Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
- Jesteś choć pewny swej intuicji? Narkotyki i piwo zwykle są pożywką dla proroctw i filozofii, których nie wymyśliłby trzeźwy umysł.
- Możliwe - odparł Opyros - ale czasami otwierają drogę do prawd ukrytych za uporządkowanymi myślami - zaczął składać pergaminowe arkusze, jego ożywienie przygasło.
Kane zrobił przepraszający grymas.
- Chciałbym usłyszeć resztę tego, co napisałeś - poprosił i skinął na przechodzącą kelnerkę. Jego długie palce wyrwały z rąk kelnerki dzban i postawiły przed poetą.
Opyros ostrożnie napełnił swój kufel i pochylił się ponownie nad gęsto zapisanymi liniami. Zaczął czytać cichym głosem, raz za razem zwilżając gardło. Od czasu do czasu Kane przerywał, by spierać się o składnię lub inne rzeczy - dopóki Opyros, zastanowiwszy się nad jego wskazówkami, nie zrobił na marginesie notatek za pomocą metalowego pióra, maczanego w rozlanym piwie i pocieranego o kawałek atramentu. Potem zaczynali czytać dalej.
Poeta dawno już zrezygnował z jakichkolwiek wysiłków, żeby zgłębić zasłonę tajemnicy, która spowijała Kane'a. Nawet tak prosta sprawa, jak wiek Kane'a nie dawała się rozstrzygnąć z pewnością - fizycznie wydawał się być niewiele starszy od trzydziestoletniego Opyrosa. Było to jednak złudne, gdyż doświadczenie Kane'a wskazywało, że musi być starszy. Był zagadką, a Opyros cenił jego przyjaźń zbyt wysoko, by zadawać niedyskretne pytania. Zaakceptował tajemnicę, dumając tylko prywatnie nad oczywistymi posępnymi sprawami, które wyłaniały się z cienia przeszłości Kane'a.
Już ponad rok minął od czasu, kiedy Opyros po raz pierwszy go spotkał. Błądził właśnie o zmierzchu wśród zarośniętych lasem ruin Starego Miasta. Wyczuwając w nieznajomym ducha pokrewieństwa mimo odpychającej powierzchowności, Opyros zagadnął go. Mężczyzna oddał pozdrowienie uprzejmym głosem z nieokreślonym akcentem, ale w pierwszej chwili Opyros dostrzegł morderczy ziąb w jego niebieskich oczach. Wymienili parę zdawkowych uwag o Starym Mieście. Opyros był zdumiony, z jaką nonszalancją nieznajomy rozprawia o historii, tajemnicach i naukach w czasach Starego Miasta. Mówił o rzeczach, których poeta był tylko mgliście świadomy, choć chciwie dotąd zgłębiał wiedzę w tych dziedzinach. Opyros wymienił kilka hipotez na temat opuszczenia Starego Miasta przez mieszkańców ponad dwa wieki temu. Kane w odpowiedzi śmiał się tylko dziwnie. Bardziej zaciekawiony, niż urażony tym zachowaniem, Opyros starał się podtrzymać rozmowę. Kane udzielał wymijających odpowiedzi, aż do chwili, kiedy Opyros przedstawił się. Kane natychmiast wyraził zainteresowanie pracą poety i tracąc trochę swojej roztargnionej rezerwy, zaproponował zacieśnienie znajomości przy stole w tawernie.
Przypadkowe spotkanie rozwinęło się w przyjaźń i Opyros rychło obznajomił się z ciemnymi zaułkami i ukrytymi ścieżkami Enseljos, gdzie regularnie poszukiwał towarzystwa Kane'a.
W dokładną naturę interesów Kane'a w północnej dzielnicy Opyros starał się nie wnikać, choć czuł, że musi to być gra o wiele bardziej subtelna, niż kontrola, którą sprawował Kane nad tutejszym światem podziemia. Była to jeszcze jedna tajemnica otaczająca nieznajomego - obok jego niespodziewanie głębokiej wiedzy, znajomości poezji i historii obcych krajów i minionych wieków.
Krytyczne zdolności Kane'a oceniał Opyros bardzo wysoko. Jego logiczne i precyzyjne uwagi sprawiały, że poeta niejednokrotnie zmieniał fragmenty swoich prac, wdawał się w wymianę argumentów i dyskusje zazwyczaj trwały od zapadnięcia ciemności do świtu.
Opyros bardzo cenił sobie tę przyjaźń i miał nadzieję, że Kane podziela jego uczucia. Poeta był wyrzutkiem wśród arystokracji Enseljos, wśród której się urodził, lecz o której płytkie towarzystwo nie dbał. Choć jego twórczość zaczynała być szeroko znana na Północnym Kontynencie, a geniusz niekwestionowany, makabryczny kierunek jego zainteresowań wyrobił Opyrosowi ciemną reputację wśród intelektualistów i dyletanckiej publiczności. W ten sposób literacki aplauz umknął mu - choć rozgłos nie - i Opyros nie był kochany ani przez tych z aspiracjami do kultury, ani przez tych, którzy pysznili się swym pochodzeniem i bogactwem. Wiedział, że nic go nie łączy z wyższymi klasami społeczeństwa, które traktowały go jak szaleńca. Społeczna dezaprobata dla jego życia i pracy chwilami przysparzała goryczy, ale nie stanowiła przeszkody do pisania. Dziedzic posiadłości i ogromnej fortuny był w stanie ignorować to wyobcowanie i kroczyć po niezbadanych ścieżkach, po których prowadził go jego geniusz. Często przychodziło Opyrosowi na myśl, że jest poza prawem, tak samo, jak Kane i te ciężko patrzące kreatury, które krążyły wokół nich.
- A co z „Nocnymi Wiatrami"'? - spytał Kane, kiedy Opyros skończył czytać.
Jego towarzysz zrobił niezadowoloną minę.
- Och, prawie nic nie napisałem - kreśliłem i zaczynałem na nowo chyba setki razy. Ciągle nie mogę zbliżyć się do tego, o co mi chodzi.