Strona startowa Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.— Właściwie… — chłopiec aż się skurczył, zmuszony powiedzieć prawdę — właściwie… jedną czy dwie rzeczy napisałem, jak byłem...— Nimbus — powiedziałem poważnie — zwróć to zdjęcie...— Postanowiłem wreszcie dowiedzieć się — powiedział — co to są powtórne narodziny i uczestniczyć w nich...— Teraz powiedział pan coś interesującego — roześmiał się Faber — nie czytając nawet o tym...– Wejdź – powiedział Pentarn...Grace dała jej swój numer i dodała:- Proszę mu powiedzieć, że chce z nim mówić doktor Grace Mitowski i że zajmę mu tylko kilka minut...Petersburgu biegają Nosy albo Raskolnikowowie z siekierami!” — Mamy tu do czynienia z jakąś formą współdziałania — powiedział...Moss znowu jedzie? Mapa Judyty i jej dzieje, milczenie Arina, mówiące więcej, niż ktokolwiek chciałby powiedzieć na głos, wszystkie demony szalejące w myślach...— Lepiej nie — powiedziała krótko Ewa..."Poczekaj aż zobaczysz co tutaj zobaczyłem, " powiedział z zadowoleniem...
 

Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.


Odwróciła się z lekkim uśmiechem, a potem znikła - w drzwiach jak mgiełka, która się rozwiała.
Nalałem sobie ostatnią kroplę wspaniałego koniaku, ogrzałem go w dłoniach i piłem wolno.
- Nigdy, nigdy już nie zobaczysz takiego widoku - mówiłem sobie. - Sic transit...
Strach mnie zdjął, że się zupełnie rozkleję, udałem się więc do swego znacznie skromniejszego łóżka.
 
Wyciągnięty wygodnie, balansowałem już na skraju snu, gdy rozległo się pukanie do drzwi.
- Bili - odezwał się głos Joselli. - Chodź prędko! Jest światło!
- Co za światło? - spytałem gramoląc się z łóżka.
- Na zewnątrz. Chodź i zobacz.
Stała na korytarzu owinięta jakimś negliżem, który mógł należeć tylko do właścicielki zdumiewającej sypialni.
- Wielki Boże! - rzuciłem zaskoczony,
- Nie wygłupiaj się - ofuknęła mnie z irytacją. - Chodź i spójrz na światło.
Światło niewątpliwie było widać. Patrząc przez jej okno w kierunku północno - wschodnim ujrzałem jasny promień jak gdyby reflektora, zwrócony niezmiennie w górę.
- To musi oznaczać, że tam jest ktoś, kto widzi - powiedziała.
- Z pewnością.
Usiłowałem zlokalizować źródło światła, ale w otaczających ciemnościach było to bardzo trudne. Niezbyt daleko od nas, byłem tego pewien, i wystrzelające jak gdyby sponad domów, co oznaczało zapewne, że umieszczone jest na wysokim budynku. Zawahałem się.
- Zostawmy to lepiej do jutra - postanowiłem.
Myśl o błądzeniu po nieoświetlonych ulicach, była niezbyt ponętna. Przy tym możliwe było - mało prawdopodobne, ale możliwe - że jest to pułapka. Człowiek nawet niewidomy, ale zręczny i doprowadzony do ostateczności mógł przecież zmontować taką konstrukcję po omacku.
Znalazłem pilnik do paznokci i przysiadłem w kucki mając oczy na poziomie parapetu. Ostrzem pilnika wyryłem starannie linię w farbie okrywającej parapet, oznaczając dokładnie kierunek, skąd padało światło. Potem wróciłem do swego pokoju.
Położyłem się, ale przez godzinę albo i więcej nie mogłem zasnąć. Nocny mrok potęgował ciszę, a przerywające ją dźwięki jeszcze bardziej chwytały za serce. Z ulicy od czasu do czasu dobiegały głosy pełne irytacji, załamujące się histerycznie. Raz rozległ się wrzask mrożący krew w żyłach - brzmiało to, jak gdyby ktoś nie posiadał się z radości, że traci wreszcie rozum. Gdzieś nie opodal szlochała kobieta, ( bez końca, bez nadziei. Dwakroć usłyszałem krótkie szczeknięcie pojedynczych strzałów rewolwerowych... Z głębi serca wdzięczny byłem losowi, który zesłał mi do towarzystwa Josellę.
Gorszej sytuacji od całkowitej samotności nie mogłem sobie w owej chwili wyobrazić. Sam jeden byłbym niczym. Towarzystwo innej osoby dawało mi poczucie celowości działań, a istnienie celu umożliwiało poskromienie strachów.
Starałem się odciąć od dźwięków przypominając sobie wszystko, co mam do zrobienia jutro, pojutrze i w dniach następnych; zastanawiając się nad tym, co może oznaczać ów promień reflektora i jaki może wywrzeć wpływ na nasze plany. Ale kobiece łkanie w pobliżu wciąż trwało, przywodząc mi na myśl potworne sceny, które widziałem dzisiaj i które niechybnie będę musiał oglądać jutro...
Stukot otwieranych drzwi sprawił, że zerwałem się przerażony. Weszła Josella z zapaloną świecą w ręce. Źrenice miała rozszerzone, oczy pociemniałe, twarz zalaną łzami.
- Nie mogę spać - powiedziała. - Boję się... okropnie się boję... Słyszysz ich... wszystkich tych nieszczęśliwych ludzi? Nie mogę tego znieść...
Przyszła do mnie jak dziecko, szukając pocieszenia. Nie jestem pewien, czy potrzeba jej było pociechy bardziej niż mnie.
Zasnęła wcześniej ode mnie, wsparta głową o moje ramię.
Mnie wspomnienia przeżytego dnia nadal nie dawały spokoju. Ale człowiek w końcu przecież zasypia. Tuż przedtem, nim sen mnie zmorzył, rozbrzmiał mi jeszcze w uszach głos dziewczyny, która śpiewała balladę - Byrona:
Już nie będzie się łaziło...
SPOTKANIE
 
