Strona startowa Ludzie pragnÄ… czasami siÄ™ rozstawać, żeby móc tÄ™sknić, czekać i cieszyć siÄ™ z powrotem.Today you will learn about ƒ The speed factor ƒ MySQL and stored procedures and workarounds ƒ MySQL and transaction-based databases ƒ MySQL...aktywa, dochody z w³asnoœci, operacje i transakcje, jakrównie¿ pensje i honoraria wyp³acane przez Funduszdyrektorom, zastêpcom, urzêdnikom i...Mistrz Ziół i ja także uznaliÅ›my, że Mistrz PrzywoÅ‚aÅ„ nie żyje...Podczas tych spotkaÅ„ z karawanami, ciÄ…gle miaÅ‚em przed oczyma postać ojca Desideriego*, któremu przed ponad dwustu laty udaÅ‚o siÄ™ dotrzeć z podobnÄ… karawanÄ…...wspólnej kulturze niż we wspólnym pochodzeniu (47-50)...FUNDUSZ PRACY, jest jednym z paÅ„stwowych -Å¥funduszy celowych...Przypuszczalnie myÅ›laÅ‚, że chcemy zostać sami...—No i?— No i to jest, owszem, jakby jakieÅ› takie, tylko, że ja już wiem, jak to siÄ™ robi...Ida— Nie zniosÄ™ tego dÅ‚użej! — zawoÅ‚aÅ‚ cofajÄ…c siÄ™, przewrócona zaÅ› lampa zamigotaÅ‚a, spadÅ‚a na brzeg lady sklepowej, odskoczyÅ‚a, rozbiÅ‚a...
 

Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.

Sprzedała jucznego muła. Ze zdumieniem macała miedziane i srebrne monety. Takie małe, niepozorne przedmioty, a mają tak wielkie znaczenie w handlu! Wspaniały pomysł w kraju zbyt wielkim, by można było prowadzić w nim handel wymienny. Monety. Odlane z żelaza pługi. Oswojone konie z metalowymi pierścieniami na kopytach. Ludzie, którzy utrzymywali się wyłącznie ze swojego rzemiosła, a nie jako rolnicy. I kobiety, o których wspominał w swoich opowieściach kuzyn Jommy, kobiety, które żyły z tego, że pozwalały mężczyznom zachowywać się jak samcy w okresie rui. Mężczyźni, którzy ćwiczyli z nią samoobronę, uważając za chłopca, którzy nigdy nie uczyliby samoobrony dziewcząt, chociaż bardziej tego potrzebowały.
Arona zadrżała i dotknęła swojego rzeźnickiego noża. Góry, z grasującymi czworonożnymi drapieżnikami, będą z pewnością bezpieczniejsze niż niziny z dwunogimi bestiami. Podrapała swojego starego jucznego muła za uszami i poklepała po pysku.
— Do widzenia, Raulo — powiedziaÅ‚a. — Nowy wÅ‚aÅ›ciciel zwierzÄ™cia uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ pobÅ‚ażliwie, a muÅ‚ ryknÄ…Å‚ gÅ‚oÅ›no. Dzieci znów siÄ™ rozeÅ›miaÅ‚y i karawana ruszyÅ‚a na zachód. Arona zaÅ› zwróciÅ‚a nos Lennis na północ, w stronÄ™ gór.
Jechała tak kilka dni, oszczędnie korzystając z zapasów i żyjąc z lasu jak pasterki z jej wioski. Chroniła się przed deszczem w szałasach z gałęzi okrytych ciasno tkanym kocem. W nocy przysłuchiwała się znajomym leśnym odgłosom czujnie, ale bez lęku. Aż któregoś dnia, w jasnym blasku stojącego w zenicie słońca usłyszała przytłumiony tętent kopyt dobiegający gdzieś z tyłu, z prawa.
Znajdowała się w miejscu, gdzie rozsuwały się strome ściany skalne. Ścieżka wyprowadziła ją na łąkę. Pasło się tam bydło i rosły sięgające kolan dzikie kwiaty. Na przeciwległym krańcu łąki stała waląca się drewniana chałupa. Nowa była tylko balustrada werandy, długa i świetnie nadająca się do przywiązywania koni.
Ale Arona jechała na powolnym mule, a nie na szybkim rumaku. Rozglądając się na wszystkie strony, ponagliła swego wierzchowca, lecz muły nie biegają szybko. W oddali wysokie wzgórza strzelały w górę po obu stronach drogi, która wiodła na przełęcz między szczytami. Odwróciwszy się zobaczyła chmurę pyłu i majaczące w niej niewyraźne sylwetki. Jeden, dwóch, trzech jeźdźców. Byli jeszcze daleko, lecz zbliżali się coraz bardziej. Wyciągnęła nóż.
Była pewna, że teraz dobrze by się spisała, musiałaby jednak stoczyć nierówną walkę. Gdybyż zabrała łuk i strzały! Ale po co krótkowzrocznej dziewczynie taka broń? Powinna raczej zaufać swoim pułapkom.
Zsunęła się z muła i jęła grzebać w sakwach w poszukiwaniu pułapek na króliki. Przez cały czas rzucała pełne obawy spojrzenia na drogę. Przywiązała pułapkę w poprzek drogi między dwiema wierzbami o białej korze, potem wcisnęła pozostałe wnyki do kieszeni i z całej siły walnęła Lennis po zadzie. Muł ryknął i pobiegł w dół ścieżki.
Amulet Arony zaczął brzęczeć. Mknąc ścieżką i rozpaczliwie szukając jakiejś kryjówki, wzięła go do ręki. Nie ujdzie przed prześladowcami, gdyż większość myśliwych ma doskonały wzrok.
Pani Czarownico, modliła się w myśli, skręcając nagle na pobocze i między zarośla. Mocy rządząca tym amuletem. Uratuj mnie i uratuj kroniki, gdyż inaczej wszystko to pójdzie na marne. Jonkaro, Sokola Bogini, Mścicielko Kobiet, uratuj mnie.
Biegnąc zestroiła swój umysł z amuletem, który brzęczał teraz głośniej i zaczął świecić miękkim, szkarłatnym jak liście w Sokolim Miesiącu światłem. Głębsze brzęczenie dobiegło od strony skalnej ściany z przodu i na lewo od niej. Dziwny dźwięk nasilił się i zahuczał niby grzmot. Ogromna kamienna płyta odsunęła się jak zasłona i dziewczyna zobaczyła ziejący za nią otwór. Muł stąpał ciężko obok Arony i rycząc protestował przeciwko stęchłemu powietrzu o ostrym zapachu, które wydobywało się ze środka.
Wewnątrz świeciło niesamowite niebieskie światło, nieco za jaskrawe dla ludzkich oczu. Tętent końskich kopyt stawał się coraz głośniejszy. Arona wahała się tylko chwilę. Obawa przed dobrze znanym losem, jaki spotkałby ją z rąk zbójów, pokonała strach przed nieznanym. Odetchnęła głęboko, przepchnęła muła przez świetlną zasłonę i ruszyła za nim, żeby się nie rozmyślić. Prześladowcy tu za nią nie wejdą, musieliby to być niezwykli bandyci.
Znalazła się w wielkiej podziemnej krypcie, oświetlonej tym samym niebieskim blaskiem, który chronił wejście. Delikatny świeży zapach nasuwał myśl o jakiejś nienaturalnej czystości. Nie zauważyła jednak źródła tego zapachu i światła. Muł stulił uszy i nie chciał iść dalej. Arona westchnęła, daremnie szukając wzrokiem czegoś, do czego mogłaby go przywiązać, ale nie znalazła.
— Och, na odchody Jonkary, zostanę… — mruknÄ…Å‚ w jej umyÅ›le jakiÅ› gÅ‚os. UsÅ‚yszaÅ‚a go tak wyraźnie jak swój oddech. ByÅ‚ to znajomy jej chrapliwy, spokojny, gderliwy gÅ‚os. OdpowiedziaÅ‚a również w myÅ›li z wdziÄ™cznoÅ›ciÄ…:
— Dobry muÅ‚!… — I poszÅ‚a w gÅ‚Ä…b krypty, rozglÄ…dajÄ…c siÄ™ dookoÅ‚a ze zdumieniem.
KryptÄ™ wypeÅ‚niaÅ‚y Å‚oża stojÄ…ce w rzÄ™dach. Na wszystkich spoczywaÅ‚y istoty w cylindrycznych osÅ‚onach z takiego samego Å›wiatÅ‚a jak to, które chroniÅ‚o jaskiniÄ™. Byli tu nie tylko ludzie. WÅ›ród ludzi przeważali mężczyźni, ale zobaczyÅ‚a też kobiety. ZatrzymaÅ‚a siÄ™ dÅ‚użej przy mÅ‚odej rudowÅ‚osej niewieÅ›cie w lÅ›niÄ…cym srebrzystym stroju, który obciskaÅ‚ jej ciaÅ‚o jak druga skóra. Leżąca miaÅ‚a na sobie buty i pozbawiony ozdób srebrny heÅ‚m i trzymaÅ‚a dÅ‚ugÄ… srebrnÄ… lancÄ™ dziwnego ksztaÅ‚tu, która — Arona skÄ…dÅ› to wiedziaÅ‚a — byÅ‚a potężnÄ… broniÄ…. Córka Bethiah zmarszczyÅ‚a brwi. Czy miaÅ‚a prawo obudzić tÄ™ wielkÄ… wojowniczkÄ™ i użyć takiego niezwykÅ‚ego oręża przeciwko bandzie zwykÅ‚ych rozbójników? Równie dobrze mogÅ‚aby zabić mysz toporem rzeźnickim!
Powiodła wzrokiem wzdłuż rzędów leżanek i zauważyła, że niektórzy z mężczyzn wyglądali zupełnie jak bandyci, którzy pozostali na zewnątrz. Kiedy przyszło jej do głowy, że musi kogoś obudzić? I w jakim celu?
— Obudź tego, kogo potrzebujesz najbardziej — dobiegÅ‚a jÄ… czyjaÅ› myÅ›l.
Arona stanęła między śpiącymi, zamknęła oczy, skoncentrowała się i w końcu wyznała: