Strona startowa Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.- płace pracowników bezpośrednio produkcyjnych 500,-- płace pozostałych pracowników produkcji podstawowej 75,-- płace pracowników produkcji...krakowskiego Marka12 nakłania księcia Konrada, żeby traktował bratanka łagodnie i nie przedsiębrał żadnych knowań na życie jego lub jego bliskich...Kiedy T’lion wrócił, przytrzymał Tai żeby mogła oprzeć dłonie na boku Golantha, unikając śladów po pazurach na prawej łopatce, które — gdyby były...– Nigdy! Nawet gdybym musiała zostać chrześcijanką, żeby temu zapobiec! – krzyknęła Igriana...Powiedział mi, że jestem osobą, która nie boi się bólu, i że to bardzo dobrze, bo żeby zapanować nad duszą, trzeba również nauczyć się panować nad ciałem...Sonia Karnell odgarnęła krótko przycięte ciemne włosy z czoła i żeby przy- podobać się Berlinowi, zabrała się do swego melona...Cieszył się niedługo tym wiatrakiem; żydzi, którzy ten monopol w danej okolicy dzierżyli w swojem ręku, ostrzegali go, żeby tego nie czynił...Na mostku (idącym teraz na jedną dziesiątą czasu rzeczywistego) zebrała się gromadka pasażerów i załogi, żeby obserwować przylot...Michel Trepon zapomniał języka w gębie, bo zbyt dużo w ostatnim czasie zdołał uczynić, żeby odpowiedzieć na takie pytanie...- Cudownie, że się w końcu zjawiłeś - mówiła przed nim złotowłosa dziewczyna, nie zadając sobie trudu, żeby odwrócić głowę...
 

Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.

Kiedy ci na górze przypięli swoje liny, byli wystarczająco zabezpieczeni, by móc wciągnąć zbiorniki na górę i nie odpłynąć w przestrzeń. Zespół był dobrze wyćwiczony i wkrótce zbiorniki znalazły się na swoich miejscach, przyciśnięte do silników sprytnymi przyssawkami, które utrzymają je na miejscu do czasu, aż zastygnie specjalny klej. Przymocowano również złącza, a potem czarne słoneczne ogniwa izolujące, by kwas azotowy nie zamarzł lub się nie zagotował podczas operacji. Potem Bendarek uroczyście wręczył Mistrzowi Fandarelowi klucz otwierający plastikowe krany wypuszczające korodujący kwas.
- Jeden gotowy, pozostały dwa - powiedział Fosdak, jak zwykle bezczelny.
- Schodźcie ostrożnie po stopniach - napomniał ich Fandarel, czując ulgę, że obyło się bez wypadku. Skuteczność jest warunkiem bezpieczeństwa.
Skinął na pozostałych, by ruszyli przed nim, a potem sprawdził wskaźniki zaworów, które pokazywały ilość kwasu azotowego w każdym zbiorniku. Oczywiście, na razie wskaźniki jeszcze nawet nie drgnęły, ale sprawdzanie było drugą naturą Fandarela.
 
- Wiem, wiem - powiedział Hamian poirytowany, obiema rękami odgarniając z twarzy mokre od potu włosy. Spojrzał ze złością na F’lara. Hamian miał na sobie tylko spodnie, bo w warsztacie było niesamowicie gorąco. Właśnie ten upał stanowił jeden z powodów jego złości. Drugim był plastik, nad którym pracował z Zurgiem, Jancis i pięćdziesięcioma innymi czeladnikami i Mistrzami z różnych Cechów. Próbowali wyprodukować go w odpowiednich ilościach i jakości, żeby chronić jeźdźców i smoki podczas ich wielkiej wyprawy.
Chociaż plastik, który produkował używając formuły dostarczonej przez Siwspa, był podatny i mocny jako zewnętrzna powłoka, wypełnienie i bawełniane wyłożenie sprawiało, że trudno było go składać. Zewnętrzna, plastikowa powierzchnia skafandrów miała nie przepuszczać powietrza i nie mogła zostać zszyta. Hamian eksperymentował z różnego rodzaju klejami, usiłując znaleźć taki, który nie kruszyłby się w przestrzeni kosmicznej, a jednocześnie połączył wszystkie trzy warstwy. Sam już nawet nie pamiętał, ile kombinezonów posłał na “Yokohamę” na testy.
W porównaniu z nimi, smocze rękawice były dość łatwe do przygotowania, mimo że smocze stopy różniły się długością i szerokością tak jak ludzkie stopy. A i tak wykonanie ponad trzystu par zabrało jego pracownikom kilka miesięcy.
- Tak, wiem, że czas nagli, F’larze, ale pracujemy bez przerwy. Mamy sto siedemdziesiąt dwa skończone i przetestowane. - Wyciągnął ręce w geście rezygnacji.
- Nikt cię nie wini za to, że ciągle próbujesz znaleźć coś jeszcze lepszego - powiedział F’lar.
- Słuchaj - dodał Jaxom łagodząco - w najgorszym wypadku wyślemy trzy wyprawy z silnikami. Powinno być dość różnych rozmiarów, aby można było wymienić skafandry.
F’lar zmarszczył czoło, gdyż nie podobało mu się to rozwiązanie.
- Cóż, to tylko sugestia - wyjaśnił Jaxom. - Zmniejszy presję, pod jaką znajduje się Hamian.
- Ale to miała być wspólna wyprawa...
- F’larze, wiesz równie dobrze jak ja, że mamy szerokie okno startowe - przypomniał mu Jaxom, przekonując tak subtelnie jak mógł, żeby F’lar nie zorientował się, iż Siwsp potrzebował tylko dwustu skafandrów. Jaxomowi nie podobało się, że musi manipulować swoimi najlepszymi przyjaciółmi, ale było to konieczne, jeśli miał wypełnić plan Siwspa. Nie podobało mu się to bardziej niż F’larowi, ale zdawał sobie sprawę, że Siwsp nie był taki znowu pewny smoczych zdolności. Mutanty były powolniejszym sposobem niszczenia Nici, ale istnienie Planu B wydawało się rozważne. - Silniki nie muszą przecież być rozmieszczone w tym samym momencie.
- To prawda - odparł F’lar, z roztargnieniem ocierając pot z czoła.
- Ile zabierze nam przeniesienie skafandrów? Najwyżej pół godziny, przy użyciu dwóch wind. Hamian musi zrobić jeszcze tylko dwadzieścia. Oczywiście, Hamianie, cieszylibyśmy się, gdybyś mógł wykonać więcej, ale już teraz prawie ich wystarczy.
- A czas ucieka - powiedział Hamian, ale widać było, jak opuszcza go napięcie. Nie chciał, by Plan się nie powiódł z jego winy, ale tyle czasu spędzał nad drobnymi szczegółami, których nikt nie brał pod uwagę, kiedy radośnie zaczęli pracę. - Wszystko zabiera więcej czasu i kosztuje więcej, niż ktokolwiek mógł się spodziewać. Na Skorupy! Nie chciałbym was zawieść.
- Przecież nas nie zawiodłeś - uspokajał go Jaxom. - Już teraz mamy dość skafandrów.