Strona startowa Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem. luz wyboru przepisu prawnego  luzy interpretacyjne,  luzy dowodowe,  luzy wyboru konsekwencji prawnych Luz wyboru przepisu...– Ależ pani – rzekł po cichu Eugeniusz – zdaje mi się, że jeśli zechcę być uprzejmy wobec mej kuzynki, zostanę tutaj...- Ależ to sprawdzone dane, prosto od grupy NEST z Rocky Flats...nieba! Precz, żmijo! - Ależ ja nie jestem żmiją - rzekła Alicja...Wojewoda mimo woli szukał wzrokiem Gerberta, zastanawiając się, co mogło być przyczyną jego nieobecności...- Ależ, wicekrólu...bo nieobecni goście...XXI' Nb...Linia frontu zatrzymała się tuż przed granicami naszego miasta, dzięki temu Armia Czerwona bez przeszkód zajęła Świebodzice...
 

Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.

.. - wtrąciła nieśmiało radna Ames.
- Dowód polityczny to wymysł żebraków - zgasiła ją Jennifer. - Nie masz o tym pojęcia, Lucy, ponieważ nigdy nie byłaś na Ziemi. Koncepcja dowodu naukowego uległa tam zupełnej degradacji. Używa się jej selektywnie - żeby uzasadnić każdą przyczynę, jaką rząd sobie wybierze, by wnosić kolejne roszczenia pod adresem lepszych tego świata. W ten sposób mogą „dowieść” wszystkiego w swoich sądach, w swoich sieciach informacyjnych, w swoich operacjach finansowych. Jaką kwotę podatku musieliśmy w zeszłym roku wnieść do urzędu skarbowego, Lucy? Dla stanu Nowy Jork? I co dostajemy w zamian? A mimo to prezydent Stanów Zjednoczonych jest w stanie udowodnić ci, że masz obowiązek płacić na słabszych od siebie, a także i to, że jeśli tego nie zrobisz, jego wojska mają prawo przejąć lub zniszczyć całe zaplecze, z którego korzystasz, aby utrzymać przy życiu siebie i swoją społeczność.
- Ale przecież Azyl płaci swoje podatki - odparła oszołomiona radna Ames. - Są niesprawiedliwe, a jednak je płacimy.
Jennifer nie odpowiedziała. Po chwili ciszy Will Sandaleros włączył się gładko:
- Owszem. Płacimy.
- Chodzi o to - zaczął znowu Ricky Keller - że żaden z tamtych incydentów nie był planowanym atakiem. Niemniej ty zawsze zakładasz, że nimi są, dla ciebie podejrzane są nawet naukowe dowody na to, że jest inaczej. Czy nie posuwamy się za daleko w tej naszej manii prześladowczej?
Jennifer przeniosła spojrzenie na syna. Silny, lojalny, produktywny - taki członek społeczności, z jakiego można być dumnym. I była z niego dumna. Kochała jego i Najlę tak mocno jak wtedy, kiedy byli jeszcze dziećmi, ale ta jej miłość źle im się przysłużyła. Teraz widziała to w całej pełni. To przez jej stałą ochronę, przez rozpaczliwe osłanianie ich przed wszelką krzywdą, jakiej mogliby doznać od żebraków, wyrosły w poczuciu bezpieczeństwa. Nie wiedziały, jak to jest tam, na zewnątrz, poza tą enklawą, gdzie silne społeczeństwo żyło w poczuciu bezpieczeństwa i miało doskonałe warunki do przetrwania i gdzie dzięki temu jednostki mogły w pełni korzystać ze swych talentów, by wypełniać swe życiowe cele. Jej dzieci nie znały szponiastej nienawiści o przekrwionych oczach - nienawiści, jaką żebracy odczuwali wobec takiej postawy, bo żebracy nigdy nie byli w stanie wypełnić swych życiowych celów bez żerowania na tym, co osiągnęli lepsi od nich. Najla i Ricky znali to wszystko z drugiej ręki, z wiadomości holowizyjnych nadawanych z Ziemi. Jak dzikie zwierzęta, które najadły się do syta, żebracy pod wpływem hojnej opieki społecznej nieco przycichli, pewnie także dlatego, że Bezsenni zniknęli im sprzed oczu. Wygrzewali się leniwie w słońcu taniej energii Y, łatwo więc było zapomnieć, jacy potrafią być niebezpieczni. Szczególnie zaś łatwo zapominali o tym ci, którzy tak jak jej dzieci spędzili większość życia w bezpiecznych warunkach.
A Jennifer nigdy nie zapomni. Będzie pamiętać za nich wszystkich.
- Czujność to nie mania prześladowcza. A zaufanie do kogoś, kto nie należy do naszej społeczności, to nie jest dobry sposób na przetrwanie. Może sprowadzić zagrożenie na nas wszystkich.
Ricky nie mówił już nic więcej - nigdy w życiu nie chciałby narazić społeczności na jakiekolwiek niebezpieczeństwo. Żadne z nich - Jennifer była o tym przekonana - nigdy by tego nie zrobiło.
- Mam dla was pewną propozycję - oświadczyła teraz. Will, jedyny, który wiedział, co Jennifer za chwilę powie, wyprężył się jak struna. Stanął w pogotowiu.
- Wszystkie nasze zabezpieczenia mają charakter defensywny. I to nawet nie obronno-odwetowy - to zwykłe urządzenia zabezpieczające na wypadek uszkodzenia powłoki. Ale naczelną zasadą naszego istnienia jest przetrwanie społeczności i jej praw, a jedno z naczelnych praw społeczności to prawo do obrony. Już czas, aby Azyl wzmocnił swoją siłę przetargową. Do tej pory uniemożliwiano nam pozyskanie przyzwoitej broni, inwigilując wszystkie transakcje handlowe Azylu z Ziemią, nawet te najbardziej utajnione. Tylko dlatego udało nam się przez te dwadzieścia trzy lata utrzymać żebraków z dala od siebie, że nie daliśmy nawet najbłahszego pretekstu, który pozwoliłby im wkroczyć tu z nakazem rewizji.
Jennifer zlustrowała wzrokiem twarze wszystkich obecnych, szufladkując je przy tym starannie: Will i Victor Lin twardo stoją po jej stronie - to dobrze, Lin jest wpływowym człowiekiem - następnych troje słucha z widoczną uwagą, troje zamknęło się w sobie i spochmurniało, ośmioro ma na twarzach zaskoczenie lub niepewność - w tym i młoda Lucy Ames. A także dwójka jej własnych dzieci. Ciągnęła opanowanym tonem: