Strona startowa Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.W istocie otrzymujemy wynik, ktry ma nieoczekiwanie interesujce konsekwencje: pierwsze teorie - to znaczy pierwsze prbne rozwizania problemw - i pierwsze problemy...Barclay zatem wbrew wszystkim i wszystkiemu bronił uparcie do ostatniej chwili planu cofania się na całej linii, planu, który wysławiał przed jednym z...– Inżynierowie Eesyana stworzyli podwójną bramę – torus, który w jednym kierunku funkcjonował jako wejście, a w odwrotnym jako wyjście...Tego samego wieczora wędrowny rękopis Szaleństwa Almayera został wypakowany i położony bez ostentacji na biurku w moim pokoju, w gościnnym pokoju, który —...To było piękne, wspaniałe - szczytowy moment w życiu każdego artylerzysty, moment, który przeżywał wciąż od nowa w marzeniach, na jawie i we śnie, przez resztę...Dobbs i Joe Głodomór nie wchodzili w grę, podobnie jak Orr, który znowu majstrował przy zaworze do piecyka, kiedy zgnę­biony Yossarian przykuśtykał do...Wszystkich pracowników przytrzymywała w pracy jedynie nadzieja otrzymania nowego, lub w miarę nowego sprzętu, który pozwoliłby na prowadzenie normalnej...— To miasto jest stracone dla Światłości — warknął ten, który wyciągnął miecz, po czym podniósł głos, aby krzyknąć w stronę...Rzeka symbolizujca to, co czyste i pierwotne, intryguje Frank tak, jak wiato intrygowaa demiurga, ktry dla kaprysu uwizi j w materii...Czerwony dom opowiadał o burzliwym życiu tajemniczego osobnika, który obrabowywał sklepy z zabawkami i muzea, a skradzionym lalkom i marionetkom wydłubywał oczy,...
 

Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.

Odbite od ścian światło lampek przywróciło Rogerowi d'Arras i książęcym małżonkom ostenburskim utracone życie i barwy. Prawie w tej samej chwili zegar ścienny wybił osiem uderzeń, w rytmie ruchów pozłacanego wahadła. Julia przechyliła głowę, nasłuchując na klatce kroków, które nie nadchodziły.
- Alvaro się spóźnia - powiedziała i zobaczyła grymas na twarzy Cesara.
- Choćby nie wiem jak późno przyszedł ten filister - mruknął antykwariusz - i tak przyjdzie za wcześnie.
Julia spojrzała na niego z wyrzutem.
- Obiecałeś, że będziesz się zachowywał. Pamiętaj.
- Pamiętam, księżniczko. Pohamuję w sobie ludobójcze odruchy tylko dzięki oddaniu, jakie do ciebie żywię.
- Będę ci dozgonnie wdzięczna.
- Spodziewam się. - Antykwariusz zerknął na swój zegarek, jakby nie dowierzał ściennemu, który zresztą sam kiedyś dał jej w prezencie. - Aczkolwiek trudno powie­dzieć, żeby ten wieprzek był punktualny.
- Cesar.
- Zgoda, najdroższa. Już będę cicho.
- Nie, nie bądź cicho. - Julia pokazała na obraz. - Zacząłeś mówić, że w grę wchodzi zadanie szachowe.
Cesar skinął głową. Zrobił teatralną pauzę, żeby umoczyć usta w drinku i następnie osuszyć je wyciągniętą z kieszeni nieskazitelnie białą chusteczką.
- Zaraz zobaczysz... - Popatrzył także na Menchu i leciutko westchnął. - Zobaczycie. W ukrytym napisie jest pewien szczegół, na który dotąd nie wpadliśmy, a w każdym razie ja nie wpadłem. Quis necavit equitem istotnie znaczy “Kto zabił rycerza”. Wedle danych, jakimi dysponujemy, można to interpretować jako zagadkę na temat śmierci czy też zgładzenia Rogera d'Arras... Jed­nakowoż. - Cesar wykonał ruch, jakim magicy wyciągają niespodziankę z cylindra - zdanie to można przetłumaczyć z nieco innym odcieniem. O ile wiem, figurę szachową, którą my znamy jako “konika” bądź “skoczka”, w śred­niowieczu nazywano “rycerzem”... W wielu krajach euro­pejskich nosi ona tę nazwę do dziś. Na przykład po angielsku mówi się na nią knight, czyli właśnie “rycerz”. - Popatrzył z zadumą na obraz, medytując nad słusznością swojego rozumowania. - Może więc pytanie brzmi nie “Kto zabił rycerza?”, ale “Kto zabił konika?”... Albo, posługując się językiem ściśle szachowym, “kto zbił konika?”...
