Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
.. — wtrącił przewodniczący.
— Właśnie o tym chcę powiedzieć. Chodzi o drugi przekaz. Jest on niejednolity. Składa się z dwóch części o zupełnie odmiennej formie. Pierwsza część zawiera opis przygotowań do badań Temy, którymi ma kierować biolog Renę Petiot, a także wyniki wstępnych badań przeprowadzonych na planecie VII, zwanej Noktą, przez sześcioosobową ekipę pod kierownictwem ge--ologa-planetologa Mary Sheeldhorn. Druga część nie jest w istocie sprawozdaniem, lecz chaotyczną, utrzymaną w deklaratywnym tonie relacją z jakiejś polemiki czy sporu, toczącego się wśród członków ekspedycji. W tekście tym są wzmianki o nieszczęśliwym wypadku, którego ofiarą stała się Zoe Karlson, i jakimś rewelacyjnym odkryciu. Jak można się domyślać, chodzi tu chyba o ślad pobytu istot inteligentnych na Nokcie. Niestety, brak zupełnie bliższych danych czy wyjaśnień, co właściwie odkryto.
— Może w sprawozdaniu istnieje luka?
— I ja tak początkowo myślałam. Ale druga część sprawozdania nadana została natychmiast po pierwszej. Prawdopodobniejsze wydaje się, iż owa druga część została przekazana albo przez pomyłkę, zamiast właściwego sprawozdania, albo ktoś umyślnie zamienił inforgramy.
— Jeśli zaszła pomyłka, to chyba się zorientują i właściwe sprawozdanie otrzymamy lada godzina — zauważył biolog z Limy.
— Być może... Nie zmienia to jednak faktu, że w łonie ekspedycji doszło do niepokojącego kryzysu. Zresztą osądźcie sami... Oto jak brzmi ten dziwny tekst:
„Dziś, na godzinę przed naradą kierunkową, Andrzej zwołał "kolegium szefów". Rezygnacja Mary została przyjęta. Program nie będzie zmieniony. Sondaże i destrukcje nadal mają być przeprowadzane, a jak wynika z planu — będą dokonywane na wszystkich planetach kolejno, i to na coraz większą skalę.
A więc postawili na swoim. Nie dostrzegają, czy nie chcą dostrzec, zmiany sytuacji. Apel Kory, żeby każdy starał się działać tak, jak byśmy sobie życzyli,
aby w stosunku do nas postępowano, nie ma żadnego znaczenia. W istocie wszystko pozostaje po staremu, a obecna struktura organizacyjna sprzyja pogoni za sukcesami bez względu na cenę. Zoe jest tego ofiarą, ale poza Mary nikt z »szefów« nie zamierza z tego wyciągnąć właściwych wniosków.
Doszukiwanie się irracjonalnych źródeł tego, co zrobiła Zoe, jest bardzo wygodne, lecz niczego nie wyjaśnia. Decyzja jej może wydawać się szaleństwem, ale przecież gdyby nie owo szaleństwo — czy odnaleźlibyśmy ten niezbity dowód, może jedyny, że nie jesteśmy samotną cywilizacją w tej części kosmosu? I czy uświadomilibyśmy sobie tak jasno granicę, której przekroczyć nam nie wolno?... Jeśli nawet tliło się gdzieś w nas pięciorgu — może sześciorgu, jeśli liczyć Mary — przekonanie, że to wszystko nie tak, że trzeba inaczej, dopiero dziś, po tym, co się na Nokcie wydarzyło: szaleńczego, tragicznego i wspaniałego zarazem, wiemy na pewno, że nie oni, lecz my mamy rację!
Nie jesteśmy chorzy psychicznie. To co twierdzi moja matka — to absurd. Dobrze chociaż, że nie wszyscy zgadzają się z jej diagnozą. Ale też nie jesteśmy naiwnymi dziećmi, jak wyśmiewa nas Wład — sam zresztą niewiele starszy ode mnie, jeśli liczyć lata fizjologiczne. A już aluzje Nyma na temat pochodzenia Daisy i Deana są wręcz nieuczciwe. Jak można się dziwić Alowi, że nie wytrzymał i powiedział, co o tym myśli. Może zbyt ostro, ale czasem tak trzeba. A jeśli chodzi o „pierścień Nibelungów[1][2], to cała ta starogermańska mitologia pachnie z daleka próbą zamknięcia nam ust".
Rem skończyła czytać i przebiegła wzrokiem po zebranych.
— To wszystko? — zapytał przewodniczący.
— Wszystko. I co o tym sądzicie?
— Czy można zidentyfikować autora?
— Chyba tak. Z treści zdaje się wynikać, że ową matką jest lekarka, a jest ich w ekspedycji tylko dwie: Kora Heto i Zoja Makarowa. Heto nie ma dzieci. Makarowa ma córkę Zinę. I to chyba właśnie ona nadała ten dziwny tekst. Można więc zidentyfikować całą pięcioosobową grupę. Są to: Zoe Karlson, Zina Makarowa, Allan Feldman, Daisy Brown i Dean Roche. To właśnie te karty, które oznaczałam czerwonymi punktami...
— Daj kartę Mary Sheeldhorn — przerwała chwilową ciszę historyczka z Krakowa,
Rem pochyliła się nad pulpitem.
— Niestety, dane o Mary Sheeldhorn nie odpowiadają tej regule — powiedziała jakby z żalem, wsuwając do radiopowielacza żądaną kartę. — Mary jest jednak matką Allana, może więc uległa wpływom syna.
— Czy wszyscy sześcioro pracowali razem na Nokcie?
— Otóż nie. W skład zespołu kierowanego przez Mary Sheeldhorn wchodził jej mąż i ojciec Allana, geofizyk-planetolog Hans Feldman, fizyk Wład Kalina, wszyscy troje urodzeni na Ziemi, oraz troje z owej grupy „kosmitów":