Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
Za chwilę jego ciało i te kamienie zetkną się; już
się to stało, nim zdążył pomyśleć. Uderzy w nie i potoczy się, i znowu uderzy. Ręce mu nie
pomogą, bo ma je związane na plecach. Może uderzy w kamienie wielokrotnie, zanim
spadnie na sam dół, na skały blade jak zwłoki. Ale co go to wszystko obchodzi, skoro c z u j e ,
ż e z o s t a ł o f i a r o w a n y . Dobry przyjaciel Tryptemes, sługa Jedenastu, członek tej samej
co on sekty, przyniósł mu do więzienia nieco świętego napoju, tak jak to wcześniej ustalili, i
kyon dodawał mu otuchy. Oto został ofiarowany, umrze za swoich braci. Stał się ofiarą
ludobójstwa, wołem ofiarnym. Widział to: jego życie rozlewa się po ziemi, a odpowiednio
symetrycznie jego bractwo, ta sekretna sekta ludzi wolnych, do której należał, rozszerza się
na całą Helladę i zyskuje nowych członków... Uszczęśliwiony tą wizją, uśmiechał się...
Pierwsze uderzenie złamało mu prawe ramię, niczym łodygę lilii, i zmasakrowało połowę
twarzy. Spadał dalej. Niżej jego drobne piersi uderzyły o skały, piękny uśmiech począł
zastygać na dziewczęcej buzi, cudowne jasne włosy rozwiały się niczym fortuna, a cała
śliczna postać przybrała wygląd zepsutej lalki.*
* Groteska! Ciało odrażającego Menechmosa zmienia się w chwili śmierci w
dziewczynę z lilią. Ta okrutna zabawa eidetycznymi obrazami wzburzyła mnie. (Przypis
TÅ‚umacza).
– Dlaczego nie przyłączysz się do nas, Heraklesie? – w głosie Etis dało się wyczuć z
trudem powstrzymywane trwożne pragnienie. – Nie znasz tego ogromnego szczęścia, jakie
daje wyzwolenie się z własnych instynktów! Przestajesz się bać, martwić się, cierpieć...
Zmieniasz siÄ™ w boga.
Zamilkła, po chwili łagodniejszym tonem dodała:
– Moglibyśmy... kto wie... zacząć wszystko od nowa... ty i ja...
Herakles nic na to nie odpowiedział. Patrzył na nich, na wszystkich obecnych, nie tylko
na Etis. Było ich sześcioro: dwóch starych niewolników (może jednym z nich był Ifimach),
dwie młode niewolnice, Etis i Elea. Uspokoił się, widząc, że nie ma wśród nich chłopca.
Zatrzymał wzrok na bladej twarzy córki Etis.
– Cierpiałaś, prawda, Eleo? Twój krzyk i szloch nie były udawane, jak ból twej matki...
Dziewczyna milczała. Patrzyła na Heraklesa beznamiętnie, jak Etis. Wtedy właśnie
zauważył olbrzymie podobieństwo fizyczne matki i córki. Spokojnie mówił dalej:
– Nie, nie udawałaś. Twój ból był prawdziwy. Kiedy narkotyk przestał na ciebie działać,
przypomniałaś sobie, prawda? I nie mogłaś tego wytrzymać.
Zdawało się, że dziewczyna chce coś odpowiedzieć, ale Etis była szybsza:
– Elea jest bardzo młoda i trudno jej zrozumieć niektóre sprawy. Teraz jest szczęśliwa.
Przyjrzał się im obu, matce i córce. Ich twarze, jak białe ściany, zdawały się pozbawione
uczuć i inteligencji. Rozejrzał się wokół: to samo dało się powiedzieć o niewolnikach.
Domyślił się, że próżno by próbować wybijać jakiś wyłom w tym nieulękłym murze spojrzeń,
oczu, które nawet nie mrugnęły. Oto wiara, pomyślał, ściera z twarzy niepokój, jaki niosą
wątpliwości. Jak u głupków. Przełknął ślinę.
– A czemu właśnie Tramach? – zapytał.
– Przyszła jego kolej – odparła Etis – tak samo jak przyjdzie moja, Elei...
– I wieśniaków z Attyki – dokończył Herakles.
Etis miała przez chwilę wyraz twarzy matki, która zbiera się na cierpliwość, by wyjaśnić
dziecku najprostszÄ… rzecz.
– Nasze ofiary zawsze są dobrowolne, Heraklesie. Wieśniakom stwarzamy możliwość, by
wypili kyon, a oni mogą się zgodzić lub nie. Większość jednak się zgadza – uśmiechnęła się
słabo i zakończyła: – Nikt nie jest szczęśliwy pod rządami wyłącznie własnych myśli...
– Nie zapominaj, Etis, że ja miałem się stać ofiarą niedobrowolną – przypomniał
Herakles.
– Chciałeś nas zdemaskować, a do tego nie mogliśmy dopuścić. Bractwo musi być tajne.
Czyż nie tak samo zachowaliście się wobec mego męża, gdy sądziliście, że stabilności waszej
wspaniałej demokracji zagrażają ludzie tacy jak on?... Ale chcemy ci dać ostatnią szansę.
Przyłącz się do nas, Heraklesie... – i błagalnie dodała: – Bądź wreszcie w życiu szczęśliwy!
Tropiciel odetchnął głęboko. Przypuszczał, że wszystko już powiedziano, że wszyscy
teraz czekają na jakąś odpowiedź z jego strony. Pewnym, łagodnym tonem zaczął więc:
– Nie chcę zostać poćwiartowany, Etis. Nie tak sobie wyobrażam szczęście. Ale powiem
ci, co zamierzam zrobić, a wy możecie to przekazać waszemu przywódcy, obojętnie kto to.
Zaprowadzę was przed oblicze władz. Wszystkich. Będę się domagał sprawiedliwości. Wasza
sekta jest nielegalna. Zamordowaliście wielu obywateli Aten i wielu attyckich wieśniaków,
którzy absolutnie nic nie mają wspólnego z waszymi absurdalnymi wierzeniami. Zostaniecie
skazani i przed śmiercią poddani torturom. I to jest mój sposób na szczęście.
Jeszcze raz popatrzył kolejno na skamieniałe twarze, wpatrzone w niego oczy. Patrząc w
ciemne źrenice Etis, dodał:
– W końcu sama powiedziałaś, że to kwestia odpowiedzialności, prawda?
Po chwili milczenia odparła: