Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
Sięgnął do kieszeni, usiłując przypomnieć sobie, co też tam ma. Raptem parę metamfetamin, zapewne pamiątek po popijawie z okazji szczęścia. Ileż to było dni temu? Jeden? Dwa? Czuł, jakby to było miesiące temu, światy całe od chwili, w której się znajdował.
Chlorowodorek metamfetaminy.
Podczas tamtego pijaństwa przypadkiem zamienił go w telepatę, co prawda nędznego, ale wystarczająco skutecznego. Metamfetamina stymulowała przysadkę; jej działanie było odwrotne do działania fenoliazyny.
Tak! - zdecydował.
Udało mu się, dławiąc, przełknąć bez wody dwie małe, różowe pastylki metamfetaminy.
- Zaczekajcie - ochryple zwrócił się do grupy. - Posłuchajcie, chcę decydować w tej rundzie. Zaczekajcie! - Żeby metamfetamina zaczęła działać, trzeba było co najmniej dziesięciu minut.
- Wasza strona oszukuje - powiedział wug. - Ktoś z waszej grupy zażył środki stymulujące.
- Uprzednio zaakceptowaliście leki z grupy fenotiazyn; ogólnie zgodziliście się na stosowanie środków farmakologicznych w tej Grze - odparował Joe Schilling.
- Ale ja nie jestem przygotowany na zdolności telepatyczne waszej strony - zaprotestował wug. - Zeskanowałem waszą grupę na początku i nie natrafiłem na zdolności tego rodzaju ani też plany, by takie zdolności posiąść.
- Najwyraźniej grubo się pomyliliście - zakpił Joe Schilling. Odwrócił się, by obserwować, podobnie jak wszyscy członkowie Błękitnawego Lisa, Pete’a. - I co? - spytał z napięciem.
Zacisnąwszy pięści, Pete Garden siedział w oczekiwaniu na skutki działania leku.
Minęło pięć minut. Nikt się nie odezwał, słychać było tylko Joe Schillinga pykającego cygaro.
- Pete - przerwał Bill Calumine obcesowo - nie możemy czekać ani chwili dłużej. Nie zniesiemy dłużej napięcia.
- To prawda - powiedział Joe Schilling. Jego twarz, czerwona i mokra, lśniła od potu, na domiar złego zgasło mu cygaro. - Decyduj, choćbyś nawet miał popełnić błąd.
- Pete! - zaalarmowała Mary Anne. - Wug usiłuje zmienić wartość karty.
- Wobec tego był to blef - powiedział bez namysłu. Musiał być, w przeciwnym przypadku wug zostawiłby kartę w spokoju. - Sprawdzamy blef - zwrócił się do wuga. Wug ani drgnął. Wreszcie niechętnie odwrócił kartę.
Szóstka.
Więc był to blef.
- Sam się zdradził - powiedział Pete. Dygotał na całym ciele. - W dodatku, wug może poświadczyć, amfetamina nie pomogła mi wcale. Mogę mówić głośno, bo wug i tak czyta w moich myślach. Wszystko okazało się blefem z naszej strony, z mojej strony. Nie miałem wystarczającej dawki amfetaminy ani godnej wzmianki ilości alkoholu we krwi. Wcale nie uzyskiwałem zdolności telepatycznych i nie byłem w stanie sprawdzić blefu. Jednak nie mogłem o tym wiedzieć.
Spalpitowany, szarogranatowy wug, banknot po banknocie odliczał Błękitnawemu Lisowi sumę $ 300 000.
Grupa była niezwykle bliska zwycięstwa. Wiedziała o tym i wiedział o tym siedzący naprzeciw nich wug. Słowa były zbędne.
- Gdyby nie stchórzył... - mruknął Joe Schilling. Drżącymi palcami udało mu się zapalić wygasłe cygaro. - Miałby przynajmniej pół na pół szansy. Najpierw poniosła go chciwość, potem strach. - Rozdał grupie uśmiechy. - W blefie to kiepska kombinacja. - Mówił cicho, dramatycznym tonem. - Podobna kombinacja u mnie, przed laty, pomogła zmieść mnie z planszy. W mojej ostatniej Grze przeciw Posiadaczowi Jerome’owi Luckmanowi.
- Wygląda na to, że mimo wszystkich wysiłków z mojej strony przegrałem z wami, Terranie.
- Nie zamierzasz grać dalej? - spytał Joe Schilling, wyjmując cygaro z ust i bacznym wzrokiem obrzucając wuga. Zdążył się już całkowicie opanować. Jego rysy nabrały surowości.
- Owszem, zamierzam grać dalej - odpowiedział wug.
Wybuch uderzył Pete’a Gardena w twarz. Plansza rozpłynęła się. Poczuł straszliwy ból. Wiedział, co się stało. Wug poddał się i w krańcowej rozpaczy postanowił zniszczyć ich razem z sobą. Grał dalej - ale w innym wymiarze. W kontekście diametralnie różnym.