Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
Bolesław3 zaś, syn Leszka, wraz z matką udał
się do króla węgierskiego, którego córkę pojął był w małżeństwo roku zbawienia MCCXXXIX.
Lecz gdy i tam, dla prze-ważnego wtargnienia barbarzyńców, nie znalazł bezpieczeństwa, zbiegł
do Moraw i zamknął się w klasztorze cystersów.
KSIĄŻĘ HENRYK [POBOŻNY] STACZA ŻWAWĄ BITWĘ Z TATARAMI; ALE
KIEDY BLISKIM JEST JUŻ ZWYCIĘSTWA, WOJSKO JEGO TATARZY CZARAMI
OSŁABIAJĄ I ZNOSZĄ DO SZCZĘTU, SAM KSIĄŻĘ HENRYK GINIE W
POGROMIE [1241]
Kiedy książę Henryk4 z wojskami swymi na wojnę tatarską wyciągał z miasta Legnicy i w świetną zbroję przybrany szyki rycerskie objeżdżał, z wierzchołka kościoła P. Marii, w którym dnia poprzedzającego za swoją i wojska swego pomyślność odprawiał był nabożeństwo, spadł
kamień wedle głowy księcia i o kęs czaszki mu nie zgruchotał. Co wszyscy zaraz zrządzeniu Boskiemu przypisując za złą wzięli wróżbę i znak jawny, że książę Henryk i jego wojsko w bitwie z Tatarami przeciwności dozna. A skoro wyszedł za przedmieścia legnickie, na szerokiej równinie, wedle której płynie rzeka Nysa, rozwinął swoje hufce i na cztery zastępy podzielił.
Pierwszy zastęp składali Krzyżacy i ochotnicy rozmaitego języka i z różnych narodów zebrani; na którego uzupełnienie, iżby gęstsze utworzyły się szyki, gdy obcy żołnierz nie wystarczał, przyłączono doń górników z kopalni złotych w Złotorii (tam bowiem były miny złote); dowództwo nad nim objął syn morawskiego margrabi Bolesław.5 Drugi oddział składali krako-wianie i rycerstwo Wielkiej Polski, pod wodzą Sulisława, brata Włodzimierza, niegdyś krakowskiego wojewody. W trzecim szli rycerze opolscy, których prowadził Mietsław, książę opolski.6 W czwartym Poppo von Osterna, wielki mistrz pruski z braćmi i rycerstwem swego zakonu. Piąty, pod sprawą samego księcia Henryka, złożony był z Ślązaków i wrocławian tudzież wyboru najcelniejszych rycerzy wielkopolskich i śląskich, niektórych wreszcie najemnych zaciągów. Tyleż było oddziałów tatarskich, ale te przechodziły znacznie wojsko polskie siłą, ogromem i liczbą wojowników.
Gdy więc na równinie szerokiej, zwanej Dobre Pole, bądź to dla żyzności roli, bądź dla rozległego na wszystkie strony widoku, dnia dziewiątego kwietnia, czyli w poniedziałek po oktawie Wielkiejnocy, spotkały się z sobą oba wojska, a najpierw zastęp Krzyżaków, ochotników i górników rozpoczął walkę (otrzymał bowiem na usilne prośby ten zaszczyt, za dozwoleniem wodza Henryka). Z wielką gwałtownością uderzyły na siebie obiedwie strony i Krzyżacy z rycerstwem cudzoziemskim, złamawszy kopiami pierwsze szyki Tatarów, posuwali się przeważnie naprzód. Ale gdy potem przyszło do ręcznej na miecze rozprawy, Krzyżacy i rycerstwo cudzoziemskie, otoczeni zewsząd od łuczników tatarskich, tak iż im żaden z hufców polskich nie mógł bezpiecznie podbiec na pomoc, chwiać się poczęli, a w końcu, pod chmurami strzał (zwłaszcza, że wielu z nich było nagich i bezbronnych), jak kłosy nieźrałe pod nawalnym gradem, ulegli. Skoro Bolesław, syn Dypolda, margrabiego morawskiego, i inni przednich szyków rycerze padli na placu, reszta wojska, nie mogąc strzał tatarskich wytrzymać, do głównego Polaków obozu pierzchnęła. Wtedy dwa zastępy polskie pod sprawą Sulisława rycerza i Mietsława, książęcia opolskiego, wystąpiły do walki, którą z trzema oddziałami Tatarów, podstawiających świeże posiłki w miejsce rannych, chwalebnie i z wytrwałością stoczyły i wielką zadały klęskę barbarzyńcom, zwłaszcza że zasłaniane były kuszami polskimi od strzał tatarskich. Zaczem hordyńcy poczęli naprzód ustępować z placu, a potem, gdy na chwiejących się Polacy żwawiej natarli, zmuszeni byli do ucieczki.
Tymczasem jeden z hordy (nie wiadomo, ruskiego czy tatarskiego rodu) wypadłszy nagle, jął
pląsać tu i ówdzie między wojskami i krzyczeć przeraźliwym głosem, wołając po polsku: