Strona startowa Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.Wyczuła bliżej nieokreślone podobieństwo — uczucie wcze­śniejszej znajomości - kiedy nawiązany został kontakt i prze­szył ją dreszcz grozy...oraz trzy aksamitne woreczki — jeden z suszonymi liśćmi laurowymi, drugi z kłującymi igłami cedrowymi oraz trzeci pełen ciężkiej soli...Potem każdy po kolei zaglądał do środka, rozchy­lał płaszcze i — cóż, wszyscy, łącznie z Łucją, mogli sobie obejrzeć najzwyklejszą w świecie...Kiedy T’lion wrócił, przytrzymał Tai żeby mogła oprzeć dłonie na boku Golantha, unikając śladów po pazurach na prawej łopatce, które — gdyby były...— I ja, proszę pana, i moja żona mamy takie same odczucia, ale, mówiąc szczerze, byliśmy oboje bardzo przywiązani do sir Karola, a jego śmierć była dla nas...piknikiem nad Bugiem, który doprawdy nie miał nic wspólnego ani z dekoratorstwem, ani z anestezjologią — no, może o tyle miał, że za jego pomocą Idzia...— Idź więc, i to szybko! Coś mi zaczyna świtać we łbie! Pruski oficer w cywilnym ubraniu, szpieg Juareza i jeszcze dwaj inni, o których nic nie wiemy! To by był...Więc sarenka zaczęła opowiadać o sobie:— Mieszkałam sobie spokojnie w wielkim lesie z tamtej strony...„To tylko założenie, że on tam jest, tylko taka możliwość — mówił do siebie...Dwudziestego Trzeciego Dnia spostrzegł coś dziwnego — oto kombinezon, który otrzymał od Strażników ciasno opinał jego ciało, a przecież z początku był...
 

Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.


— Będę mówił o wszystkim, o czym zechcę. Gillbret zasłonił uszy rękoma.
— Proszę!
Jego okrzyk chwilowo przerwał sprzeczkę.
— Czy możemy porozmawiać o kierunku, w jakim powinniśmy teraz się udać? To oczywiste, że im szybciej dotrzemy na miejsce i opuścimy statek, tym mniej zaznamy niewygód.
— Zgadzam się z tobą, Gil — powiedział Biron. — Chodźmy gdzieś, gdzie nie będę musiał słuchać jej gadania. Kobiety na statku kosmicznym to prawdziwe utrapienie!
Artemizja zignorowała jego wypowiedź i zwróciła się do
Gillbreta.
— Dlaczego nie mamy opuścić strefy Mgławicy?
— Nie wiem jak ty — wtrącił Biron — ale ja muszę odzyskać swoje dziedzictwo i wyjaśnić sprawę morderstwa mojego ojca. Toteż zostaję w Królestwach.
— Nie myślałam o wyjeździe na zawsze, tylko do czasu, póki nie ucichnie największa wrzawa. Nie wiem, co zamierzasz zrobić ze swoimi włościami. W każdym razie nie możesz ich odzyskać, dopóki imperium Tyrannejczyków nie legnie w gruzach, a jakoś nie potrafię sobie wyobrazić, byś zdołał do tego doprowadzić.
— Niech cię o to głowa nie boli. To moja sprawa.
— Czy mogę coś zasugerować? — spytał cicho Gillbret. Uznał, iż panujące w kabinie milczenie oznacza zgodę i zaczął:
— Przypuśćmy, że powiem wam, gdzie powinniśmy polecieć i co zrobić, żeby pomóc zniszczyć imperium, tak jak sugerowała Arta.
— Co proponujesz? — spytał Biron.
— Mój drogi chłopcze — uśmiechnął się Gillbret — zachowujesz się nader zabawnie. Nie ufasz mi? Patrzysz na mnie, jakbyś sądził, że cokolwiek zdołam wymyślić, nieuchronnie musi być głupie. Pamiętaj jednak, że to ja wyprowadziłem cię z pałacu.
— Wiem o tym. Z chęcią wysłucham.
— No to uważaj. Czekałem ponad dwadzieścia lat na szansę ucieczki od nich. Gdybym był zwykłym obywatelem, dawno bym to zrobił, ale przez przeklęte dobre urodzenie zawsze znajdowałem się w centrum uwagi. Ale gdybym się nie urodził w rodzie Hinriadów, nigdy nie brałbym udziału w koronacji obecnego chana i nigdy nie poznałbym tajemnicy, która pewnego dnia go zniszczy.
— No, dalej — ponaglał Biron.
— Podróż z Rhodii na Tyranna odbywała się statkiem Tyrannejczyków, podobnie zresztą jak powrót. Statek ów bardzo przypominał ten, był jednak znacznie większy. Drogę na Tyranna przebyliśmy bez przeszkód. Pobyt na planecie miał kilka ciekawych momentów, ale również upłynął bezproblemowo. Jednak w drodze powrotnej uderzył nas meteor.
— Co?
Gillbret podniósł rękę.
— Wiem, to bardzo rzadki przypadek. Prawdopodobieństwo zderzenia z meteorem, zwłaszcza w przestrzeni międzygwiezdnej, jest tak znikome, że praktycznie nie do obliczenia, ale takie rzeczy się zdarzają. I właśnie tak było w tym przypadku. Oczywiście każdy meteor, nawet gdyby był wielkości łebka od szpilki, jak to zwykle bywa, przy zderzeniu ze statkiem może przebić najbardziej wytrzymały pancerz.
— Tak — potwierdził Biron. — To skutek jego pędu, który zależy od masy i szybkości. Bardziej zresztą od prędkości niż od masy — wyrecytował ponuro, jakby wygłaszał wyuczoną lekcję. Przyłapał się, że rzuca ukradkowe spojrzenia w stronę Artemizji.
Dziewczyna usiadła wygodnie, zasłuchana w słowa Gillbreta, i była tak blisko Birona, że prawie stykali się kolanami. Biron zauważył, że ma piękny profil, a nieco potargane włosy nie psują obrazu. Nie miała też na sobie krótkiej kurteczki, a zwiewna biel jej bluzki po czterdziestu ośmiu godzinach wciąż była gładka i czysta. Ciekawe, jak jej się to udaje.
Podróż, pomyślał, byłaby cudowna, gdyby tylko Artemizja zaczęła zachowywać się normalnie, nie jak rozkapryszona księżniczka. Problem polegał na tym, że do tej pory nikt nigdy nie kierował jej postępowaniem. Na pewno nie ojciec. Przywykła kierować się własnym widzimisię. Gdyby urodziła się w normalnej rodzinie, byłoby z niej bardzo sympatyczne stworzenie.
Już prawie zapadł w sen na jawie, w którym to on nią kieruje, a ona okazuje mu należny szacunek, gdy Artemizja nagle zwróciła ku niemu głowę i spojrzała mu prosto w oczy. Biron odwrócił wzrok i skupił się na wypowiedzi Gillbreta. Umknęło mu już kilka zdań.