Strona startowa Ludzie pragnÄ… czasami siÄ™ rozstawać, ĹĽeby mĂłc tÄ™sknić, czekać i cieszyć siÄ™ z powrotem.Rola pokrewieństwa zdaje się zresztą znacznie większa przy aktach pomocy typu wybór między życiem a śmiercią, niż wybór komu wyrządzić drobną przysługę...Dobbs i Joe GĹ‚odomĂłr nie wchodzili w grÄ™, podobnie jak Orr, ktĂłry znowu majstrowaĹ‚ przy zaworze do piecyka, kiedy zgnÄ™­biony Yossarian przykuĹ›tykaĹ‚ do...Przy przydziałach do pracy nie uwzględniano życzeń pracowników Polaków —• poza specjalistami niektórych dziedzin — co do rodzaju i miejsca pracy...Na koszuli noszono sukniÄ™-kaftan, przy czym wypada rozróżnić dwie odmiany: zwykĹ‚Ä…, prostÄ… tunikÄ™ opadajÄ…cÄ… do poĹ‚owy Ĺ‚ydek, i bardziej wymyĹ›lnÄ…, ktĂłra...Stos caÂły listĂłw i rozmaitych papierĂłw leÂżaÂł przy nim na niskim stoliku, caÂła Ĺ“wieÂżo nadeszÂła poczta dzisiejsza, ktĂłrÂą zwykle sam odbieraÂł...Uwagi odnoszące się do interwału sukcesywnego są w dużej mierze aktualne przy rozpatrywaniu interwału symultatywnego...Gdy zakoDczyB si sezon oratoryjny 1750, w ramach którego prawykonana zostaBa Teodora, Handel po raz ostatni wyprawiB si do Rzeszy, której granice przekroczyB akurat w dniu [mierci Bacha (niewiele wcze[niej i jego |ycie znalazBo si podobno w niebezpieczeDstwie -w zwizku z wypadkiem powozu, którym podró|owaB przez Holandi)Ze swego krzesĹ‚a na podwyĹĽszeniu widziaĹ‚ dokĹ‚adnie stół z mapami, przy ktĂłrym podporucznicy bez heĹ‚mĂłw na gĹ‚owach sprawdzali raporty zwiadowcĂłw i przesuwali...poczciwy Chapsal i NoĂ«l dlatego tylko jest tolerowany, ĹĽe wypada przy sposobnoĹ›ci ortogra- ficznie napisać francuski bilecik, inaczej dosyć by byĹ‚o...OsobnÄ… grupÄ™ stanowiÄ… tutaj testy projekcyjne, polegajÄ…ce na nieĹ›wiadomym przenoszeniu wĹ‚asnych emocji, postaw, nastawieĹ„ przy interpretowaniu materiaĹ‚u...
 

Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.

Kupili za niego szydeł, knypów, dratwy i ćwieków, kopyt, smoły, szczeci i wszystkiego, co porządny szewc powinien mieć, i jeszcze jakiś ten garnek na gospodarstwo. Znaleźli sobie izbę w miasteczku, gdzie królewny Jaśnieny nikt nie znał, Jura szył buty do tańca i do roboty, dopóki tylko starczało mu skóry, a Jaśniena chodziła na targ je sprzedawać. Jaśnience to wspólnie dzielone z szewczykiem życie zadziwiająco służyło, bardziej od samotności na wieży, a jeśli i przedtem była piękna, to teraz rozkwitała różowiutko jak młoda jabłoneczka.
— Ze świecą szukać by drugiej takiej krasawicy po świecie, jak ta żonka naszego szewca! — mawiali sąsiedzi w miasteczku i była to szczera prawda.
Wkrótce ta wieść o pięknej szewcowej rozniosła się za góry i doliny i doszła również do uszu tej złej ksieni czarownicy, co kiedyś królowi przepowiedziała z zemsty, że jego jedyna córa wyjdzie za szewca. Przepowiednia się spełniła — przekonała się czarownica, ledwo spojrzała w swoje czarodziejskie zwierciadło. Ale czemu ta szewcowa z królewskiego rodu zamiast trapić się i usychać z żalu jest taka kwitnąca? Czemu jej oczy jarzą się tak rezolutnie zamiast płakać i puchnąć?
Zatrwożyło to wiedźmę i zgniewało. Zawołała swoją córę Czerniawę,, dawno już dojrzałą do zamęścia, dosiadły pomiotła
132
i w te pędy poleciały ciemną nocką do tego miasteczka, gdzie żyli Jura z Jeśnienką. Przyleciały przed świtaniem, ukradkiem zajrzały do izby szewcostwa, jak raz gdy Jura całował Jaś-nienkę na dzień dobry. Czerniawa ze wściekłości aż tupać zaczęła, kiedy zobaczyła, jaki ten młody szewc jest ładny i pełen życia, a jej twarz szkaradnie wykrzywiła się gniewem. Ofuknęła zaraz starą czarownicę:
— Ładnie się zemściłaś! Ta królewska pannica jest z tym szewcem szczęśliwsza niż z nie wiem jakim księciem. Gdybyś mnie naraiła takiego dorodnego oblubieńca, skakałabym w górę z radości!
