Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
Po pierwsze: czy jesteś telepatą? Jak możesz odpowiadać na pytania, które sobie tylko myślę? A po wtóre: jeżeli rzeczywiście jesteś mną i przybyłeś w czasie, to co on ma do miejsca? Dlaczego poniszczyłeś książki?!!
- Gdybyś trochę pomyślał, sam byś zrozumiał wszystko. Jestem późniejszy od ciebie, więc muszę pamiętać wszystko, co sobie myślałem, tj. myślałeś, boż jestem tobą, tylko z przyszłości. A co do czasu i miejsca, to się przecież Ziemia kręci! Pośliznąłem się o jedną setną sekundy, może nawet nieco mniej, i przez to mgnienie zdążyła się razem z domem przesunąć o te cztery metry. Mówiłem Rosenbeisserowi, że lepiej będzie lądować w ogródku, ale namówił mnie na ten wariant celowania.
- Dobrze. Powiedzmy, że jest, jak mówisz. Ale co to wszystko razem znaczy?
- Pewno, że ci powiem. Będzie jednak lepiej przyrządzić kolację, bo to dłuższa historia i nadzwyczajnej wagi. Przybyłem do ciebie jako poseł w misji historycznej.
Od słowa do słowa, przekonał mnie. Zeszliśmy na dół, przygotowało się tę kolację, tyle że otworzyłem sardynki (w lodówce zostało zaledwie parę jaj). Potem zostaliśmy już w kuchni, bo nie chciałem sobie psuć humoru oglądaniem biblioteki. Nie palił się do mycia naczyń, ale przemówiłem mu do sumienia, więc zgodził się wycierać. Siedliśmy potem przy stole, spojrzał mi poważnie w oczy i rzekł:
- Przybywam z roku 2661, aby przedłożyć ci propozycję, jakiej żaden człowiek nigdy jeszcze nie słyszał i żaden nie usłyszy. Rada Naukowa Instytutu Temporystyki pragnie, żebym ja, to jest, żebyś ty został Naczelnym Dyrektorem Programu TEOHIPHIP. Skrót ten oznacza: “Telechroniczna Optymalizacja Historii Powszechnej Hyperputerem”. Jestem dogłębnie przekonany, że obejmiesz to zaszczytne stanowisko, bo oznacza niezwykłą odpowiedzialność przed ludźmi i historią, a jestem, tj. jesteś człowiekiem dzielnym i pełnym prawości.
- Pierwej jednak chciałbym usłyszeć coś bardziej konkretnego - a już zwłaszcza nie pojmuję, dlaczego nie przybył do mnie po prostu jakiś delegat tego instytutu, tylko ty, to jest ja? Skąd się tam wziąłeś, to jest wziąłem?
- To ci wytłumaczę na końcu i osobno. Co się tyczy sprawy głównej, pamiętasz naturalnie owego biedaka Molterisa, który wynalazł ręczną maszynkę do wędrowania w czasie i chcąc ją zademonstrować, zginął mamie, bo się na śmierć postarzał tuż po starcie?
Skinąłem głową.
- Takich prób będzie więcej. Każda nowa technika pociąga za sobą w fazie wstępnej ofiary. Molteris wynalazł jednoosobowy czasołazik bez żadnych zabezpieczeń. Zrobił to samo, co ów chłop średniowieczny, który wlazł ze skrzydłami na wieżę cerkiewną i zabił się na miejscu. W XXIII wieku powstały, to jest, z twego stanowiska powstaną chronotraki, czasowce i tempobile, lecz prawdziwa rewolucja chronomocyjna nastąpi dopiero trzysta lat później dzięki ludziom, których nie będę wymieniał - poznasz ich osobiście. Wędrowanie w czasie na mały dystans to jedno, a wyprawy w głąb milionoleci to znów inna sprawa. Proporcje są mniej więcej takie, jak między spacerem za miasto a kosmonautyką. Przybywam z Epoki Chronotrakcji, Chronomocji i Telechronii. O podróżowaniu w czasie wypisano góry banialuków, tak jak poprzednio o astronautyce - że jakiś wynalazca, dzięki jakiemuś bogaczowi, w jakimś ustroniu buduje od razu rakietę, którą obaj, a jeszcze w towarzystwie znajomych pań, lecą na drugi koniec Galaktyki. Technologia Chronomocyjna, jak Kosmonautyczna, wymaga olbrzymiego przemysłu, kolosalnych inwestycji, planowania... ale z tym też sam się zapoznasz na miejscu, tj. w swoim czasie. Mniejsza teraz o stronę techniczną. Chodzi o główny cel tej roboty; nie wkłada się w nią tyle po to, żeby ktoś mógł straszyć faraonów albo zbić własnego prapradziadka. Wyregulowało się ustrój, uregulowany jest klimat Ziemi, w XXVII wieku, z którego przybywam, jest tak dobrze, że lepiej nie może być, ale nie mamy wciąż spokoju ze względu na historię. Wiesz, jak ona wygląda; najwyższy czas z tym skończyć!
- Czekajże - w głowie mi szumiało. - Historia się wam nie podoba? Więc co z tego? Przecież taka, jaka była, musi zostać, nie?
- Nie pleć głupstw. Na porządku dnia stoi właśnie TEOHIPHIP, czyli Telechroniczna Optymalizacja Historii Powszechnej Hyperputerem. Mówiłem ci już. Dzieje powszechne wyreguluje się, oczyści, naprawi, wyrówna i udoskonali, zgodnie z zasadami humanitaryzmu, racjonalizmu i ogólnej estetyczności; rozumiesz chyba, że mając taką masarnię i jatkę w rodowodzie, wstyd pchać się pomiędzy wysokie kosmiczne cywilizacje!
- Regulacja Historii?... - powtórzyłem osłupiały.
- Tak. Jeśli zajdzie potrzeba, zrobi się poprawki nawet przed powstaniem człowieka, żeby powstał lepszy. Zgromadzono już środki i fundusze, wciąż jednak wakuje stanowisko Naczelnego Dyrektora Projektu. Wszystkich odstrasza ryzyko połączone z tą funkcją.
- Nie ma chętnych? - moje zdumienie jeszcze wzrosło.
- To nie ta przeszłość, w której każdy osioł chciał światem rządzić. Bez odpowiednich kwalifikacji nikt się nie pali do trudnego zadania. Tak więc stanowisko jest nie obsadzone, a rzecz nagli!
- Kiedy ja się na tym nie znam. I dlaczego właśnie ja?
- Będziesz dysponował całymi sztabami fachowców. Strona techniczna to nie twoja dziedzina; jest wiele różnych planów działania, wiele projektów, metod, konieczne są pełne rozwagi, odpowiedzialne decyzje. Ja, to znaczy ty masz je podjąć. Nasz Hyperputer przebadał psychosondowaniem wszystkich ludzi, jacy kiedykolwiek żyli, i uznał, że ja, czyli ty - jest to jedyna nadzieja Projektu.
Po dobrej chwili odezwałem się:
- Sprawa, widzę, poważna. Być może, przyjmę to stanowisko, a może go i nie przyjmę. Dzieje powszechne, ba! To wymaga namysłu. Ale jak to się stało, że ja, to znaczy ty właśnie się u mnie zjawiłeś? Co do mnie, nie ruszałem się nigdzie w czasie. Dopiero wczoraj wróciłem z Hyjad.
- Jasne! - przerwał mi. - Przecież jesteś wcześniejszy! Gdy przyjmiesz propozycję, oddam ci mój chronocykl, i udasz się gdzie, tj. kiedy należy.
- To nie jest odpowiedź na moje pytanie. Powiedz mi, skąd się wziąłeś w XXVII wieku?