Strona startowa Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.Ja mówię, on mówi, potem ja mówię i on mówi; miło jest myśleć o tym, jak mogłaby wyglądać taka rozmowa...Kilka razy się tedy zanosiło na rozlanie krwie i po staremu przyszło, bo w kilka dni potem stało się spectaculum tragiczne, kiedy niejaki Firlej Broniowski,...Owo tak samo mało iest w tem słuszności, iak gdyby ktoś pokalał biedną dzieweczkę w ramionach iey matki y odarł ią ze czci y z dziewczyństwa, a potem,...Potem każdy po kolei zaglądał do środka, rozchy­lał płaszcze i — cóż, wszyscy, łącznie z Łucją, mogli sobie obejrzeć najzwyklejszą w świecie...Wyjąłem go i trzymałem, zwisał i kołysał się na nowym drucie, a potem wezwałem siłę, bym mógł uczynić moje dłonie podobnymi stali, i zmiażdżyłem własną...Przez pierwsze sto metrów Moon tańczyła jak boja na fali, skupiała całą swą uwagę na bronieniu się przed zadeptaniem, potem ścisk zaczął się rozrzedzać...Pani Wanda dziwnie jakoś popatrzyła na niego, a potem na psa, który swoimi kaprysami dezorgani­zował całą robotę w domu...A potem; w miarę upływu miesięcy i lat, patrzył bezradnie zaropiałymi oczyma spod przygniatających go gór, jak strasz­liwy splot wydarzeń dodaje do...Zatrzymał się w pobliskim pubie na obiedzie, potem szybko wrócił do Chaty Nadziei, przebrał się w luźne spodnie i włożył kurtkę przeciwdeszczową...Wcisnął drugi, a potem trzeci klawisz, żałując, że nie może się pozbyć zawrotów go robota otoczyła pajęczyna błękitnych wyładowań...
 

Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.