Kiedy się obudziłem, usłyszałem, że Josella krząta się już w kuchni. Mój zegarek wskazywał siódmą rano. Zanim się ogoliłem dość nieporadnie przy użyciu zimnej wody, umyłem i ubrałem, po mieszkaniu rozszedł się aromat kawy i grzanek. Josella trzymała patelnię nad prymusem. Była tak spokojna i opanowana, aż trudno by skojarzyć w myśli to opanowanie z przerażeniem, jakie owładnęło nią ubiegłej nocy. Zachowywała się też bardzo rzeczowo.
- Mleko z puszki, niestety - powiedziała. - Lodówka wysiadła. Ale poza tym wszystko w porządku.
Nie mogłem przez chwilę uwierzyć, że ta praktycznie ubrana osoba jest owym rajskim widziadłem z poprzedniego wieczoru. Josella włożyła dziś granatowy kostium narciarski, wierzchy białych skarpetek zrolowała na cholewkach mocnych butów. Przy ciemnym skórzanym pasie nosiła zgrabny nóż myśliwski w miejsce pośledniejszej broni, którą ja dla niej znalazłem. Nie mam pojęcia, w jakim stroju spodziewałem się ją ujrzeć, ani czy w ogóle zastanawiałem się nad tą sprawą, wiem jednak, że zaniemówiłem z wrażenia, zdjęty podziwem nie tylko dla trafności i praktyczności jej wyboru.
- No, co sądzisz? - spytała. - Jestem ubrana jak trzeba?
- Idealnie - zapewniłem ją. Spojrzałem po sobie. - Szkoda że nie byłem równie przezorny. Ten produkt wykwintnego krawiectwa męskiego nie jest najlepszym przyodziewkiem do roboty.
- To prawda - przyznała szczerze, rzucając spojrzenie na moje pogniecione ubranie. - To światło w nocy - ciągnęła dalej - pochodziło z wieży uniwersytetu, jestem tego prawie pewna. W tym kierunku nie ma innego budynku, który by się czymś wyróżniał. Odległość też wydaje się odpowiednia.
Poszedłem do jej pokoju i obejrzałem linię, którą w nocy wydrapałem na parapecie. Wskazywała zgodnie ze słowami Joselli wprost na wieżę. Zauważyłem też coś więcej. Na maszcie wieży powiewały dwie flagi. Jedna mogła być pozostawiona w górze przypadkiem, ale dwie musiały stanowić rozmyślny sygnał - dzienny ekwiwalent nocnego światła. Postanowiliśmy przy śniadaniu, że odłożymy na razie planowane zajęcia i przede wszystkim pojedziemy zbadać, co się dzieje w okolicy wieży.