Starej czarownicy też nie było w smak, że z jej zemsty nic nie wyszło. Próbowała jednak pocieszyć swoją córę:
— Czy to ważne, że jest ładny? Mimo wszystko to szewc, od którego jedzie smołą i smrodem upaćkanych w gnoju wiejskich skórzni!
Ale Czerniawy rozdrażnionej jak smoczyca nie udobruchała, póki jej nie przyrzekła, że migiem ukręci łeb temu szczęściu szewcowskiemu, a królewską córkę uczyni tak nieszczęśliwą, że do śmierci będzie przeklinała ten dzień, w którym na świat przyszła.
W parę dni potem był w miasteczku jarmark. Jura naszył wiejskich butów i babskich pantofelków, a z czerwono farbowanej skórki koźlęcej uszył jedną parę na drobną dziewczęcą nóżkę, w sam raz dla Jaśnienki. Myślał sobie:
— Jeśli je sprzeda, w porządku. Każdy grosz w domu się przyda. A nie sprzeda, też dobrze. Podaruję je Jaśnience, będą dla niej jak ulał, niech wie, że ją kocham.
Rano rozłożyli na rynku towar na straganie, Jura życzył Jeśnience szczęścia, umówił się z nią, że przyjdzie w południe pomóc jej zwinąć kram i poszedł do domu szewcować. Jaśnienka siadła przy straganie czekając jak zawsze na klientów z wiosek. Długo nikt nie przychodził, aż tu ni stąd, ni zowąd zaszeleściły przed nią jedwabne spódnice jakiejś wyniosłej pani, która podeszła z czarnowłosą i czarnooką córą, nabzdyczoną jak pawica. Pani od razu wyciągnęła rękę do tych czerwonych
133
pantofelków pytając, ile kosztują i czy są starannie wykończone, bo niby chciałaby je kupić dla swojej córy. Była to czarownica z Czerniawą.
— Są to najpiękniejsze pantofelki, jakie w tej krainie kiedykolwiek wystawiono na sprzedaż, szanowna pani ¦— powiedziała grzecznie Jaśnienka, bo zależało jej na tym, żeby ją mąż pochwalił za dobry utarg.
— Cicho, nie chwał z góry! Kto wie, jaki usmolony partacz je wyszewcował — oburzyła się Czerniawą, ale już się niecierpliwie pchała do czerwonych pantofelków.
— Szył je mój mąż! — zarumieniła się powściągliwym gniewem Jaśnienka.
Ale czarownica nie dała jej dokończyć:
— No co, szewcowo, rusz tyłek! Nie widzisz, że moja có-runia chce te buciki przymierzyć?
Czerniawą zezuła swój trzewik, Jaśnienka musiała przed nią przyklęknąć i zmierzyć klientce ten piękny czerwony bucik. Ale Czerniawą miała stopę szeroką, niekształtną, a do tego wystającą kostkę u nasady wielkiego palca. Wsunąć jej zgrabny pantofelek na nogę było niepodobna, choć Jaśnienka próbowała, jak mogła.
— Kiepsko uszyty! Jeden tłumok sknocił pantofel, a drugi chce mi nogę złamać przy obuwaniu! — Czerniawą odepchnęła z wściekłością Jaśnienkę.
Czerwony pantofelek zrzuciła z nogi.
— Uszyty jest pięknie! — broniła się Jaśnienka. — Spójrzcie tylko, jak leży na nodze.
Lekko wsunęła w pantofelek swoją drobną stopę. Ale zanim zdążyła się wyprostować, czarownica smagnęła ją różdżką czarodziejską. Jaśnienka przemieniła się w synogarlicę, czarownica wetknęła ją do torby i razem z Czerniawą spłynęły od szewcowskiego straganu. Próżno ludzie się rozglądali, gdzież to podziała się piękna szewcowa...
W południe przyszedł Jura zwijać kram. Serce w nim zamarło, gdy nie zobaczył Jaśnienki przy straganie. Na ziemi leżał jeden czerwony pantofelek, a po Jaśnience ani widu. Darmo
134
rozpytywał się między ludźmi. Nikt nie umiał mu nic pewnego powiedzieć. Co do jednego tylko nie było dwóch zdań, przy kramie była jakaś nabzdyczona pani z czarnowłosą córą, z nimi po raz ostatni Jaśnienkę widziano.