Jej ręce lekko drżały.
Venetia Kerr myślała:
„Cholerna mała kokota. Niczym innym nie jest. Może ona »technicznie« jest cnotliwa, ale i tak jest na wskroś dziwką. Biedny Stefan… gdyby tylko mógł się jej pozbyć…”
Odwróciła się i zaczęła szukać papierośnicy, Przyjęła ogień od Cicely Horbury.
— Przepraszam panie, ale tu nie wolno palić. Cicely Horbury rzuciła:
— Do diabła!
Monsieur Herkules Poirot myślał:
„Ta mała tam jest ładna. Ma stanowczy podbródek. Ale dlaczego tak się czymś martwi? Dlaczego z taką stanowczością nie chce patrzeć na tego przystojnego młodzieńca, który siedzi naprzeciwko niej? Jest bardzo świadoma jego obecności… I on jej”. Samolot opadł trochę niżej. „Mon estomac”*— pomyślał Poirot i zdeterminowany zamknął oczy.
Obok niego doktor Bryant, pieszcząc swój flet nerwowymi rękami, myślał:
„Nie mogę się zdecydować. Po prostu nie mogę się zdecydować. To jest punkt zwrotny w mojej karierze…”
Nerwowym ruchem wyjął flet z futerału i zaczął go pieścić z miłością. Uśmiechając się lekko, podniósł flet do ust, a następnie go odłożył. Siedzący obok mały mężczyzna z wąsami spał głęboko. Był moment, gdy samolot zaczął trochę podskakiwać, i wtedy tamten wyraźnie zieleniał. Doktor Bryant był szczęśliwy, że on sam nie ma choroby morskiej ani lokomocyjnej…
Monsieur Dupont, ojciec, odwrócił się podekscytowany w fotelu i krzyknął do siedzącego obok niego monsieur Duponta, syna:
— Co do tego nie ma wątpliwości. Oni wszyscy się mylą — Niemcy, Amerykanie, Anglicy! Wszyscy źle datują prehistoryczną ceramikę. Weź na przykład to, co znaleziono w Samarze…
Jean Dupont, wysoki, jasnowłosy, z udaną opieszałością stwierdził:
— Należy wziąć pod uwagę dowody ze wszystkich źródeł. Na przykład z Tali Halaf i Sakje Geuze…
Dyskusja przedłużała się.
Armand Dupont otworzył z wysiłkiem dyplomatkę.
— A co powiesz na przykład na współczesne kurdyjskie fajki? Dekoracje na nich są prawie identyczne jak na ceramice z piątego tysiąclecia przed Chrystusem.
Elokwentny gest prawie zmiótł talerz, który steward próbowal przed nim postawić.
Pan Clancy, pisarz powieści kryminalnych, wstał z fotela znajdującego się za Normanem Gale’em i poszedł do końca kabiny, wyjął z kieszeni płaszcza kontynentalny rozkład jazdy Bradshawa i wrócił, aby rozpracować skomplikowane alibi, potrzebne do jego następnej książki.
Siedzący za nim pan Ryder myślał:
„Muszę zachować pogodę ducha, ale to nie będzie łatwe. Nie wiem, jak sobie poradzę ze zdobyciem następnych dywidend… Jeżeli pominiemy dywidendy, to wszystko się wyda… O, do diabla!”
Norman Gale wstał i poszedł do toalety. Po jego odejściu, Jane natychmiast wyjęła lusterko i przejrzała się w nim. Przypudrowała twarz i przeciągnęła szminką po wargach.
Steward postawił przed nią kawę.
Jane wyjrzała przez okienko. Poniżej widać było błyszczący niebieski kanał La Manche.
Osa zabrzęczała przy głowie Clancy’ego, kiedy dotarł do godziny 19.55 przy Tzaribrodzie. i bezwiednie machnął na nią ręką. Osa odleciała, aby zbadać filiżanki z kawą Dupontów.
Jean Dupont zręcznie ją uśmiercił.
W kabinie zapanował spokój. Rozmowy ucichły, ale myśli nadal płynęły swoją drogą.
Po prawej, przy końcu kabiny, na miejscu numer 2, głowa Madame Giselle kiwnęła się lekko do przodu. Można by pomyśleć, że zasnęła. Ale nie spała. Nie mogła ani mówić, ani myśleć.
Madame Giselle nie żyła…
Rozdział drugiOdkrycie 
Henry Mitchcll, starszy z dwóch stewardów, przechodził szybko od stolika do stolika, kładąc na nich rachunki. Za pół godziny wylądują w Croydon. Zbierał banknoty i drobne monety i kłaniał się mówiąc: „Dziękuję, sir. Dziękuję pani”. Przy stoliku, gdzie siedziało dwóch Francuzów, musiał czekać chwilę, ponieważ zajęci byli dyskusją i gestykulacją. A poza tym od nich nie będzie dużego napiwku, pomyślał ponuro. Dwóch pasażerów spało — mały mężczyzna z wąsami i starsza kobieta na końcu przedziału. Ona dawała dobre napiwki — pamiętał ją z wielu przelotów nad kanałem La Manche. Wobec tego powstrzymał się od budzenia jej.
Mały mężczyzna z wąsami ocknął się. zapłacił za butelkę wody sodowej i cienki biszkopt, to znaczy za wszystko, co zamówił.
Mitchell zostawił pasażerkę w spokoju tak długo, jak to tylko było możliwe. Na pięć minut przed lądowaniem w Croydon stanął przy niej i pochylił się.
— Pardon, madame, pani rachunek.
Położył z szacunkiem rękę na jej ramieniu. Nie zbudziła się. Nacisnął silniej i delikatnie potrząsnął, ale jedynym rezultatem było niespodziane osunięcie się ciała w dół fotela. Mitchell pochylił się nad nią, a następnie wyprostował z pobladłą twarzą.
 
Drugi steward, Albert Davis, powiedział: — Ooo! To chyba niemożliwe!
— Mówię ci, że to prawda. Mitchell był blady i drżał.
— Jesteś pewien, Henry?
— Zupełnie pewien. W każdym razie… no, przypuszczam, że to może być atak.
— Za kilka minut wylądujemy.
— Jeżeli ona tylko źle się czuje…
Przez chwilę byli niezdecydowani, a potem ustalili plan działania. Mitchell wrócił do tylnej części samolotu. Przechodził od stolika do stolika, mrucząc poufnie:
— Proszę mi wybaczyć, sir, czy pan przypadkiem nie jest lekarzem…?
Norman Gale powiedział:
— Ja jestem dentystą. Ale jeśli mogę w czymś pomóc…? — Uniósł się w fotelu.
— Ja jestem lekarzem — oświadczył doktor Bryant. — O co chodzi?
— Kobieta, tam, na końcu… nie podoba mi się jej wygląd.
Bryant wstał i poszedł za stewardem. Nie zwracając na siebie niczyjej uwagi, podążył za nim również mały mężczyzna z wąsami.