Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
- Będziemy uważać. Mężczyzna podał jej dokument do podpisania. April spojrzała nań, zaskoczona.
- Tutaj wymienione są wszystkie zagrożenia i środki ostrożności - wyjaśnił robotnik.
- Widzę, że to też poświadczenie wykonania zlecenia.
- Tak, to też.
April przeczytała szybko dokument i złożyła na nim swój podpis. Szef robotników dał jej kopię, którą April starannie złożyła i wsunęła do kieszeni.
Koparka zawróciła i zaczęła oddalać się powoli od wykopu. Na hałdy wilgotnej ziemi padał coraz gęstszy śnieg. Siwowłosy mężczyzna z satysfakcją przyglądał się swojemu dziełu.
- Dobrej nocy - powiedział wreszcie. - Uważajcie.
Kiedy wszyscy robotnicy zniknęli już w ciemnościach, Max i April obeszli powoli wykop, oświetlając go latarkami.
- Przed nami ogrom pracy - westchnął Max. April skinęła głową.
- Mamy mnóstwo ludzi.
10
Studenci, sklepikarze, farmerzy, urzędnicy,
Zwykli mężczyźni i zwykle kobiety,
Poszli tam, by już na zawsze odmienić swe życie.
Walter Asquith, „Brzegi zapomnianego morza”
RANKIEM w GŁÓWNEJ SALI ratusza Fort Moxie zebrała się rzesza ochotników. Prasę reprezentował Jim Stuyvesant, szara eminencja miasteczka, edytor i wydawca tygodnika „Wiadomości z Fort Moxie”. Stuyyesant właściwie nie wiedział, co takiego mają odkopywać wszyscy ci ludzie, jednak w miasteczku, w którym życie toczyło się zawsze niezwykle powoli, był to materiał na pierwszą stronę.
Dokładnie o ósmej April postukała w mikrofon, poczekała aż zgromadzony tłum ucichnie i podziękowała wszystkim za przybycie.
- Nie wiemy zbyt wiele o tym obiekcie - mówiła. - Nie wiemy jak bardzo jest wytrzymały, nie wiemy też, ile jest wart. Proszę, uważajcie panowie, by niczego nie uszkodzić. Nie spieszymy się. - Stuyyesant, który był także własnym fotoreporterem, zrobił kilka zdjęć. - Jeśli znajdziecie cokolwiek, co nie jest ziemią ani kamieniem, proszę wezwijcie kogoś z nadzoru.
- Czy to jakieś indiańskie skarby? - spytał mężczyzna w czerwonej, kraciastej kurtce.
- Nie wiemy, co to jest - uśmiechnęła się April. - Ale dowiemy się, jeśli zechcecie nam pomóc. Proszę, nie odłączajcie się od swojej grupy. Jutro możecie stawić się od razu na stanowisku pracy. Możecie też przyjść tutaj, jeśli wolicie. Od ósmej rano do drugiej po południu co godzinę będzie odjeżdżał stąd autobus. Kończymy pracę o wpół do piątej. Oczywiście wy, panowie, możecie kończyć, o której zechcecie, proszę tylko ustalić to wcześniej z kierownikiem grupy. Chyba, że nie obchodzi was, czy dostaniecie wypłatę.
Zebrani roześmiali się głośno. Wszyscy byli w dobrym humorze; trafiła im się okazja dodatkowego zarobku przed świętami, a na dworze panowała piękna jesienna jeszcze pogoda.
- Jakieś pytania?
- Tak. Czy na miejscu otrzymamy jakieś gorące napoje? -chciał się dowiedzieć jeden ze studentów.
- Codziennie będzie dojeżdżać furgonetka z gorącą kawą, czekoladą, kanapkami i hamburgerami. Kawa i czekolada są darmowe. Proszę też uważać na śmieci. Rozstawimy pojemniki, więc proszę ich używać. Jeśli ktoś zostanie przyłapany na zaśmiecaniu terenu wykopalisk, zostanie wyproszony. Coś jeszcze?
Ludzie zaczęli zapinać kurtki i przepychać się do drzwi. Po wyjściu z ratusza zajmowali miejsca w autobusach, samochodach i ciężarówkach. Stuyvesant zrobił jeszcze kilka zdjęć i poczekał na April.
- Doktor Cannon, co właściwie jest zakopane na tej górze?
- Jim, naprawdę nie wiem i nie chcę na ten temat spekulować - odparła April. - Być może jest to tylko jakiś stary magazyn z początku wieku. Daj mi kilka dni, a sam będziesz mógł się przekonać.
Stuyvesant skinął głową. „Wiadomości z Fort Moxie” tradycyjnie zamieszczały informacje, które ludzie chcieli tam przeczytać: ich własne relacje z podróży po stanach, opowieści rodzinne, opisy lokalnych uroczystości. Dlatego też nieczęsto spotykał się z ludźmi, unikającymi odpowiedzi na jego pytania. Miał też dodatkowy problem, z którym nie musiały borykać się dzienniki; od momentu złożenia gazety do jej wydania mijały aż trzy dni. Już w tej chwili kolejny numer był sporo opóźniony.
- Nie chce mi się wierzyć, by ktokolwiek budował magazyn na szczycie góry. Trochę niewygodne, nie uważa pani?
- Jim, naprawdę muszę już iść.
- Proszę poświęcić mi jeszcze minutkę, doktor Cannon. Pani jest chemikiem, prawda?
-Tak.
- Dlaczego chemik interesuje się wykopaliskami archeologicznymi?
April nie spodziewała się takiej natarczywości ze strony miejscowego dziennikarza.
- To moje hobby - odparła.
- Czy na miejscu jest jakiś archeolog? Prawdziwy? Jakiś specjalista, który kierowałby pracą?
- Właściwie... nie. Nie całkiem.