiła stanowczo. - Wydłubiemy ją razem, czekaj, wszystko na raty, najpierw sprawdzę, co robi Helenka i czy w ogóle jest, bo że światło się u niej świeci, nie ma znaczenia. U nas zawsze świeci się jakieś światło, żeby nikt nie był pewien, że nas nie ma. Potem wrócę i wydłubiemy ciotkę razem, ja mam dużo siły. Potem ona posiedzi na słupku...
- Co...?
- Tu jest słupek. Betonowy. Ktoś chciał porobić takie słupki wszędzie dla utrudnienia dojazdu... Och, kiedy indziej ci powiem! Ten jeden został i teraz się przyda. Przytrzymasz ją, a ja przygotuję grunt i dam ci znak... Czekaj, jak... Zapalę światło w gabinecie wuja, o, to jest to okno, nie widzisz go przez żywopłot, ale światło błyśnie. Wtedy ją łap i nieś.
- Zaraz, czekaj. Gdzie nieś, nie znam waszego domu!
- Prosto, taki duży hol i na końcu drzwi na prawo. Ostatnie. Dalej jest salon.
W tym momencie na parkingowy placyk wjechał samochód Muminków. Muminkowie znajdowali się w środku. Konrad studiował biologię, Justynka prawo, żadne z nich nie miało do czynienia z psychologią, ale obydwoje w mgnieniu oka zgadli, co będzie. Obcy samochód, widoczne w nim dwie osoby, Muminkowa nie strzyma, żeby nie sprawdzić, kto to jest, rozpozna Justynkę i facetem obok niej zainteresuje się do szaleństwa, zacznie rozmowę wywiadowczą, w końcu dostrzeże Malwinę. Jeśli jednakże scena będzie intymna... Żaden jako tako kulturalny człowiek nie stanie obok i nie zacznie się jawnie gapić na parę, zajętą sobą bez reszty. Uda, że nie widzi, i pójdzie w diabły, do ewentualnego podglądania przystąpi później, znalazłszy preteksty...
- To znajomi! - wysyczała Justynka i bez sekundy namysłu padła Konradowi w objęcia.
Owych znajomych Konrad w mgnieniu oka pokochał.
Muminkowie parkowali bardzo długo, o co, zadziwiająca rzecz, nie tylko Konrad, ale także i Justynka nie mieli wielkich pretensji. Jednakże Justynka lepiej panowała nad sytuacją.
- To teraz gazu - powiedziała, wydarłszy się z ramion sprzymierzeńca. - Oni za chwile przypomną sobie, że coś zostawili w samochodzie, i będą tak sobie przypominali parę razy. Idę!
Helenka była. W swoim pokoju oglądała z kasety “Czterech pancernych i psa". Skoro z kasety, można ją oderwać i zawlec na górę, tylko po co... Wracając w pośpiechu do Konrada, Justynka zdążyła wymyślić notatki, które wpadły jej za regał z książkami i Helenka pomoże jej przesunąć, bo inaczej musiałaby opróżniać półki, książki są ciężkie...
- Byli już? - spytała nerwowo.
- Nie, jeszcze nie.
- Przy słupku ciemno. Trzymaj ją nieruchomo... Wywleczenie z samochodu twardo śpiącej Malwiny wcale nie było łatwe. Konrad wyraźnie poczuł, że spodnie pękły mu do reszty, naczelnym zadaniem jego życia stało się teraz ustawianie się do Justynki wyłącznie przodem, szczególnie po tej symulowanej intymności. Wspólnymi siłami, wzmożonymi emocją, posadzili Malwinę na szerokim, betonowym słupku, dostatecznie wysokim, żeby Konrad zdołał zarzucić ją sobie na plecy. Justynka znów popędziła do domu.
Konrad trzymał miękki, przelewający się ciężar, niestety, przyodziany w śliskie jedwabie. Na parking wróciła Muminkowa, dziko zainteresowana tym obcym samochodem, stojącym przy jezdni. Rozczarowanie, kiedy nie znalazła w nim ludzkich istot, było wyraźnie widoczne, zajrzała do środka, Konrad w tym momencie starał się nawet nie oddychać, błysnęła mu nawet myśl, że jeśli Malwina chrapnie... No i co zrobi, jeśli chrapnie, udusi świadka...?
Malwina nie chrapnęła, ale w dwie sekundy po zniknięciu Muminkowej najzwyczajniej w świecie wyślizgnęła mu się z rąk i łagodnie zjechała do tyłu, we własny żywopłot.