Wszyscy troje milczeli przez chwilę. Wreszcie przemó­wiła Menchu.
- Szkoda, chyba bujaliśmy w obłokach. - Na jej twarzy malowało się rozczarowanie. - Zbudowaliśmy piętrową historię, a chodzi o jakieś głupstwo.
Julia pokręciła głową, wpatrując się uważnie w antykwariusza.
- Ani trochę, tajemnica wcale nie znikła. Prawda, Cesar...? Rogera d'Arras zamordowano, zanim powstał obraz. - Wstała i pokazała róg obrazu. - Widzicie? Tam widać datę wykonania Partii szachów. Petrus van Huysfecit me, anno MCDLXXI [10]... Czyli, że dwa lata po zamor­dowaniu Rogera d'Arras, van Huys posługując się pomys­łową grą słów, namalował obraz, na którym przedstawił ofiarę i kata. - Zawahała się na moment, bo właśnie przyszedł jej do głowy nowy pomysł. - I może jeszcze motyw zbrodni: Beatrycze Burgundzką.
Menchu była wyraźnie zakłopotana, ale i podniecona. Przesunęła się na sam skraj sofy i wpatrywała we flamandz­kie malowidło szeroko otwartymi oczami, jakby pierwszy raz je widziała.
- Mów jaśniej, mała. Zaraz umrę z ciekawości.
- O ile wiemy, Roger d'Arras mógł zostać zabity z różnych powodów, a jednym z nich był jego do­mniemany romans z księżną Beatrycze... Z tą na czarno ubraną damą, która czyta pod oknem.
- Czyli książę zamordował go z zazdrości?
Julia odparła wymijająco:
- Tego nie powiedziałam. Ja tylko podsuwam pewne możliwe rozwiązanie. - Pokazała stertę książek, doku­mentów i odbitek spiętrzonych na stole. - Może malarz chciał zwrócić uwagę widzów na zbrodnię... Niewy­kluczone, że to właśnie skłoniło go do namalowania obrazu, chociaż mógł też sporządzić dzieło na zamó­wienie - wzruszyła ramionami. - Nigdy nie dowiemy się tego z całą pewnością, ale jedno jest oczywiste: na tym obrazie znajduje się klucz do zagadkowej śmierci Rogera d'Arras. Dowodzi tego napis.
- Napis zamaskowany - uściślił Cesar.
- To tym bardziej przemawia za moją wersją.
- Załóżmy, że malarz bał się podać tę informację w sposób czytelny... - zaczęła Menchu. - W piętnastym wieku też trudno było oskarżać ludzi ot, tak sobie, według własnego widzimisię.
Julia spojrzała na obraz.
- Może van Huys przestraszył się, że wyłożył kawę na ławę.
- Albo ktoś później - dodała Menchu.
- Nie. Też o tym myślałam i oprócz badania w czarnym świetle zrobiłam analizę stratygraficzną, pobrałam próbkę lancetem i zbadałam pod mikroskopem - wzięła ze stołu jakąś kartkę. - Macie wyniki, warstwa po warstwie: podobrazie z dębowej deski, cieniutki podkład z węglanu wapnia i kleju zwierzęcego, biel ołowiana i olej jako grunt, trzy warstwy bieli ołowianej, cynober i czerń słoniowa, biel ołowiana i żywiczan miedzi, werniks i tak dalej. Wszystko ma identyczną charakterystykę: te same mieszanki, te same pigmenty. To van Huys osobiście zakrył napis niedługo po tym, jak go namalował. Nie ma żadnej wątpliwości.
- Czyli?
- Pamiętając, że nasze słabe poszlaki mają już pięćset lat, jestem skłonna zgodzić się z Cesarem. Naprawdę możliwe, że klucz do zagadki tkwi w samej partii szachów. Natomiast co do zbicia konika, to nawet nie przyszło mi to do głowy... - Popatrzyła na antykwariusza. - A ty co o tym sądzisz?
Cesar oderwał się od ściany, przysiadł na drugim końcu sofy, z dala od Menchu, pociągnął łyk ze szklanki i skrzy­żował nogi.
- To samo, co ty, kochanie. Uważam, że odwracając naszą uwagę od rycerza ku konikowi malarz chce nam przedstawić główny trop... - Wychylił delikatnie resztę drinka i brzęcząc kostkami lodu odstawił szklankę na pobliski stolik. - Skoro pyta, kto zbił konika, tym samym zmusza nas do zanalizowania partii... Ten zbzikowany van Huys, którego zaczynam podejrzewać o specyficzne poczucie humoru, zaprasza nas do gry w szachy.
Julii zaświeciły się oczy.