Strona startowa Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.Rubens usuwał poza miłość swe miłosne przygody, nie dlatego że był nieczuły, lecz dlatego że zamierzał je zamknąć w granicach sfery czysto erotycznej,...Lecz nie otworzył przytomnych oczu i kiedy świt wszedł między nas kłębami drobno roziskrzonego śniegu od okien, którymi w zadymce górskiej wył cały dom,...Zapytałem Lenny'ego, dlaczego wprowadzili z Cheryl takie surowe zasady, a on odparł: „Rzecz nie w tym, jakie są te zasady, lecz w tym, że w ogóle są”...oczywisty jest wniosek, że dla istnienia klas koniecznajest nie własność prywatna, lecz władza, że klasyistniały i istnieć będą zawsze i we...30 Zagadnienie, dlaczego Platon wybrał trójkąty o takich kształtach, doczekało się wielu interpretacji, lecz omówienie tej kwestii wykracza poza ramy tego...Pokój! Dalsza służba w dyplomacji i policji! Lecz czyż nie jest to zmarnowanie dwóch trzecich armii? Po pierwsze, dla nikogo nie było tajnym, że wśród wojska,...Przeważająca większość tych strat to n i e zabici i ranni, lecz jedynie zaginieni lub dezerterzy: żołnierze, którzy na skutek szybkiego tempa marszu pozostawali...W kadym razie do tej grupy rozwiza wpisuje si rwnie Konstytucja polska, nie poprzestajc na oglnym okreleniu dziaa Rady Ministrw, lecz detalizujc je w...Z początku Ayla była przekonana, że przypadkowe zachowania swych półdzikich przyjaciół niepotrzebnie bierze za przejaw celowego działania, lecz po dłuższej...Lecz teraz ten szaleñczy zamêt zwiastowa³ pora¿kê planu Tumitaka, który zak³ada³ wykorzystanie zamieszania do bezpiecznego przedarcia siê przez miasto...
 

Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.


Dziedziała skłaniał się do układów i sam chciał ponieść w ofierze głowę swą królowi, byle wykupić wojsko i
lud.
Jednakże rozruchy powstały w kozackim obozie. Jedni chcieli się poddawać, inni bronić do śmierci, wszyscy zaś
przemyśliwali, jak by się wymknąć z taboru.
Ale najodważniejszym wydawało się to niepodobieństwem.
Tabor otoczony był widłami rzeki i olbrzymimi bagnami. Bronić się w nim można było całe lata, ale do odwrotu
jedna tylko droga stała otworem – przez wojska królewskie.
O tej drodze nikt nie myślał w taborze.
Układy przerywane bitwami wlokły się leniwo; rozruchy w tłumach kozackich stawały się coraz częstsze. W
jednym z takich rozruchów zrzucono z dowództwa Dziedziałę i obrano nowego wodza.
Nazwisko jego wlało nową odwagę w upadłe dusze kozacze – i odbiwszy się gromkim echem w obozie
królewskim, rozbudziło w kilku sercach rycerskich zatarte wspomnienia przebytych bólów i nieszczęść.
Nowy wódz zwał się Bohun.
Już poprzednio wysokie on zajmował stanowisko między kozactwem w radzie i boju. Głos powszechny
ukazywał na niego jako na następcę Chmielnickiego, którego w nienawiści do Lachów jeszcze przewyższał.
Bohun pierwszy z kozackich pułkowników stanął wraz z Tatarami pod Beresteczkiem na czele pięćdziesięciu
tysięcy ludzi. Brał udział w trzechdniowej bitwie jeźdźców – i pogromiony wraz z chanem i ordami przez
Jeremiego, zdołał wyprowadzić z pogromu większą część swych sił i znaleźć schronienie w taborze. Teraz po
Dziedziale partia nieprzejednanych oddała mu naczelne dowództwo ufając, że on jeden potrafi uratować tabor i
wojsko.
I istotnie młody wódz ani chciał słyszeć o układach – pragnął bitwy i krwi przelewu, choćby i w tej krwi sam
miał utonąć.
Lecz wkrótce przekonał się, że z tymi zastępami nie można było już myśleć o przejściu zbrojną ręką po trupach
królewskiego wojska – więc chwycił się innego sposobu.
