Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
Teraz jednak, kiedy podciągnął się na mokry kamień i zerwał z twarzy i ust gnullitha, poczuł się zdecydowanie lepiej.
- Mam nadzieję, że było warto - burknął Rapuung.
- Będzie.
- Ulecz swoją broń, żebyśmy mogli wyjść z tej przeklętej dziury.
- Zaraz zacznę - obiecał chłopak. - Ale najpierw powiedz mi jedno, Vuo Rapuungu: czy naprawdę wierzysz w to, że oznaki twojej hańby zostały ci wszczepione ręką mistrzyni przemian? Że to była jej zemsta za to, że wzgardziłeś jej miłością?
- Z kim o tym rozmawiałeś?
- Inni zhańbieni mówili o tobie, bo widzieli nas razem.
Rapuung skrzywił się, jakby skosztował czegoś wyjątkowo obrzydliwego, ake pokiwał głową twierdząco.
- Nasza miłość była przeklęta. Wiedzieliśmy o tym oboje. Przez jakiś czas żadne z nas o to nie dbało. Wierzyliśmy, że Yun-Txiin i YunQ'aah zlitowali się nad nami, stawili czoła gniewowu Yun-Yuuzhana i dali nam szczególną dyspensę. Takie rzeczy już przedtem się zdarzały, nie zależnie od tego, co ci ignoranci wygadywali - skrzywił się lekko. - Z nami było inaczej. Myliliśmy się.
- I to ty zerwałeś.
- Tak. Miłość jest szaleństwem. Kiedy rozum zaczął mi wracać, wiedziałem, że nie mogę pogwałcić woli bogów. Powiedziałem jej to.
- A jej się nie spodobało.
Rapuung prychnÄ…Å‚.
- Bluźniła. Mówiła, że nie ma bogów, że wiara w nich jest przesądem, że możemy robić wszystko, co nam się podoba, jak długo jesteśmy silni. Pomimo takiej herezji nigdy nie powtórzyłbym jej słów nikomu.
Nie wierzyła w to. Obawiała się, że doniosę na nią albo że pewnego dnia informacja o naszym zakazanym związku dojdzie do uszu naszych zwierzchników. A Mezhan Kwaad jest ambitna. Jest złośliwa. Sprawiła, żebym wyglądał jak zhańbiony, bo wiedziała, że wtedy nikt nie da wiary moim słowom, że wszystko, co powiem, będzie uznane za bredzenie szaleńca.
- Dlaczego cię po prostu nie zabiła? - zapytał Anakin. - Jakaś trucizna albo śmiertelna choroba...
110
- Nie była mi aż tak życzliwa - warknął Rapuung. - Co jeszcze mówili inni zhańbieni? Nazywali mnie szaleńcem, prawda?
- Właściwie tak.
- Nie jestem szalony.
Anakin starannie zważył w myśli jego słowa.
- Nie obchodzi mnie, czy jesteÅ›, czy nie - rzekÅ‚ wreszcie. – MaÅ‚o mnie też obchodzi twoja zemsta...
nie bardziej niż ciebie Tahiri. Ale muszę wiedzieć, jak daleko jesteś w stanie się posunąć. Podobno pogodziłeś się już z myślą, że będę używał mojego miecza świetlnego.
- Tak powiedziałem.
- Naprawię go, zgodnie z moją obietnicą. Nie powiedziałem ci tylko, że użyję tego - podniósł w górę lambent.
Yuuzhanin Vong wytrzeszczył oczy.
- Chcesz zamknąć w swojej maszynie żywą istotę?
- Miecz świetlny to nie całkiem maszyna.
- Nie jest żywy.
- W pewnym sensie jest - sprzeciwił się chłopiec.
- Tak samo gówno jest w pewnym sensie jedzeniem, szczególnie na poziomie molekularnym. Mów jaśniej.
- Żeby mówić jaśniej, musiałbym ci opowiedzieć o Mocy, a ty musiałbyś mnie wysłuchać.
- Moc to coś, czym wy, Jeedai, zabijacie - stwierdził Rapuung.
- To coś znacznie więcej.
- Po co chcesz mi to wyjaśniać?
- Ponieważ, kiedy użyję mojego miecza świetlnego, nie chcę żadnych niespodzianek z twojej strony, takich na przykład jak ta, kiedy rozpaliłem ogień. Chcę to załatwić tu i teraz.
- Doskonale. TÅ‚umacz mi tÄ™ swojÄ… herezjÄ™.
- Widziałeś, jak używam Mocy. Musisz przyznać, że istnieje.
- Widziałem różne rzeczy. Mogły to być sztuczki. Mów.
- Moc jest generowana przez życie. Wiąże ze sobą wszystko. Jest obecna we wszystkim: w wodzie, kamieniu, drzewach w lesie. Jestem rycerzem Jedi. Urodziliśmy się ze zdolnością wyczuwania i ukierunko wywania Mocy... strzeżemy jej równowagi.
- Równowagi?
Anakin zawahał się. Jak wyjaśnić pojęcie wzroku ślepcowi?
- Moc jest życiem i światłem, ale jest również ciemnością. Obie jej strony są niezbędne, ale muszą pozostawać w równowadze. W harmonii.
- Pomijając już idiotyzm tej całej idei - wtrącił Rapuung - mówisz, że wy, rycerze Jeedai, utrzymujecie tę "równowagę". Jak? Ratując waszych towarzyszy? Zabijając Yuuzhan Vong? Czy walka z moim ludem przynosi równowagę Mocy? Jakim sposobem, skoro sam przyznajesz, że my w niej nie istniejemy? Możesz poruszyć kamień, ale nie możesz poruszyć mnie.
- Czasem rzeczywiście tak jest - przyznał Anakin.
- Doskonale. Jeśli twoje przesądy wymagają, abyś utrzymywał w równowadze tę tajemniczą Moc, dlaczego obchodzą cię Yuuzhanie Vong? Czemu się nami w ogóle zajmujecie?
- Bo najechaliście naszą galaktykę, zabijacie naszych ludzi, kradniecie nasze światy. Uważacie, że nie powinniśmy się bronić?