Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
Ukrop. Ale mniejszy niż ten, który ma swe źródło w ciele człowieka.
Spojrzałem na skrzynkę. Wypowiedziałem w myślach zaklęcie. Czy rzeczywiście powiedziałem coś tak zuchwałego? Tak, powiedziałem i była to prawda, a nie urąganie pod czyimś adresem.
Milczenie. Jeśli coś powiedział, nie usłyszałem. Do moich uszu dobiegł jakiś dźwięk, ale był to krzyk bólu lub coś gorszego. Co jest gorsze od bólu? Przerażenie? Krzyk, który usłyszałem, znajdował się pomiędzy najgorszym bólem, jaki może odczuwać człowiek, a szaleństwem, które wymazuje jego wspomnienie. Usłyszałem piękny krzyk, można rzec, coś pomiędzy światłem i mrokiem, niczym słój na pniu drzewa.
– Widziałeś, jak cię zabijają? – Gregory mówił do mnie. – Azrielu, może teraz ujrzysz tego sens.
Słyszałem trzaskanie ognia pod kotłem. Czułem zapach mikstur, rzuconych na wrzące złoto!
Nie odpowiedziałem. Wiedziałem, że tak było, ale mówić o tym, myśleć o tym – to było zbyt wiele. Nie mogłem tego zrobić. Już próbowałem. Przechowywałem wspomnienia o tym, starałem się sobie przypomnieć i nie przypomniałem sobie niczego.
– Słuchaj, ty nędzna kreaturo – rzuciłem z furią. – Byłem tu od zawsze. Spałem. Śniłem. Budziłem się. Nie pamiętam. Może mnie zamordowano. Może nie zostałem zrodzony z kobiety. Ale byłem tu zawsze i jestem zmęczony. Mam zupełnie dosyć tej półśmierci! Mam dosyć wszystkiego, co nie pozwala mi osiągnąć pełni!
Zarumieniłem się. Oczy mi zwilgotniały. Moje szaty wydawały się wspaniałe i cudowne w dotyku; dobrze było założyć ramiona, objąć je dłońmi, unieść raptownie wzrok i ujrzeć najbardziej niewyraźny cień moich splątanych włosów, żyć, nawet z tym ogromnym bólem.
– O, Estero! Kim byłaś, kochanie? – spytałem na głos. – Czego ode mnie chciałaś?
Gregory zamilkł, zdumiony.
– Zwracasz się do niewłaściwej osoby – powiedział wreszcie. – I wiesz, że to prawda. Ona nie chce pomsty. Co mogę zrobić, jak cię przekonać, że jesteś dla mnie stworzony?
– Powiedz, czego ode mnie chcesz. Czy mam być czegoś świadkiem? Czego? Następnego morderstwa?
– Tak, porozmawiajmy. Musisz pójść ze mną do tajnego gabinetu. Musisz na własne oczy zobaczyć mapy. I plany.
– I zapomnę o jej śmierci, zapomnę o pomszczeniu jej?
– Nie, zrozumiesz, dlaczego umarła. Ktoś musi umrzeć za wielkie imperia.
Ból przeszył mi pierś. Pochyliłem się do przodu.
– Co się stało? – spytał. – Co dobrego da ci pomszczenie śmierci tej dziewczyny? Jeśli jesteś aniołem zemsty, dlaczego nie wyjdziesz na ulicę? Tam codziennie ktoś popełnia morderstwo. Możesz szukać zemsty. Wyjdź wreszcie ze stron komiksu! Zabijać czarne charaktery. Nie krępuj się. Rób to, aż się zmęczysz, tak jak zmęczyła cię egzystencja ducha. No, dalej.
– Jakiś ty nieustraszony.
– A ty uparty.
Obrzuciliśmy się płomiennymi spojrzeniami.
On przemówił pierwszy.
– Tak, jesteś silny, ale też głupi.
– Powiedz to jeszcze raz!
– Głupi. Wiesz i nie wiesz. I wiesz, że mam rację. Zdobywasz wiedzę z powietrza, tak jak zbierasz materię, która tworzy twoje ubranie, pewnie nawet i ciało, a wiedza spada na ciebie zbyt szybko. Jesteś zagubiony. Czy to słowo bardziej ci się podoba? Słyszę to w twoich pytaniach i odpowiedziach. Tęsknisz za klarownością myśli, której doznajesz, kiedy do mnie przemawiasz. Ale boisz się tego, że jestem ci potrzebny. Gregory jest ci potrzebny. Nie zabiłbyś mnie, nie mógłbyś zrobić czegoś wbrew mej woli.
Podszedł bliżej, z szeroko otwartymi oczami.
– Poznaj to, zanim dowiesz się czegoś więcej – powiedział. – Mam wszystko, o czym można zamarzyć. Jestem bogaty. Mam nieprzeliczone bogactwa. Miałeś rację. Mam majątek, o jakim nie śniło się faraonom ani rzymskim cesarzom, ani nawet najpotężniejszym czarnoksiężnikom, którzy obrzucali cię tymi sumeryjskimi wierszykami! Świątynia Bożego Umysłu jest moim dziełem, cała, kompletna i obecna na całym świecie. Mam miliony wyznawców. Wiesz, co znaczy to słowo? Miliony? Co to znaczy? To znaczy właśnie to, duchu. Chcę, czego chcę! Nie marzę, nie pożądam! Chcę właśnie tego, człowiek, który ma wszystko.
Zmierzył mnie spojrzeniem od stóp do głów.
– Czy jesteś mnie wart? – spytał. – Jesteś? Czy jesteś częścią tego, czego pragnę i co zdobędę? A może mam cię zniszczyć? Nie sądzisz, bym mógł to zrobić. Pozwól, że spróbuję. Inni umieli się ciebie pozbyć. Ja też mogę. Czymże jesteś dla mnie, który pragnę świata, całego świata? Jesteś niczym!
– Nie będę ci służyć – powiedziałem. – Nawet nie zostanę z tobą.
Miał aż nazbyt wiele racji. Zaczynałem go kochać, lecz było w nim coś do głębi przerażającego, coś straszliwie niszczącego, z czym nigdy nie spotkałem się u żadnego człowieka.
Odwróciłem się do niego plecami. Nie musiałem rozumieć wściekłości i odrazy, jakie czułem. Był mi wstrętny i to wystarczyło. Nie miałem już rozumu, tylko ból i gniew.