Strona startowa Ludzie pragnÄ… czasami siÄ™ rozstawać, ĹĽeby mĂłc tÄ™sknić, czekać i cieszyć siÄ™ z powrotem.WiÄ™c sarenka zaczęła opowiadać o sobie:— MieszkaĹ‚am sobie spokojnie w wielkim lesie z tamtej strony...Zaczęła szukać w neseserze papieroĹ›nicy, a potem wetknęła papierosa w dĹ‚ugÄ… cygarniczkÄ™...PodniosĹ‚a osadzone na zawiasach wieko zdobnie rzeĹşbionej kasetki z czarnego drewna, w ktĂłrej trzymaĹ‚a swoje najbardziej sekretne dokumenty, i zaczęła...Keren zakoĹ„czyĹ‚a ćwiczenia, kiedy sĹ‚oĹ„ce zaczęło chylić siÄ™ ku zachodowi, stanowczo stwierdzajÄ…c, ĹĽe zarĂłwno Rolan jak i ona sÄ… znuĹĽeni - a przynajmniej...Ethenielle wymieniĹ‚a spojrzenia z SeraillÄ… i Baldhere, gdy tymczasem Paitar i Easar zaczÄ™li zapewniać TenobiÄ™, ĹĽe rĂłwnieĹĽ nie zamierzajÄ… rezygnować...Tak siÄ™ pogrÄ…ĹĽyĹ‚ we wspomnieniach, ktĂłre wypĹ‚ywaĹ‚y z niego bez ĹĽadnej kontroli, a jednak w cudownie subtelnym porzÄ…dku, ĹĽe Kyaren rĂłwnieĹĽ zaczęła...A potem znowu w czasie Wojny Domowej, kiedy dzieci urodzone w czterdziestym szĂłstym zaczęły dorastać...Minęło prawie półtorej godziny, zanim cokolwiek zaczęło siÄ™ dziać...- Czy zbiory idÄ… dobrze? - zaczęła, starajÄ…c siÄ™ okazać zainteresowanie...Jego zachowanie zaczęło niepokoić HelenÄ™...
 

Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.


Edna-Mae była ogromna. Jej ciało napierało na szpitalne ubranie, które pękało
wydając słyszalne dla ucha dźwięki. Na brzuchu pojawił się przypominający pytona bąbel,
zakręcił się i zniknął w jej wnętrzu.
Oczy strzykały krwią i pochlapały czerwonymi plamami białą twarz.
- Już prawie czas na pożywienie - powiedziała ustami śliskimi od śluzu.
Zrobiła ciężki krok do przodu, potem następny. Podobny do pytona bąbel wyskoczył
nagle na ramieniu. Zawahała się, odkaszlnęła i kręciła głową z boku na bok, jakby nie mogła
się zdecydować co dalej.
- Już prawie czas...
Larry wymierzył pistoletem w jej twarz.
- Jeszcze wystarczająco dużo - powiedział.
Spojrzała przekrwionymi oczami.
- Jeszcze dużo? - zapytała. - Czy tak powiedziałeś?
Stopniowo, trzęsąc naroślami, zaczęła się śmiać. Ze śmiechu bezkształtne piersi
podnosiły się i opadały, uderzając o brzuch. A podobny do węża kształt wyłaniał się w
różnych miejscach ciała, jakby chciał uciec spod skóry.
Zerwała z szyi resztki ubrania. Sięgnęła po prześcieradło i owinęła sobie dokładnie
głowę i całe ciało, tak że wyglądała jak biała koszmarna mniszka.
- Już mnie nie zatrzymasz - uśmiechnęła się do Larry’ego. - Nie dasz rady nic zrobić.
Gdy się uśmiechnęła, z dolnej wargi opadła jej kropla śluzu, tworząc gluta, który przy
następnym kroku kołysał się z boku na bok.
- Zobaczymy, Edno - powiedział Larry. - Jeszcze krok i strzelam.
- No, no, biedny frajerze, wiesz, jakie będą tego konsekwencje.
W tym momencie ktoś trącił Larry’ego w ramię, aż podskoczył ze strachu.
- Jezu Chryste...
- Przepraszam, poruczniku. Oficer Rickenbacker - powiedział mężczyzna z tłustą
szyją, wygoloną głową i okularami bez oprawek. W dłoni ściskał magnum z długą lufą.
- Proszę się na chwilę wstrzymać - powiedział Larry. - Mamy tu specyficzny problem.
Rickenbacker zajrzał przez ramię Larry’ego do sali. Rzucił okiem na Ednę i opadła
mu szczęka.
- Rozumie pan, co mam na myśli? - zapytał Larry.
- Rzeczywiście, specyficzny problem - potulnie zgodził się Rickenbacker z wciąż
wytrzeszczonymi oczami. - Co ona, do diabła, jadła?
- Niech pan po prostu nie strzela, dopóki nie powiem.
- Ani mi się śni.
Ciężko sapiąc zabandażowana w prześcieradło Edna ruszyła w ich stronę. Z twarzy
Larry widział jedynie mostek nosa i galaretowate oczy. Czuł także silny smród ludzkich
wnętrzności. Słodki odór, który noszą w sobie żywi ludzie. Gdy kula lub ostrze naruszy
pokrywającą wszystko skórę, wydostaje się na zewnątrz. Obrzydliwa woń dużej ilości
surowej krwi.
Gdy Edna-Mae powiększyła się, w sali zrobiło się mroczniej. Być może, to tylko
złudzenie. Jednak Larry niemal to odczuwał. Wydawało się, że to nie prawdziwy mrok, a
raczej aura lub koncentracja złej woli. Było w tym coś skrajnie zimnego, skrajnie okrutnego.
Edna wyciągnęła do Larry’ego rękę, a on położył na niej dłoń. Czuł pod
prześcieradłem śliskie, napęczniałe ciało i musiał wytężyć całą swą wolę, by nie zabrać dłoni.
Lewej dłoni. Naznaczonej dłoni.
- O tak, Edno. Dalej już nie idź.
- Boże wszechmogący - usłyszał tuż za sobą westchnienie jakiegoś policjanta.
Na ułamek sekundy Larry uwierzył, że jest w stanie ją zatrzymać. Stanęła w miarę
spokojnie i nawet stwór w jej ciele zdawał się uspokoić. Zaczęła oddychać wolno i głęboko,
jak ktoś ciężko przeziębiony.
Lecz wtem spojrzał w jej oczy i został porażony tak strasznym bólem w głębi czaszki,
że upadł na kolana. Zdawało mu się, że trafiła go siekierą w głowę. Nic nie widział, nic nie
słyszał. Nie mógł myśleć o niczym innym niż o świdrującym bólu w mózgu.
Nie zauważył nawet, jak Edna minęła go i wyszła na korytarz, zagarniając przed sobą
tłum policjantów i sanitariuszy.
Usłyszał jednak krzyk Houstona Brougha:
- Rickenbacker! Ostrzeż ją i strzelaj!
- Stać! - wrzasnął Rickenbacker. - Słyszysz? Stać!
Larry otworzył usta, aby krzyknąć: Nie!, ale nie był pewien, czy wydał z siebie jakiś
dźwięk. Szarpnął się i z pomocą Fay Kuhn znów stanął na nogach, właśnie w tym momencie,
gdy Rickenbacker wypalił po raz pierwszy.
W korytarzu rozległ się ogłuszający huk. Prześcieradło na plecach Edny poruszyło się,
gdy dosięgnęła je kula. Larry usłyszał krzyk - lecz nie był to krzyk Edny. Pochodził z