Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
- Moim zdaniem to prawdziwy klejnocik.
- Jest bardzo żywiołowa - bąknął niezdecydowanie Robert.
- Istotnie - przyznał ze śmiechem ojciec. - Pamiętam, jak dziesięć lat temu ustrzeliliśmy ostatnią wilczycę w tym zakątku Szkocji, a Lizzie uparła się, że sama wychowa młode. Spacerowała później z dwoma wilczętami na smyczy, W życiu nie widziałeś czegoś podobnego! Gajowi wściekali się i mówili, że młode czmychną i staną się zagrożeniem dla okolicy... ale na szczęście pozdychały.
- Jako żona może być trudna w pożyciu - zauważył Robert.
- Nie ma to jak ognista klacz - stwierdził sir George. Poza tym mąż ma zawsze we wszystkim decydujący głos. Mogłeś trafić o wiele gorzej. - Zniżył głos: - Lady Hallim zarządza High Glen tylko do czasu zamążpójścia Elizabeth. Ponieważ własność kobiety należy do jej męża, z dniem ślubu Elizabeth wniesie całą tę posiadłość w posagu.
- Wiem - mruknÄ…Å‚ Robert.
Jay o tym nie wiedział, ale nie był zaskoczony; mało który mężczyzna zgodziłby się, żeby tak rozległym majątkiem zarządzała kobieta.
- Pod High Glen muszą zalegać miliony ton węgla - ciągnął sir George. - Wszystkie żyły zdają się biec w tamtym kierunku. Dziewczyna, przepraszam za określenie, siedzi na fortunie - dodał i zaśmiał się rubasznie.
- Nie wiem, czy przypadłem jej do gustu - mruknął Robert.
- Czemu miałeś nie przypaść? Jesteś młody, będziesz bogaty, a kiedy umrę, zostaniesz baronetem. Czegóż więcej może chcieć dziewczyna?
- Może romantycznej miłości - odparł Robert. Wypowiedział to z tak zniesmaczoną miną, jakby usiłowano mu przed chwilą zapłacić fałszywą monetą.
- Panny Hallim nie stać na romantyczną miłość.
- Chyba nie - zgodził się Robert. - Lady Hallim, jak sięgnę pamięcią, nie wychodzi z długów...
- Zdradzę ci coś w tajemnicy - odparł sir George oglądając się przez ramię, żeby się upewnić, czy nikt ich nie podsłuchuje. - Czy wiesz, że ma już zajętą całą hipotekę?
- Każdy o tym wie.
- Ale kredytodawca nie chce jej już udzielać dalszych pożyczek.
- Może go przecież spłacić, zaciągając pożyczkę u kogoś innego - powiedział Robert.
- Istnieje taka możliwość - przyznał sir George. - Ale ona o tym nie wie. A jej doradca finansowy nie podsunie jej takiej myśli... Już się o to postarałem.
Obecny przy tej rozmowie Jay był ciekaw, jaką łapówką czy też groźbą ojciec podporządkował sobie doradcę lady Hallim.
Sir George zachichotał i dodał:
- Widzisz więc sam, Robercie, że małej Elizabeth nie stać na danie ci kosza.
W tej samej chwili do trójki Jamissonów podszedł Henry Drome.
- Zanim zasiądziemy do obiadu, George - powiedział muszę się do ciebie zwrócić z pewną sprawą. Możemy chyba rozmawiać otwarcie w obecności twoich synów?
- Oczywiście.
- Te niepokoje w Ameryce uderzyły mnie mocno po kieszeni... niewypłacalni plantatorzy, i tak dalej... i obawiam się, że w tym kwartale nie będę mógł dotrzymać swoich zobowiązań.
Młodzi Jamissonowie domyślili się, że ojciec udzielił Henry'emu pożyczki. Zazwyczaj sir George miał do dłużników podejście bardzo brutalne - płacili albo szli do więzienia. Teraz jednak powiedział:
- Rozumiem, Henry. Czasy są ciężkie. Zapłacisz, kiedy będziesz mógł.
Jaya zdumiała ta wyrozumiałość, ale po chwili zastanowienia zrozumiał, czym kierował się ojciec. Drome był krewnym matki Roberta, Olive, i to przez wzgląd na jej pamięć sir George potraktował go tak ulgowo.
Powróciły damy. Matka Jaya z trudem tłumiła tajemniczy uśmieszek, zupełnie jakby ukrywała w zanadrzu jakąś zabawną niespodziankę. Zanim jednak Jay zdążył zapytać, co ją tak bawi, przybył następny gość - nieznajomy mężczyzna w szarych kapłańskich szatach. Alicia zamieniła z nim kilka słów, po czym podprowadziła go do sir George'a.
- To wielebny Cheshire - przedstawiła gościa. - Przyszedł zamiast ojca Yorka.
Przybysz był młodzieńcem o dziobatej twarzy, w okularach i staromodnej, trefionej peruce. Chociaż sir George i inni starsi mężczyźni nosili jeszcze peruki, młodzież przywdziewała je bardzo rzadko.