Strona startowa Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.— Właściwie… — chłopiec aż się skurczył, zmuszony powiedzieć prawdę — właściwie… jedną czy dwie rzeczy napisałem, jak byłem...— Nimbus — powiedziałem poważnie — zwróć to zdjęcie...— Postanowiłem wreszcie dowiedzieć się — powiedział — co to są powtórne narodziny i uczestniczyć w nich...— Teraz powiedział pan coś interesującego — roześmiał się Faber — nie czytając nawet o tym...– Wejdź – powiedział Pentarn...Grace dała jej swój numer i dodała:- Proszę mu powiedzieć, że chce z nim mówić doktor Grace Mitowski i że zajmę mu tylko kilka minut...Petersburgu biegają Nosy albo Raskolnikowowie z siekierami!” — Mamy tu do czynienia z jakąś formą współdziałania — powiedział...Moss znowu jedzie? Mapa Judyty i jej dzieje, milczenie Arina, mówiące więcej, niż ktokolwiek chciałby powiedzieć na głos, wszystkie demony szalejące w myślach...— Lepiej nie — powiedziała krótko Ewa..."Poczekaj aż zobaczysz co tutaj zobaczyłem, " powiedział z zadowoleniem...
 

Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.


Arnie wzruszył ramionami i wysiadł z samochodu. W piątkowe wieczory w Garażu Darnella panowała senna atmosfera. Sam Darnell rzadko się wtedy pojawiał, a dzisiaj także go nie było. Pod przeciwległą ścianą, w boksie numer dziesięć, facet nazwiskiem Gabbs montował nowy tłumik w swoim starym valliancie, z końca pomieszczenia zaś dobiegał od czasu do czasu warkot pneumatycznego śrubokrętu, za pomocą którego jakiś inny majsterkowicz zakładał koła z zimowymi oponami. Poza tym w całym garażu byli tylko Arnie i Junkins.
- Okazało się, że nie jest tak źle, jak na to wyglądało - po­wiedział Arnie. Przemknęła mu myśl, że ten nieduży, poruszający się szybko mężczyzna musi być cholernie bystry. Odruchowo dotknął dłonią dachu Christine i natychmiast poczuł się lepiej. Poradzi sobie z tym facetem, bez względu na to, jak bardzo tamten okaże się bystry. Poza tym czego właściwie ma się obawiać? - Zniszczenia nie były zbyt poważne.
- Doprawdy? Podobno zrobili masę dziur jakimś ostrym narzę­dziem. - Junkins przyjrzał się dokładnie bokowi Christine. - Niech mnie szlag trafi, jeśli widzę, gdzie to było. Jesteś geniuszem wśród blacharzy, Arnie. Chyba zgłoszę się do ciebie, jak moja żona jeszcze raz wjedzie komuś w kufer.
Uśmiechnął się rozbrajająco, ale jego wzrok bez przerwy przesuwał się po samochodzie, na chwilę przeskoczył na twarz Arniego, by natychmiast wznowić wędrówkę po nadwoziu Christine. Arniemu zaczynało się to coraz mniej podobać.
- Jestem niezły, ale nie jestem Bogiem - odparł. - Na pewno zobaczy pan te miejsca, jeśli tylko uważniej się pan przyjrzy. - Wskazał mikroskopijny ślad na tylnym błotniku. - Na przykład tutaj. I tutaj. Miałem szczęście, że udało mi się znaleźć w Ruggles trochę oryginalnych części do plymoutha. Z tej strony wymieniłem całe tylne drzwi. Widzi pan, że odcień lakieru jest trochę inny?
Zastukał w blachę.
- Nic nie widzę - odrzekł Junkins. - Może zobaczyłbym, gdybym miał mikroskop, ale moim zdaniem wszystko pasuje wręcz idealnie.
On również zastukał w drzwi. Arnie zachmurzył się.
- Znakomita robota - ciągnął Junkins, przesuwając się powoli ku przodowi samochodu. - Wyśmienita robota. Muszę ci pogratulo­wać, Arnie.
- Dziękuję.
Przypatrywał się, jak Junkins, udając zachwyconego miłośnika samochodów, poszukuje swymi bystrymi brązowymi oczami pode­jrzanych wgięć, odprysków lakieru, może nawet kropli zaschniętej krwi lub kosmyka wyrwanych włosów. Śladów Moochiego Welcha. Arnie nabrał nagle graniczącego z pewnością przekonania, że ten zasraniec właśnie tego szuka.
- Czym właściwie mogę panu służyć, detektywie Junkins?
Policjant roześmiał się.
- Człowieku, coś ty taki sztywny? Nie lubię tego. Mów mi Rudy, dobrze?
- Jasne - zgodził się z uśmiechem Arnie. - A więc, czym mogę ci służyć, Rudy?
- Wiesz, to zabawna historia... - mruknął Junkins; przykucnął, przyglądając się uważnie reflektorom po lewej stronie samochodu. Pozornie zamyślony zastukał w jeden z nich palcem, a następnie przesunął dłonią po metalowym obramowaniu. Jego płaszcz przez chwilę dotykał powalanej olejem i smarami posadzki. Zaraz potem detektyw wyprostował się. - Zwykle właściciele zawiadamiają nas, kiedy ich samochody zostają zdewastowane tak jak twój...
- Och, oni wcale go nie zdewastowali - przerwał mu Arnie, Nagle poczuł się tak, jakby szedł po rozpiętej gdzieś wysoko linie i ponownie dotknął Christine. Jej solidność, jej realność jeszcze raz przywróciły mu siły. - Starali się, ale w gruncie rzeczy nie bardzo im to wyszło.
Junkins roześmiał się.
- W porządku. Wygląda na to, że nie jestem na bieżąco z obo­wiązującą terminologią. W każdym razie, kiedy usłyszałem o tej sprawie, wiesz, o co przede wszystkim zapytałem? Gdzie są zdjęcia, o to właśnie zapytałem. Pomyślałem sobie, że może zapomnieli je nam przysłać, ale kiedy zadzwoniłem do Libertyville, okazało się, że nie było żadnych zdjęć.