Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
- Mam przeczucie, że tajemnica zmierza ku rozwiązaniu. - Choć prawdę mówiąc Joachim wcale nie miał takiego przeczucia. Uważał tylko, że musi jakoś uspokoić wzburzonego kupca.
Joachim przypilnował, żeby wszyscy wrócili do łóżek. A otuliwszy borsuczęta, sam wrócił do domu.
Starym zwyczajem zajrzał do wiszącej na sośnie przed domem skrzynki na listy. Zwykle bywała pusta, ale dziś - nie! Joachim wyłowił małą różową kopertę. Każdy by się ucieszył dostając nieoczekiwanie różowy liścik. Kąciki ust Joachima rozciągnęły się aż po uszy.
Wszedł do domu i otworzył list. Ale w miarę jak czytał, kąciki ust opadały coraz niżej i niżej. Gdy skończył, prawie złączyły się w podkówkę pod brodą. Złapał się za głowę i wykrzyknął:
- Ajajajaj, końca nie ma tym nieszczęściom!
Następnie osunął się na fotel dla gości. Po chwili zasnął, a list spadł na podłogę. Różowy list wypełniony trochę zawiłym, ale pięknym pismem.
13
Gdy Joachim obudził się, było rano. Przetarł oczy i bardzo się zdziwił zobaczywszy, że całą noc przespał w fotelu. U jego stóp leżał różowy list. Joachim podniósł go i raz jeszcze przeczytał:
„Drogi Joachimie!
Postaraj się być w domu, bo przyjdę jutro.
Serdeczne pozdrowienia od ciotki Amalii".
Joachim westchnął odkładając list. Wiedział, że będzie prawie zupełnie niemożliwe cokolwiek choćby popchnąć sprawę tajemniczych kradzieży, mając w domu ciotkę.
Ciotka Amalia bywała czasem jedna z najmilszych w świecie ciotek. Ale w następnej chwili mogła się okazać jedną z najgniewniejszych ciotek na świecie. Mieszkała sama w domku położonym głęboko w lesie. Dwa razy do roku odwiedzała swojego siostrzeńca Joachima i zostawała u niego przez tydzień.
Za każdym razem przynosiła Joachimowi jako prezent doniczkę z kaktusem. Wmówiła sobie, że Joachim ogromnie lubi rośliny doniczkowe. Z latami tyle się w jego domu nazbierało kaktusów, że nie mieściły się na oknie. Kilka doniczek Joachim musiał wstawić do spiżarni, kilka pod łóżko, a jedną trzymał na zapiecku.
Raz Joachim wyrzucił trzy kaktusy do śmietnika, bo uważał, że w mieszkaniu robi się już za ciasno. Tego samego dnia zjawiła się ciotka Amalia. Joachim dostał jak zwykle w prezencie jeden kaktus. A później ciotka Amalia przyniosła jeszcze trzy kaktusy. Promieniejąc radością opowiedziała, że znalazła je w śmietniku. Najprawdziwsze kaktusy!
Ciotka Amalia była też jedną z najgłuchszych w świecie ciotek. Małe trzęsienie ziemi mogłoby nastąpić tuż za jej plecami, a ona by zupełnie nic nie usłyszała. Wprawdzie nie tak dawno sprawiła sobie trąbkę i od tego czasu słyszała lepiej niż inni. To znaczy wtedy, kiedy przyszła jej ochota posłużyć się trąbką.
A teraz ciotka wkrótce tu będzie. Joachim wstał, przeciągnął się sennie, rozprostował nogi. Nagle w oczy wpadła mu karteczka przypięta do stołu pluskiewką. Umieszczono ją tam, gdy Joachim spał. Szeroko otwierając oczy, Joachim czytał:
„Kto szpieguje i w cudze sprawy się wtrąca, źle na tym wyjdzie - Świszczący X".
Joachim zupełnie się ocknął. Mały znak X wpatrywał się w niego niby podstępny pajączek. Joachim poczuł, że kolana się pod nim uginają. Świszczący X, najniebezpieczniejszy złoczyńca świata! To nie może być prawda!
Joachimowi przypomniało się, że czytał w „Przeglądzie Zwierzęcym" o tym niebezpiecznym rabusiu. Nikt go nie widział. Zupełnie nieoczekiwanie pojawiał się w jakiejś części kraju i buszował, a nikt mu nie potrafił w tym przeszkodzić. Nie było zamka ni zasuwy, które by się oparły Świszczącemu X-owi. I nie pozostawiał żadnych śladów. Zawsze tylko na miejscu zbrodni wyrysowywał mały znak X. Znak, który w przerażający sposób podobny był do złośliwego pajączka.
Ostatni napad Świszczącego X-a był szeroko opisywany. Wtedy zrabował całe miasto! Zniknęło kawałek po kawałku. Jednej nocy jakiś komin, następnej nocy jakiś dach czy balkon. I tak dom po domu znikał, aż w końcu nie zostało nic, co by przypominało, że w tym miejscu było miasto.
Lecz w ciągu ostatnich lat nie było w gazetach ani jednego słowa o Świszczącym X-ie. Powszechnie przypuszczano, że gdzieś odszedł na zawsze. Nic więc dziwnego, że w związku z kradzieżami w Modrzejowie nikomu na myśl nie przyszedł Świszczący X.
Stojąc z karteczka w ręce, Joachim drżał całym ciałem. „Kto szpieguje i w cudze sprawy się wtrąca, źle na tym wyjdzie". Ten najgroźniejszy z przestępców znany był ze swej bezwzględności.
Zabębniono w drzwi i Joachim musiał oderwać się od swych myśli. Od razu poznał, że to ciotka Amalia. Ona zawsze stukała rączką parasolki.
Stanęła na progu i uśmiechając się rzekła:
- No wiec znowu jestem, drogi Joachimie. W jednej ręce trzymała trąbkę podobną do
wielkiego lejka. W drugiej - torbę i parasolkę. Nigdy nie odważyła się wyjść z domu bez parasolki. Jeżeli nie padało, mogła jej użyć w tylu innych celach, na przykład do zastukania w drzwi. Na głowie ciotka Amalia miała dziwaczny kapelusz, podobny do kaktusa.
- A tu mam dla ciebie małą niespodziankę - ciągnęła dalej, wyjmując paczkę z torby.
Ty tak lubisz rośliny doniczkowe. Proszę bardzo.
Joachim podziękował i wziął paczkę. A otworzywszy ją, mógł ustawić na biurku dwudziesty siódmy w swym domu kaktus.
Joachim nie zdążył jeszcze ust otworzyć, gdy ciotka Amalia wybuchnęła: