Strona startowa Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.– Czyż nie mówiłam przed chwilą, że masz być moim bohaterem? Nie widział jej twarzy, ale czuł dobrze, że żartuje, rzekł więc jeszcze poważniej...ROZDZIAŁ OSIEMNASTY Następne dwanaście lat - mówiła dalej pani Dean - po tym smutnym okresie były to najszczęśliwsze lata mojego życia...- Cudownie, że się w końcu zjawiłeś - mówiła przed nim złotowłosa dziewczyna, nie zadając sobie trudu, żeby odwrócić głowę...Kiedy mówiła „wujku” na jego twarz wypłynął najszerszy uśmiech, jaki do tej pory u niego widziałam...— Mówiłaś o jakichś niepokojących wiadomościach...mówiła po polsku, a on po czesku...rażając pana Boromira...Całe szczęście, że Jaśnienka miała na tasiemce przy szyi złotego dukata, którego dostała od kuma na chrzcinach...Zresztą zaczekaj, ja cię uczeszę...Ani o kanalizacji...
 

Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.

- I na pewno tak ją przed wojną nazywali, był nawet taki film, "Gidia"...
- Nie, gidia, ty idiotko, tylko "Gilda", z Ritą Hayworth - skorygowała ją Felicja. - To i lepiej, gdyby była taka gruba jak ty, zajęłaby jeszcze więcej miejsca.
- Może jej będzie niewygodnie i prędzej się wyprowadzi - mruknęła z nadzieją Melania.
- Nigdzie się nie wyprowadzi, powiedziała, że marzy o atmosferze rodzinnej - oznajmiła posępnie Dorotka, siadając przy stole. - Jeśli nawet kupi mieszkanie albo dom, to blisko nas...
- Skąd wiesz? - zainteresowała się Felicja.
- Póki stoisz, zrób jeszcze herbaty - zażądała Sylwia, Wsparta łokciami na stole, wciąż pełna żywiołowej niechęci do tej szczapowatej kretynki z Ameryki. - A otóż właśnie będą kluski. Makaron...
Dorotka podniosła się bez słowa, demostracyjnie szurnąwszy krzesłem, bo w końcu mogłyby jej dać spokój bodaj na chwilę, zebrała na tacę szklanki i udała się do kuchni. Pogonił za nią gniewny okrzyk Felicji:
- Pytałam cię! Może byś tak coś odpowiedziała...!
- Właśnie odpowiadam, sama mnie o tym poinformowała, a jak chcecie słyszeć, to odczepcie się, albo może przerąbać mnie siekierą, w poprzek, nogi pójdą do kuchni po herbatę, a gęba zostanie przy stole i będzie gadała - mamrotała do siebie Dorotka przez cały czas przyrządzania napoju. Liczyła na to, że w jadalni słychać niewyraźny szmer jej głosu, co zdenerwuje wszystkie ciotki. Miała ich już po dziurki w nosie.
- Zdaje się, że pyskuje, aż iskry lecą - ożywiła się Melania, widząc ją znów w drzwiach. - A hrabianka może myślała, że przyjedzie bogata ciocia z Ameryki i wszystko za pannę zrobi? A zasłużyć się trochę, nie łaska?
Dorotka pozwoliła sobie na wzruszenie ramionami. Myśl, że za chwilę dowali ciotkom miłych wieści, sprawiła jej nikłą satysfakcję.
- Najlepiej byłoby dobudować tutaj ze dwa pokoje z łazienką i ona mogłaby mieszkać z nami do samej śmierci -oznajmiła beznamiętnie. - Tak powiedziała. Kilka razy. Miałaby opiekę, bo wy wszystkie jesteście takie dobre i czułe. A ona przecież sama nie da sobie rady, za stara jest, a służba tak potwornie drogo kosztuje, że jej nie stać. I te pokoje też wypadłyby taniej, więc może da się was namówić, żebyście to od razu zaczęły. Szlafroki jej się strasznie gniotą.
Przez chwilę wszystkie ciotki milczały.
- Wygłupiasz się? - spytała surowo Felicja.
- Nie. Powtarzam, co mówiła.
- Nie dość, że kościotrup, to jeszcze wariatka - zaopiniowała Sylwia ze zgrozą.
- A mówiłam, że to jej całe bogactwo... - zaczęła Melania wzgardliwie.
- O bogactwie, o ile pamiętam, mówił notariusz - przerwała jej sucho Felicja. - Możeś ty ją źle zrozumiała? Gdzie ona chce te dwa pokoje?
- Na parterze. Żeby być bliżej rodzinnego życia.
- Jak się Marcinek od razu weźmie do roboty... - zachichotała nagle Melania.
- To tylko patrzeć, jak przeżre dwa pałace, a nie tylko dwa pokoje! - zdenerwowała się Sylwia. - Czyście też zwariowały?! To jakaś epidemia?!
- Kto za te pokoje ma zapłacić? - indagowała dalej Felicja.
- Nie wiem. Może my wszystkie razem...
- Ja na pewno nie! - wybuchnęła Sylwia.
- ...w każdym razie nie mówiła, że ona...
- Czy ona ci w ogóle zadała jakieś pytanie? - zaciekawiła się Melania.
- Kilka - odparła uprzejmie Dorotka. - Ale na żadne nie udało mi się odpowiedzieć. Chociaż naprawdę próbowałam. I wcale nie wiem, czy ona tam teraz nie stoi na schodach i nie słucha...
Pierwotna myśl, żeby spotkać chrzestną babcię samotnie, uprzedzić, co ją czeka, i ochronić przed ciotkami, zgasła w niej już dawno. Niemal od pierwszej chwili okazało się, że to raczej ciotki potrzebują ochrony, ale zdaniem Dorotki obie strony wzajemnie były siebie warte. Proszę bardzo, mogły się zderzyć ze sobą, byle tylko ona nie znalazła się w środku. Do roli bufora stanowczo nie dorosła.
A Felicja właśnie coś takiego wymyśliła.
- Nie stoi - oznajmiła, wyjrzawszy przedtem na schody. - A tak między nami mówiąc, to coś mi się widzi, że ona przyjechała do ciebie, więc zajmij się nią. Krystyny kazała szukać, twojej matki, a skoro twoja matka nie żyje, ty jej zostałaś. I zdaje się, że jesteś jej spadkobierczynią...
- Z tego, co mówiła, wynika, że wszystkie jesteście jej spadkobierczyniami! - zaprotestowała rozpaczliwie Dorotka.
- Nie wiem, czy już napisała testament...
- Głowę dają, że nie - wtrąciła z jadowitą uciechą Melania. - Takie jak ona nie lubią pisać testamentów.
- ...ale nawet jeśli tak, gotowa go zmienić, jak się jej nie spodobasz. Może warto, żebyś się nad tym zastanowiła...
- Nie chcę żadnego testamentu...!
- Już to widzę, jak odmawiasz...
- Możesz nam oddać jej pieniądze - zaproponowała zachęcająco Sylwia. - Skoro ich sama nie chcesz, mnie się przydadzą.
- I niewątpliwie potrafisz je roztrwonić w konkursowym tempie! - zadrwiła Melania.