Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
Był taki dumny ze swojej zabawki. Dlaczego zostawili samochód akurat tu?
- Żeby go ukryć, głuptasie - odszepnęła Karen. - Nie mogli go przecież postawić w miejscu, gdzie ktoś mógłby go zobaczyć i rozpoznać.
- Aha - odparła siostra.
Megan odwróciła się i dojrzała ślady, gdzie zrobiono samochodem zwrot. Ustawiony był tyłem do głównej drogi i wyjazdu z lasu. Spojrzała przez szybę i zauważyła, że kluczyki są w stacyjce. Na siedzeniu pasażera leżał worek. Przez chwilę rozważała sens otwarcia samochodu i sprawdzenia wnętrza, ale uznała, że nie uda się tego zrobić bez specyficznych odgłosów, które łatwo można rozpoznać.
- Uważam, że powinnyście zostać tu i mieć na to oko.
- Mamy tu czekać? - zapytała Karen.
- Nic nie zobaczymy.
Megan odwróciła się w stronę budynku.
- Dobrze - westchnęła. - Tam widać stertę kamieni, to chyba pozostałość po jakimś murze. Ale miejcie się na baczności, dobrze? I pilnujcie także samochodu.
Bliźniaczki zgodnie skinęły głowami. Megan zdała sobie sprawę, że jej instrukcje były idiotyczne. Mieć oko. Chciało się jej śmiać. Tak jakbyśmy wszyscy wiedzieli, na co się porywamy. Odrzuciła te myśli i poprowadziła córki w miejsce, skąd mogły dobrze widzieć dość wysokie zabudowania. Obejrzała dziewczęta uważnie i umieściła je, dobrze ukryte, za głazami.
- Nie wychylajcie się - poleciła nerwowym szeptem. Następnie zwróciła się w stronę bielejącego budynku. Srebrzyste, pokryte szronem pole przypominało uderzającą o brzeg i cofającą się falę.
- No dobrze - powiedziała. - Czekajcie tutaj. I bez wygłupów.
- Daj spokój, mamo. Zaraz będzie wschód i tato czeka.
- Tylko ostrożnie, pamiętajcie.
- Mamo...
Chciała im powiedzieć, jak bardzo je kocha, ale pomyślała, że może to je krępować. Szepnęła więc do siebie:
- Kocham was obie. Proszę, bądźcie ostrożne.
Z trudnością przełknęła ślinę. Ż trudnością nakazała nagle zesztywniałym mięśniom dalszy marsz. Na chwilę mocno zacisnęła powieki i zaczęła się przedzierać niezgrabnie miedzy krzakami. Nie spojrzała ani razu w tył, wiedząc, że gdyby to zrobiła, nie byłaby w stanie zostawić córek samych w lesie, tak blisko niebezpieczeństwa.
Duncan przywarł do ściany czekając na Megan wyłaniającą się z rannej mgły. Wypatrywał, czy w budynku zacznie się coś dziać. Próbował nie myśleć o niczym, nie chciał zastanawiać się, co robią i co jeszcze będą musieli zrobić. Próbował skupić się na najprostszych rzeczach - wdechach i wydechach. Gdy usłyszał odgłosy w lesie, odwrócił się i spostrzegł żonę pełznącą w jego kierunku.
- Wszystko w porządku? - zapytał.
- Znalazłyśmy samochód sędziego. Jest ukryty przy bocznej drodze, tam gdzie zostawiłam dziewczęta.
- Czy one...? Sam już nie wiem.
- Chyba tak. Na pewno.
Megan spojrzała na Duncana i przez chwilę jej determinacja osłabła. On też ma swoje momenty zwątpienia. Chcieli porozmawiać, ale zmusili się do milczenia. Megan poczołgała się do przodu i wtuliła się w ramiona męża, kryjąc twarz na jego piersi. Słyszała bicie jego serca, on wsłuchiwał się w jej oddech. Poczuli przypływ sił i stanowczości.
- Czas - powiedział Duncan. - Jeśli będziemy zwlekać, ktoś może się obudzić, a wtedy... - Nie dokończył zdania.
Megan odwróciła się na plecy i wpatrzyła w niebo. Widziała w dali szkarłatne smugi światła oblekającego krawędzie gęstych chmur.
- Czerwone chmury na wysokości - powiedziała.
- Żeglarzu, miej się na baczności - Duncan również spojrzał w górę i skinął głową. Może będzie burza. A może śnieg.
Megan odwróciła się i uchwyciła jego dłoń.
- Myślałeś o Tommym?
- Tak.
- Ja również. Uratujemy go. Duncan uśmiechnął się z trudem.
- Jestem gotów. Kiedy tylko chcesz.
Megan wyjrzała spoza kamiennej ściany. Odetchnęła głęboko.
- Najpierw podkradam się do samochodu. Potem pod ganek, a potem do drzwi. Kiedy już dostanę się do środka, odliczasz do pięciu i gnasz jak szalony do samochodu. I do drzwi. Dobra? - Duncan pstryknął bezpiecznikiem karabinu. Odciągnął rygiel do tyłu, nabój z suchym trzaskiem wszedł do komory nabojowej.
- Zrób to samo - polecił jej ostrym szeptem.
Megan wzięła pistolet w rękę i przygotowała go do strzału.
- Gotowa?
- Gotowa.
- Kocham cię. Teraz, naprzód!
Duncan uniósł się nieco i położył karabin na murku, a Megan przeskoczyła na drugą stronę. Przez chwilę miała wrażenie, że nurkuje do głębokiego, czarnego basenu. Wszystko, czym do tej pory byłam, w co wierzyłam i czego pragnęłam, zapadło się gdzieś, pomyślała. Chwilę potem uprzytomniła sobie, że biegnie, tuż przy ziemi, zimne powietrze owiewa jej rozpalone policzki, a stopy ślizgają się po nawierzchni podwórza. Odległość do domu wydała jej się nagle rosnąć, była znacznie większa, niż sobie wyobrażała. Przed nią rozciągał się szeroki, olbrzymi, jasno oświetlony, niebezpieczny świat. Zacisnąwszy szczęki gnała do przodu.
Ramon Gutierrez leżał na łóżku, obserwując światło wstającego dnia i myśląc o morderstwie. Próbował sam siebie przekonywać. To nie jest takie trudne. W pewnym sensie nie różni się niczym od innych przestępstw.