Strona startowa Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.— Właściwie… — chłopiec aż się skurczył, zmuszony powiedzieć prawdę — właściwie… jedną czy dwie rzeczy napisałem, jak byłem...— Nimbus — powiedziałem poważnie — zwróć to zdjęcie...— Postanowiłem wreszcie dowiedzieć się — powiedział — co to są powtórne narodziny i uczestniczyć w nich...— Teraz powiedział pan coś interesującego — roześmiał się Faber — nie czytając nawet o tym...– Wejdź – powiedział Pentarn...Grace dała jej swój numer i dodała:- Proszę mu powiedzieć, że chce z nim mówić doktor Grace Mitowski i że zajmę mu tylko kilka minut...Petersburgu biegają Nosy albo Raskolnikowowie z siekierami!” — Mamy tu do czynienia z jakąś formą współdziałania — powiedział...Moss znowu jedzie? Mapa Judyty i jej dzieje, milczenie Arina, mówiące więcej, niż ktokolwiek chciałby powiedzieć na głos, wszystkie demony szalejące w myślach...— Lepiej nie — powiedziała krótko Ewa..."Poczekaj aż zobaczysz co tutaj zobaczyłem, " powiedział z zadowoleniem...
 

Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.

- Teraz możemy się przeprowadzić. Resztą pokoi zajmę się w wolnych chwilach. Prawda, jak to cudownie mieć pieniądze i porządny dom, na który można je wydać?
Jakieś trzy dni przed przeprowadzką wczesnym świtem dały o sobie znać radosnym pianiem koguty.
- Utrapione ptaszyska - rzekła Fee owijając serwis w stare gazety. - Myślą, że czegoś dokonały, i pieją bez opamiętania. Nie mamy nawet jednego jajka na śniadanie, a mężczyźni są w domu do końca przeprowadzki. Meggie, musisz mi pomóc i pójść do kur. - Rzuciła okiem na pożółkłą stronicę "Sydney Morning Herald", prychając nad reklamą wciętych w talii gorsetów. - Nie wiem, czemu Paddy z uporem prenumeruje tyle gazet, przecież nikt nie ma czasu ich czytać. Rosną takie sterty, że nie nadążam palić nimi w piecu. Spójrz na tę! Jeszcze z czasów, zanim tu przyjechaliśmy. Dobrze chociaż, że przydają się do pakowania.
Jak to przyjemnie, kiedy mama jest taka wesoła - pomyślała Meggie zbiegając po schodach na tyłach domu i śpiesząc przez pyliste podwórko. Naturalnie, wszyscy się cieszyli, że będą mieszkać w rezydencji, ale mama tak się do tego paliła, jakby pamiętała, jak wygląda życie w takim wielkim domu. Jaka ona mądra, jaki ma wyrobiony gust! Nikt sobie dotąd nie zdawał z tego sprawy, bo nie było ani czasu, ani pieniędzy, żeby mogła pokazać, co umie. Podekscytowana Meggie skrzyżowała ręce tuląc je do siebie; tata wziął trochę z tych pięciu tysięcy funtów, żeby u jubilera w Gilly kupić dla mamy prawdziwy perłowy naszyjnik i prawdziwe perłowe kolczyki z małymi diamencikami. Zamierzał ofiarować jej ten prezent przy pierwszej kolacji w nowym domu. Oglądając twarz matki, uwolnioną od wiecznej surowości,, Meggie nie mogła się doczekać, żeby zobaczyć jej minę, kiedy dostanie perły. Wszystkie dzieci, od Boba do bliźniąt, cieszyły się na tę chwilę, ponieważ tata otworzył płaskie skórzane etui i pokazał im mleczne, opalizujące kulki na czarnym aksamicie. Rozkwitające szczęście matki wywarło na nich głębokie wrażenie: zupełnie jakby patrzyli na początek życiodajnej ulewy. dopiero teraz naprawdę zrozumieli, jak bardzo byłą nieszczęśliwa przez te wszystkie lata.
W wielkim wybiegu dla drobiu hodowano cztery koguty i przeszło czterdzieści kur. Na noc ptactwo chroniło się w lichym, ale często zamiatanym kurniku, gdzie stały wokoło wymoszczone słomą skrzynki po pomarańczach, a w głębi, na różnych wysokościach, ciągnęły się grzędy. W dzień kury przechadzały się z gdakaniem po dużym, ogrodzonym siatką wybiegu. Kiedy Meggie uchyliła furtkę i wślizgnęła się do środka, kury zbiegły się do niej łakomie, ponieważ karmiła je wieczorem, więc zaśmiała się z ich zabawnych umizgów i rozgarniając ptactwo nogą weszła do kurnika.
- Wstydziłybyście się, kokoszki, naprawdę! - upominała surowo, przeszukując gniazda. - Jest was czterdzieści, a jajek ledwie piętnaście! Za mało na śniadanie, nie mówiąc już o pieczeniu ciasta. Macie mi się zaraz postarać, bo inaczej ostrzegam: traficie wszystkie na pieniek, a to dotyczy również szanownych jegomościów, więc nie rozkładajcie ogonbów i nie stroszcie piórek, mili panowie, jakby to nie o was była mowa.
Z jajkami, ułożonymi ostrożnie w fartuchu, Meggie nucąc pobiegła z powrotem do kuchni.
Na krześle Paddy'ego siedziała pobladła Fee wpatrując się w stronice "Smith's Weekly" i poruszając bezgłośnie wargami. Meggie słyszała, że ojciec i starsi bracia już wstali, a sześcioletni Jim i Patsy śmieją się w łóżku - nie pozwalano im wstawać, dopóki mężczyźni nie wyjdą z domu.
- Co się stało, mamo? - spytała.
Fee milczała, siedząc sztywno ze wzrokiem utkwionym przed siebie. Nad górną wargą perlił się pot, a w znieruchomiałych oczach malował rozpaczliwy, bolesny wysiłek, jakby całą swoją energię skupiła na tym, żeby nie krzyczeć.
- Tato, tato! - zawołała przestraszona Meggie.
Jej głos zabrzmiał tak, że zjawił się natychmiast, zapinając flanelowy podkoszulek, tuż za nim wbiegli Bob, Jack, Hughie i Stu. Meggie bez słowa wskazała na matkę.