Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
l. Człowiek
Gdy więc chcemy cokolwiek powiedzieć o Mieszku I jako człowieku jesteśmy zdani na strzępy świadectw bezpośrednich i na wnioski pośrednio charakteryzujące jego osobę i jego dzieło.
Wśród nich, na dobrą sprawę, zachowało się tylko jedno bezpośrednie świadectwo w Kronice biskupa Thietmara, które napisał on celem ukazania kontrastu miedzy zachowaniem Ojca i Syna w stosunku do ich niemieckich partnerów. Oto jego słowa:
„Jak przykro jest porównywać współczesnych z naszymi przodkami! Za życia znakomitego Hodona, ojciec Bolesława Mieszko nie odważył się nigdy wejść w kożuchu do domu, w którym wiedział, że znajduje się Hodo, ani siedzieć, gdy on się podniósł z miejsca. Niechaj Bóg wybaczy cesarzowi, że czyniąc trybutariusza panem, wyniósł go tak wysoko, że ten, zapominające tym, jak postępował jego rodzic, ośmielał się wciągnąć pomału w poddaństwo wyżej od niego stojących i nęcąc ich czczą przynętą znikomych pieniędzy doprowadził ich do niewoli i utraty wolności" (ks. V, rozdz. 10).
Nie mamy powodu, aby podawać w wątpliwość zaobserwowany przez współczesnych kontrast zachowań obu władców Polski w stosunku do niemieckich państwowych dygnitarzy. Trzeba te zachowania odnieść do czasów i do doświadczeń, jakie mieli w obcowaniu z nimi i Mieszko, i Bolesław do różnicy, jaka w międzyczasie nastąpi-226
27. Obraz J. Suchodolskiego Mieczysław I kruszy baiwany, Katedra pw. Św. Św. Piotra i Pawła w Poznaniu, Ztota Kaplica
ła w tych stosunkach. Mieszko stykał się nimi z pozycji księcia-poga-nina, traktowanego na niemieckich salonach za „psa". Dopiero po przyjęciu chrztu powoli wchodził w swoją rolę
równorzędnego z nimi partnera. Z pewnością nie był obcy jego pamięci postępek margrabiego Gerona, który, zaprosiwszy do siebie 30 książąt i wielmożów słowiańskich najpierw ich spoił do nieprzytomności, a następnie polecił wszystkich zamordować.
Wprawdzie inny kronikarz saski, Widukind, nazwał, jak wiemy, Mieszka „przyjacielem cesarza", ale pamiętał on sam, że gdy w roku 972 pokonał w otwartej walce wspomnianego margrabiego Hodona, to cesarz groźbą (terrore compulsus) wymógł na nim przysłanie syna jako zakładnika na swój dwór. Jest więc zrozumiałe, że Mieszko na wszelki wypadek wolał nie drażnić swoim zachowaniem gospodarza domu, którego był gościem. Tego wszystkiego nie musiał się już obawiać syn jego Bolesław, obcujący na prawach równoważnych towarzyskiej i dyplomatycznej hierarchii z królem i cesarzem Ottonem oraz jego książętami.
227
Z tego cesarskiego orzeczenia, nie respektującego „wierności" Mieszka, pozostał zapewne jakiś uraz, skoro po śmierci Ottona dał się księciu czeskiemu wciągnąć do rozgrywek o tron królewski w Niemczech po stronie księcia bawarskiego Henryka. Wprawdzie w przeciwieństwie do swego czeskiego partnera nie słyszymy o czynnym poparciu Henryka, ale gdy w roku 979 nadszedł czas próby, był przygotowany do walki i z powodzeniem odparł wyprawę cesarską na swój kraj. Okazał
się sprawnym wodzem na polu bitwy nie tylko w starciu z nieporównanie słabszym przeciwnikiem, margrabią Hodonem, lecz także z nieporównanie mocniejszą armią cesarza Ottona, nazywał go przy tej sposobności „mężem wojennym" (vir militaris).