Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
- Poniekąd - potwierdziła Kelly. - Tak naprawdę nie brałam słów Reggisa zbyt serio. Jak już ci mówiłam, uznałam, że po śmierci córki załamał się nerwowo. Zachowywał się bardzo dziwacznie, a zgodnie z tym, co mówił, tej kobiety nie było zaledwie od paru godzin. W każdym razie przypisałam jego twierdzenia postępującej paranoi.
- Więc nie odnalazłaś tej kobiety?
- Nie, nie odnalazłam - przyznała Kelly. - W poniedziałek dzwoniłam w parę miejsc, ale prawdę mówiąc, bez większego przekonania. Lecz dzisiaj zadzwoniłam do rejonowego biura departamentu rolnictwa. Kiedy o nią zapytałam, kazali mi rozmawiać z szefem rejonu. Oczywiście, nie miałam nic przeciwko temu, żeby z nim mówić, ale nie udzielił mi żadnych informacji. Powiedział tylko, że jej nie widzieli, i tyle. Kiedy się rozłączyłam, przyszło mi na myśl, że to dziwne, że musiałam mówić z samym szefem, aby otrzymać taką informację.
- To jest dziwne - potwierdził Edgar.
- Zadzwoniłam później jeszcze raz i zapytałam wprost, które zakłady jej podlegały - ciągnęła Kelly. - No i zgadnij, które?
- Nie mam pojęcia - poddał się Edgar.
- Mercer Meats.
- Zastanawiające - przyznał Edgar. - Jak teraz zamierzasz to wszystko zbadać?
- Jeszcze nie wiem - odparła Kelly. - Oczywiście, chciałabym odnaleźć doktora. Mam wrażenie, że całe życie go ścigam.
- No cóż, przekonałem się, że warto ufać twojej intuicji - oznajmił Edgar. - Więc jestem za.
- Jest jeszcze coś - dodała Kelly. - Nie pozwól Caroline chodzić do restauracji Onion Ring, zwłaszcza do tej przy autostradzie.
- Dlaczego? - spytał Edgar. - Ona uwielbia to jedzenie.
- Powiedzmy, że tak podpowiada mi intuicja.
- Będziesz musiała sama jej to powiedzieć - rzekł Edgar.
- To żaden kłopot - odparła Kelly.
Dzwonek do drzwi zaskoczył ich. Kelly spojrzała na zegarek.
- Kto też dzwoni do nas we wtorkowy wieczór? - zastanowiła się na głos.
- Pojęcia nie mam - odrzekł Edgar i wstał. - Ja otworzę.
- Czuj się jak u siebie - powiedziała Kelly.
Kelly potarła skronie. Rozmyślała nad pytaniem Edgara, w jaki sposób zamierza dalej badać sprawę Reggisa. Bez pomocy doktora nie będzie to łatwe. Kelly usiłowała sobie przypomnieć wszystko, co mówił Kim, kiedy był u niej w niedzielę.
Usłyszała, że w holu Edgar najpierw rozmawia z kimś, a potem zostaje poproszony o podpis. Wrócił po paru minutach. Trzymał dziwną kopertę z brązowego papieru i gapił się na naklejkę.
- Dostałaś przesyłkę - poinformował. Potrząsnął nią. W kopercie był jakiś luźny przedmiot.
- Od kogo? - spytała Kelly. Nie lubiła otrzymywać tajemniczych przesyłek.
- Nie ma adresu zwrotnego - stwierdził Edgar. - Jedynie inicjały: K. R.
- K. R. - powtórzyła Kelly. - Czyżby Kim Reggis?
Edgar wzruszył ramionami.
- Możliwe.
- Pokaż mi to - poprosiła.
Edgar wręczył jej paczuszkę. Kelly pomacała jej zawartość.
- Nie wydaje się niebezpieczna. To chyba szpula owinięta w papier.
- Otwórz i sprawdź - zaproponował Edgar.
Kelly rozdarła kopertę i wyjęła plik urzędowych formularzy oraz taśmę magnetofonową. Do szpuli była przylepiona karteczka z napisem: Kelly, prosiłaś o dowody - oto one. Będziemy w kontakcie. Kim Reggis.
- To dokumenty z Higgins i Hancock - powiedział Edgar. - Do każdego dołączony jest opis.
Przeglądając dokumentację, Kelly potrząsała głową.
- Coś mi mówi, że moje dochodzenie właśnie ruszyło na całego.
Epilog
Środa, 11 lutego
Stara, sfatygowana ciężarówka United Parcel Service krztusiła się i prychała, ale jej silnik nadal dzielnie pracował. Po pokonaniu niewielkiego brodu samochód wspinał się na pochyłe zbocze.
- Na Boga, jeszcze nie widziałem, żeby ten strumień był tak głęboki, od kiedy mieszkam w tych stronach - powiedział Bart Winslow.
On i jego partner, Willy Brown, jechali samotną wiejską drogą, próbując dotrzeć do szosy, po tym jak zabrali martwą świnię. Od dwóch dni lał deszcz i droga była rozmyta, a w dziurach stała mętna woda.
Bart wypluł przez okno sok z tytoniu.
- Na mój rozum - ciągnął - to farma Bentona Oakly'ego niedługo pociągnie, jeśli jego krowy będą dalej chorować na biegunkę tak jak ta, cośmy ją zabrali przed świnią.
- Pewne jak amen w pacierzu - zgodził się Willy. - Ale wiesz, ta krowa nie jest bardziej chora od tej sprzed miesiąca. Co mówisz, może weźmiemy ją do rzeźni tak jak tamtą?
- Chyba tak - odrzekł Bart. - Szkopuł w tym, że musimy jechać aż do rzeźni VNB w Loudersville.
- Wiem, wiem - odparł Willy. - Ta damulka z telewizji zmusiła Higgins i Hancock do zamknięcia interesu na parę tygodni, żeby zrobili tam jakieś badania.
- Na szczęście VNB mniej przesmradza niż Higgins i Hancock - powiedział Bart. - Pamiętasz, jak sprzedaliśmy im te dwie krowy, co były bardziej martwe niż indyk wyjęty z pieca na Święto Dziękczynienia?
- No pewnie, że pamiętam - potwierdził Willy. - Jak myślisz, kiedy znowu otworzą Higgins i Hancock?
- Podobno w przyszły poniedziałek, bo nie znaleźli tam nic prócz garstki robotników na czarno - odpowiedział Bart.
- Świetnie - ucieszył się Willy. - No to co robimy z tą krową Bentona?
- Jak to co? - odparł Bart. - Pięćdziesiąt dolców to zawsze więcej niż dwadzieścia pięć.