Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
Dotknęła paluszkiem kwiatka.
- Ja chcę spać, tatusiu.
- Nie, wcale nie chcesz, kochanie. Sen to tylko strata czasu, marnowanie życia. To trochę jakby mniejsza śmierć.
- Alice śpi.
- Alice nie jest taka jak ty.
- Alice nie jest wyjÄ…tkowa?
- Nie. Tylko ty jesteÅ›.
- Dlaczego nie zrobiłeś tak, żeby Alice też była wyjątkowa?
- Bo Alice sama się zrobiła i dlatego nie może być wyjątkowa.
To wszystko było za trudne. Leisha przestała gładzić płatki kwiatu i ześlizgnęła się z kolan taty. Uśmiechnął się do niej.
- Moja mała pytalska. Kiedy dorośniesz, sama odnajdziesz własną doskonałość. I będzie to coś zupełnie nowego, coś, czego świat jeszcze nie oglądał. Może nawet będziesz kimś takim jak sam Kenzo Yagai. Wiesz, on wynalazł generator, który napędza cały świat.
- Tatusiu, śmiesznie wyglądasz w tej folii do kwiatków - zaśmiała się Leisha.
Tatuś też się roześmiał, ale wtedy ona powiedziała:
- Kiedy dorosnę, wymyślę sobie taką wyjątkowość, żebym mogła zrobić, by Alice też była wyjątkowa - i przestał się śmiać.
Tej nocy guwernantka nauczyła ją pisać własne imię, co było tak podniecające, że zupełnie zapomniała o rozmowie z tatą. Sześć liter, każda inna, a razem tworzyły jej imię. Wpisywała je wciąż od nowa, roześmiana, a guwernantka śmiała się razem z nią. Ale później, rano, Leisha znów rozmyślała o rozmowie z tatą. Myślała o niej często, wciąż obracając w myślach nieznajome słowa jak twarde kamyczki, ale to, co wracało najczęściej, nie było słowem. To było chmurne spojrzenie tatusia, kiedy powiedziała mu, że chce użyć swej wyjątkowości tak, żeby Alice też była wyjątkowa.
* * *
Co tydzień przyjeżdżała do dziewczynek doktor Melling, czasem sama, czasem z kimś jeszcze. Obie lubiły panią doktor, która często się śmiała i miała jasne, pełne ciepła oczy. Nierzadko zaglądał wtedy do nich tato. Doktor Melling bawiła się z nimi w różne gry, najpierw z każdą z osobna, potem z obiema naraz. Ważyła je i robiła im zdjęcia. Kazała kłaść się na stole i przykładała im do skroni małe metalowe przedmioty, co wyglądało trochę strasznie, ale wcale się nie bały, bo można było wtedy przyglądać się maszynom, które wydawały różne dźwięki. Doktor Melling umiała odpowiadać na pytania tak samo dobrze jak tatuś. Kiedyś Leisha zapytała:
- Czy doktor Melling też jest kimś wyjątkowym? Jak Kenzo Yagai?
Tatuś roześmiał się, rzucił okiem na doktor Melling i odpowiedział:
- O, tak. Z pewnością.
Kiedy miały po pięć lat, poszły do szkoły. Szofer tatusia zawoził je codziennie do Chicago. Chodziły do dwóch różnych klas, co bardzo Leishę rozczarowało. Dzieci w jej klasie były od niej starsze. Mimo to od pierwszego dnia uwielbiała szkołę, sprzęt naukowy, elektroniczne szufladki pełne matematycznych łamigłówek, szukanie państw na mapach. Po pół roku przesunięto ją do nowej klasy, gdzie chodziły jeszcze starsze dzieci, ale mimo to wszyscy byli dla niej mili. Zaczęła uczyć się japońskiego. Uwielbiała malować te śliczne literki na białym, grubym papierze.
- Dobrze, że wybraliśmy szkołę Sauleya - mówił tatuś.
Lecz Alice wcale się tam nie podobało. Chciała jeździć do szkoły takim samym żółtym autobusem, co córka kucharki. Złościła się i rzucała farbkami. Potem mama wyszła ze swojego pokoju - Leisha nie widziała jej już od paru tygodni, choć wiedziała, że mama widuje się z Alice - i zrzuciła świeczniki z kominka. Porcelanowe świeczniki rozprysnęły się na drobne kawałeczki. Leisha podbiegła, żeby pozbierać skorupy, a mama i tato, którzy stali przy schodach, zaczęli na siebie wrzeszczeć.
- Jest też moją córką! A ja mówię, że może iść!
- Nie masz prawa wypowiadać się na ten temat! Rozmamłana pijaczka, najobrzydliwszy z możliwych wzorzec dla nich obu... A ja myślałem, że biorę sobie wyrafinowaną angielską arystokratkę...
- Dostałeś to, za co zapłaciłeś! Nic! Bo też niczego nigdy od nikogo nie potrzebowałeś.
- Przestańcie! - krzyknęła Leisha. - Przestańcie!
W holu zaległa cisza. Leisha poraniła sobie palce odłamkiem porcelany, krew kapała na dywan. Tatuś podbiegł i wziął ją na ręce.
- Przestańcie - łkała i nie zrozumiała, dlaczego tatuś powiedział do niej cicho:
- To ty przestań, Leisho. Nie powinno cię obchodzić, co one zrobią. Powinnaś mieć przynajmniej tyle siły.
Leisha ukryła twarz na ramieniu taty.
Alice przeniesiono do Szkoły Podstawowej imienia Carla Sandburga, do której dojeżdżała żółtym autobusem razem z córką kucharki.