Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
90
— Tak.
— Azash wie, że Bhelliom ma się wkrótce ponownie pojawić, prawda?
— Tak.
— Pierwotnie szukacz miał nas zabić, ale skoro mu się to nie udało, to czyż nie będzie czynił wszystkiego, aby trzymać nas z dala od jeziora Randera?
— Znowu ta logika Elenów. — Czarodziejka skrzywiła się. — Mogę cię przej-
rzeć na wskroś. Dobrze widzę, do czego zmierzasz.
— Gwardziści nadal będą w stanie porozumiewać się między sobą, chociaż
ich umysły są sparaliżowane, prawda?
— Tak — przyznała z niechęcią.
— W tej sytuacji nie mamy wyboru. Jeżeli choć jeden z nich nas zobaczy, to
w ciągu godziny będziemy mieć na karku wszystkich.
— Nie bardzo rozumiem — powiedział zakłopotany Talen.
— Zamierza zabić wszystkich z jednego z tych patroli — wyjaśniła chłopcu
Sephrenia.
— Do ostatniego człowieka — przyznał Sparhawk ponuro — i to natychmiast,
jak tylko inni znikną nam z oczu.
— Nie mogą uciekać.
— Właśnie. Nie będę musiał ich ścigać.
— Sparhawku, planujesz morderstwo!
— To nie jest dokładnie tak, jak mówisz, Sephrenio. Tamci zaatakują, gdy
tylko nas zauważą. A my będziemy się jedynie bronić.
— Sofistyka — rzuciła pogardliwie i odeszła wzburzona.
— Pewnie nawet nie wie, co oznacza to słowo — powiedział Kalten.
— Czy umiesz walczyć kopią? — zapytał Sparhawk Ulatha.
— Zostałem przeszkolony — odparł Thalezyjczyk. — Jednakże wolę swój
topór.
— Kopia pozwala zachować podczas walki pewien dystans. Lepiej nie ryzy-
kować. Spróbujemy powalić większość z nich za pomocą kopii, a potem dokoń-
czymy dzieła mieczami i toporami.
— Jest nas tylko pięciu — przypomniał Kalten — wliczając Berita.
— No i co z tego?
— Chciałem tylko o tym przypomnieć.
Wróciła Sephrenia, twarz miała pobladłą.
— A więc nie zmienicie zamiaru? — spytała.
— Musimy dostać się do jeziora. Znasz lepszy sposób?
— Nie, prawdę powiedziawszy nie znam — odparła z niechęcią. — Twoja
logika, ta logika Elenów, rozbroiła mnie.
— Chciałbym cię o coś zapytać, mateczko. — Kalten najwyraźniej próbował
zmienić temat. — Jak naprawdę wygląda szukacz? Mam wrażenie, iż zadaje sobie sporo trudu, aby ukryć swą twarz.
91
— Jest obrzydliwy. — Czarodziejka wzdrygnęła się z odrazą. — Nigdy nie widziałam żadnego z nich, ale mag, który uczył mnie, jak odpędzać te stwory, opisał mi je. Mają blade i szczupłe ciało podzielone na segmenty. W tym stadium rozwoju jego zewnętrzna warstwa nie stwardniała jeszcze całkowicie i spomiędzy segmentów wydziela się coś w rodzaju ichoru, aby uchronić skórę przed kontak-tem z powietrzem.
— Ichor? Co to takiego?
— Śluz — wyjaśniła krótko czarodziejka. — Szukacz ma podobne do kraba
szczypce, a jego oblicze jest straszniejsze od wszystkiego, co można sobie wyobrazić. Goniący nas stwór znajduje się w stadium larwalnym, jest teraz czymś w rodzaju gąsienicy lub czerwia. Gdy dorośnie, jego ciało stwardnieje i ściemnie-je oraz rozwiną się skrzydła. Nad dorosłym osobnikiem nawet Azash nie potrafi zapanować, ponieważ w tym stadium szukacze są całkowicie owładnięte chęcią
rozmnażania się. Wystarczy pozostawić parę dorosłych osobników samym sobie, a w krótkim czasie wszystkie żywe istoty tego świata staną się pożywieniem dla ich młodych. Azash trzyma jedną parę dla celów hodowlanych w miejscu, skąd
nie mogą uciec. Kiedy larwa, której używa w kontaktach z ludźmi, dorośnie —
zabija ją.
— Praca dla Azasha to ryzykowne zajęcie, nie ma co. Nigdy nie widziałem
podobnych owadów.
— Stwory służące Azashowi nie podlegają prawom natury. — Sephrenia spoj-
rzała na Sparhawka. — Czy naprawdę musicie to uczynić? — zapytała już znacznie spokojniej.
— Niestety, nie mamy innego wyjścia.
Usiedli na wilgotnym mchu i czekali na powrót Tyniana. Kalten podszedł do
przytroczonej do siodła sakwy i sztyletem odkroił spory kawałek sera oraz pajdę chleba.
— Może w ten sposób załatwimy problem mojej kolejki na gotowanie? —
zwrócił się do Ulatha.
Genidianita uśmiechnął się.
— Zastanowię się nad tym — mruknął.
Niebo nadal było pokryte chmurami. W gęstwinie ciemnozielonych cedrów,
napełniających las aromatyczną wonią, drzemały ptaki. W pewnym momencie do
grupki siedzących zbliżył się jeleń. Stąpał ostrożnie leśną ścieżką. Jeden z ko-ni parsknął i spłoszone zwierzę umknęło, błyskając białym ogonkiem. Dumnie