Historia zachowała pamięć tych bezprzykładnych usiłowań, które współczesnym wydawały się godnymi
olbrzyma, które mogły były ocalić wojsko i czerń.
Bohun postanowił przejść przez bezdenne bagna Pleszowej, a raczej zbudować przez te bagna taki most, by po
nim mogli przejść wszyscy oblężeni. Więc lasy całe poczęły padać pod siekierami Kozaków i tonąć w błotach;
rzucano w nie wozy, namioty, kożuchy, świty – i most przedłużał się z dniem każdym.
Zdawało się, że dla tego wodza nie masz nic niepodobnego.
Król zwłóczył szturm nie chcąc przelewu krwi, lecz widząc te olbrzymie roboty poznał, iż nie ma innej rady, i
kazał otrąbić w wojsku, by się na wieczór gotowano do ostatecznej rozprawy.
Nikt nie wiedział o tym zamiarze w taborze kozackim – most przedłużał się jeszcze całą noc poprzednią;
rankiem zaś Bohun wyjechał na czele starszyzny obejrzeć roboty.
Było to w poniedziałek, siódmego lipca 1651 roku. Ranek dnia tego wstał blady, jakby przerażony, zorze na
wschodzie były krwawe, słońce wzeszło rude, chorobliwe, krwawy jakiś odblask oświecał wody i lasy.
Z obozu polskiego wyganiano konie na paszę; tabor kozacki szumiał głosami rozbudzonych ludzi. Porozpalano
ogniska i gotowano strawę poranną. Wszyscy widzieli odjazd Bohuna, jego orszaku i idącej za nim jazdy, z pomocą
której wódz chciał spędzić wojewodę bracławskiego zajmującego tyły taboru i psującego z armat roboty kozackie.
Czerń patrzyła na odjazd spokojnie, a nawet z otuchą w sercu. Tysiące oczu odprowadzało młodego wojownika i
tysiące ust mówiło za nim:
– Boże cię błogosław, sokole!
Wódz, orszak i jazda oddalając się z wolna od taboru doszli do brzegu lasu, mignęli jeszcze raz w porannym
słońcu i poczęli się zasuwać za chaszcze.
Wtem jakiś straszny, przeraźliwy głos zakrzyknął, a raczej zawył przy bramie taboru:
– Lude, spasajtes!
– Starszyzna ucieka! – krzyknęło naraz kilkanaście głosów.
– Starszyzna ucieka! – powtórzyły setki i tysiące ludzi. Szmer poszedł przez tłumy, jak kiedy wicher uderzy w
bór – i naraz krzyk okropny, nieludzki wyrwał się z dwukroćstotysięcznej gardzieli:
– Spasajtes! spasajtes! Lachy! Starszyzna ucieka!
Masy ludzkie wezbrały naraz na kształt rozszalałego potoku. Zdeptano ogniska, poprzewracano wozy, namioty,
rozerwano ostrokoły; ściskano się, duszono. Straszliwa panika poraziła obłędem wszystkie umysły. Góry ciał
zatamowały wnet drogę – więc deptano po trupach wśród ryku, zgiełku, wrzasku, jęków. Tłumy wylały się z
majdanu, wpadały na pomost, spychały się w bagna, tonący chwytali się w konwulsyjne uściski i wyjąc do nieba o
miłosierdzie, zapadali się w chłodne, ruchome błota. Na pomoście wszczęła się bitwa i rzeź o miejsca. Wody
Pleszowej zapełniły się i zatkały ciałami. Nemezis dziejowa spłacała straszliwie za Piławce Beresteczkiem.
Wrzaski okropne doszły do uszu młodego wodza i wnet zrozumiał, co się stało. Lecz na próżno zawrócił w tej
chwili do taboru, na próżno leciał naprzeciw tłumom ze wzniesionymi do nieba rękami. Głos jego zginął w ryku
tysiąców – straszliwa rzeka uciekających porwała go wraz z koniem, orszakiem i całą jazdą i niosła na zatracenie.
Wojska koronne zdumiały się na widok tego ruchu, który zrazu wielu za jakiś atak rozpaczliwy poczytało – lecz